Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2019, 20:59   #221
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Obserwacje specyficznej flory strefy nie napawały go optymizmem. Ta zielonkawa poświata, a bardziej unoszące się w niej drobinki nieznanych organizmów były niepokojące. Dodatkowo te narośla oplatające peron. Może nie były to grzybnie, które rozerwały na strzępy ciało albinoski, lecz wcale nie gwarantowały bezpieczeństwa. W obecnej sytuacji doktor nie mógł pobrać próbek i zbadać ich choćby pobieżnie pod mikroskopem. To sprawiało, że musiał zdać się na swój instynkt badawczy, a ten w strefie go do tej pory zawodził. Nie miała ona prawie nic wspólnego z dawnymi obszarami, w których zwykł się poruszać. Była obca, niebezpieczna i nieprzewidywalna. Zdawało się, że całe doświadczenie i wykształcenie biologa nie było w żadnej mierze przydatne do zastanych w zonie warunków. Nawet powiedziałby więcej... to strefa naigrywała się z niego, a dawne umiejętności i wiedza, mogły być zgoła mylące i prowadzić do zguby wcześniej, niż by przypuszczał.

Przez dłuższy moment analizował, jak przedostać się w miarę bezpiecznie zalanym tunelem, lecz po chwili skupił się na pomocy Polakowi, przy przygotowaniu prowizorycznego obozu. Nie miał on bowiem nic wspólnego z poprzednimi kryjówkami wytyczonymi ściśle według stalkerskiej szkoły. Wilgraines czuł, że to jedynie namiastka bezpieczeństwa, lecz nawet i to znaczyło dla nich wiele w obecnej sytuacji. Kilka godzin odpoczynku było niezbędne, aby mogli dalej mierzyć się z zabójczą strefą.

Światło świecy dało nikłe, ale poczucie bezpieczeństwa. Mervin zmontował sobie pręt, z kawałkiem rurki, który mógłby służyć jako broń i chwytak. Posilił się też konserwą i przedstawił kompanowi koncept dalszej wędrówki.
- Wydaje mi się, że brodzenie w wodzie jest obarczone pewnym ryzykiem. Po pierwsze: woda jest dość głęboka, na pewno około pół sążnia... to jest około metra według waszej, europejskiej miary. - dodał wyjaśniająco. Wyspiarze mieli swoje miary inne od kontynentalnych. Zawsze manifestowali swoją odrębność. Po brexicie na początku XXI wieku te tendencje jeszcze bardziej się utrwaliły. Po drugie: zawiera jakieś cząsteczki , które mogą być jakimiś zarodnikami. No i te narośla.. głębiej mogą się rozwinąć w coś... paskudnego... - wymownie spojrzał na Mariana. - Dobrze byłoby zatem, znaleźć kawałek czegoś pływającego z tego złomu na stacji. Może jakiś kawał aluminium z rozsuwanych drzwi, bądź plastiku, prowizoryczne wiosła i tak pokonać ten odcinek? - zadumał się, ciekaw opinii kolegi.

Nagle cała atmosfera planowania przy obozowym płomyku zmieniła się w koszmar. Zjawisko trzęsienia ziemi nie jest miłym dla nikogo. Mervin przed hibernacją, przeżył jedno solidne podczas pobytu w Japonii. Lecz to, co stało się ich udziałem w przeciągu chwili w strefowych ruinach, było najgorszym, jakie mógłby sobie wyobrazić. Chwilowy armageddon, którego doświadczył skutecznie pozbawił go orientacji. Stacja zmieniła się w zapylony kłąb dymu, woda przelewała się przez krawędzie peronu, sycząc niemiłosiernie, jak wściekłe bałwany. Strefa uderzyła na nich z łoskotem. Wydawało się, że na dobre pogrzebała ich w ruinach metra, Brytyjczyk potrzebował dłuższej chwili, by dojść do siebie. Kanonada odbijała się echem w uszach i nawet kiedy ziemia przestała się trząść, wydawało mu się, że peron nadal drży w konwulsjach. Spojrzał na Mariana, który zyskał błotnisto-szary kamuflaż, zrozumiał, że musieli wyglądać bliźniaczo. Cała stacja stała się mroczniejsza, trudno było ocenić, czy zostali odcięci na dobre, lecz poważnie liczył się z faktem, iż to strefa siłą wyznaczyła im kierunek dalszego marszu. Bez możliwości jakiejkolwiek negocjacji...

- Jesteś cały? - zapytał towarzysza, czując jak pęka strup klejący usta, powstały z miksu kurzu, wody i czarciego pyłu.

Zakasłał przy tym miarowo, oczy łzawiły i po omacku szukał w plecaku wody, by przemyć całą twarz. Szczęśliwie znalazł butelkę i wylał dużą część jej zawartości. Pomogło to tylko chwilowo, gdyż nadal kurz uparcie wciskał się pod powieki. Teraz zaczął jednak pracować badawczy zmysł słuchu. Przyniósł niepokojące odgłosy, kojarzące się z jakimś dużym insektem. Chrobot, niczym odnóża jakiegoś stawonoga, takie przynajmniej odniósł pierwsze wrażenie. Niepewnie ścisnął pręt w rękach. Usiłował zlokalizować zagrożenie, cofając się powoli od odgłosów wydawanych przez tajemniczego gościa. Ucieczka była chyba najrozsądniejsza, lecz tez musiała być przemyślana. Warto wiedzieć, co też na nich czyhało w ruinach...
 
Deszatie jest offline