Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2019, 21:43   #85
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Into the darkness.

Wolvie i jego ekipa schodzili coraz głębiej w czeluść po schodach. Coraz głębiej w labirynt murów i ukrytych pułapek. Tam w labiryncie panowała ciemność, rozświetlana nielicznymi pochodniami. Tam kryły się zagrożenia. Tam też mogły kryć się odpowiedzi na wiele pytań.
W ciemności...

Archiwum zasobów


Zwojów było wiele i były problematyczne. Zapisane w kilkunastu różnych językach tworzyły chaotyczne pomieszanie łaciny, greki, aramejskiego i egipskich hieroglifów w wersji hieratycznej oraz dwóch innych języków, który Lili nigdy dotąd nie widziała na oczy. Przeglądanie tych zwojów i odczytywanie zawartości było więc bardziej zgadywaniem w oparciu o słowa klucze.
Jednym z takich słów był spis, wśród których znalazła de animae reditu volumen co oznaczało zwój przywrócenia ducha. Jednakże co dokładnie miało znaczyć to słowa, czym był ten swój, a jakiego ducha chodziło… ech…
Bardziej przydatne było słowo valetudinarium… dość rzadko stosowane łacińskie określenie przybytku leczniczego. Pod nim było sporo hieroglifów, liczb i znaków, kolejne określenia z rzymskiego takie jak medicus czy et resurrectionis erimus… co mogło dotyczyć uzdrawiania. No i samo określenie pojawiające się w dokumencie “domus sanitatem”... dom uzdrawiania, przynosiło nadzieję. Tylko gdzie on się znajdował ?
Towarzysze van Erp, będąc niewyedukowaną klasycznie grupką, nie bardzo mogli pomóc w tych poszukiwaniach. Dobrze że chociaż znajdowali mapy, co jednak bardziej zaciemniało obraz sytuacji, niż rozjaśniało.
Wychodziło bowiem na to, że zamek… nie jest zbudowany według jakichkolwiek logicznych zasad. Rozciągał się nie tylko w przestrzeni, ale poprzez etherum na quod ministrantem platanum… inne plany egzystencji? Przejścia w zamku nie musiały prowadzić tam, gdzie logicznie prowadzić powinny. Góra i dół były tu subiektywnymi kierunkami. Komnaty mogły mieć różne rozmiary… ba nie być nawet pokojami, a sinum esse ex planis… kieszonkowymi wymiarami? Cokolwiek to znaczyło. Były też mapy z zapisanym na czerwono wyrażeniem: prohibitos autem locus - zakazane miejsce.
Takich map kompani Lili znaleźli trzy. Jedna przedstawiała miejsce: Payratheon, druga Khin-Oin, trzecia… najciekawsza z nich, nazwana została Stygia… i tam na tej mapie zaznaczony na czerwono był punkt podpisany: Levistus.
Tyle że nie wiadomo jak dotrzeć do któregokolwiek z tych miejsc. Niemniej niektóre ze zwojów pozwoliły van Erp odkryć, że w tym miejscu, rzeczy mogły nie być tym czym się wydawały. I że drzwi mogły znajdować się w miejscach których się nie spodziewała. Na przykład, ukryte za szafką w komnacie w której się obecnie znajdowali. Drzwi prowadzić miały do jednego z trzech miejsc.
Kowalskich Płomieni, Jedwabnego Leża, Lśniącej Perły… tłumaczenie z łaciny dało bardzo poetyckie nazwy, ale niestety nie dające zbyt wiele informacji...także na temat tego jak niby można było wybrać do którego miejsca chce się dotrzeć.

Sala “tronowa”.

JR i Guerra wkroczyli przez małe drzwi, do… gigantycznej komnaty. kunsztownie zdobionej i rozmiarami nie pasująca do tego miejsca. Prawdziwa sala tronowa, godna cesarzy… sala która nigdy nie powstała na Ziemi. Bo wszak skala tego pomieszczenia była niewyobrażalna. Taka sala mogła kosztować olbrzymią fortunę. I była pusta… prawie.
Oboje natknęli się na kilka istot, które nie zdecydowały się na otwartą agresję. Skrzydlatych, rogatych, ogoniastych, ale zdecydowanie nie wrogich. Jedna z nich siedziała na tronie, bardzo ludzka i nieludzka zarazem.


Diablica smakowała coś z kielich swoim długim językiem. I spoglądając na wchodzących AST złotymi oczami. Władcza i dumna istota była przeciwieństwem, drugiej skrzydlatej bestyjki w tej komnacie.
Siedzącej na jednej z kolumienek i bardziej ludzkiej i zdecydowanie bardziej podekscytowanej gośćmi, którzy wkroczyli do sali.
- Lesuraie Lesuraie… mamy gości… śmiertelników.- krzyknęła wzlatując w powietrze i podlatując do dwójki żołnierzy US Army.
- Widzę Saalandro, widzę…- odparła z uśmiechem diablica siedząca na tronie. -Rycerze przybyli do zamku, by uwolnić księżniczkę? O dzielni rycerze z ognistymi mieczami… nie ma tu cnotliwych dziewic do uratowania. Jesteśmy tylko my.

Skarbiec

Meyes podążała na końcu. Niezbyt dobrze się czuła w tym miejscu. Snajperka którą nosiła na plecach była tu mało użyteczna. A podczas walki z małymi latającymi diablikami zużyła większość amunicji w swoim raptorze. Dlatego trzymała się z tyłu, za Kitem i za Charlotte. Collier podążała pierwsza. Kit odczuwał skutki jadu, lekkie odrętwienie i trochę niepewny krok. Niemniej wydawało się, że trucizna nie zdołała go pokonać. I choć odczuwał nadal jej skutki, to efekt nie ulegał zwiększeniu. Było dobrze… byle dotrwać do końca misji. Nadal miał ręce sprawne i uchwyt na broni pewny.
Ruszyli więc wykonać zadanie, zlecone przez JR.
Collier wyważyła kopniakiem drzwi i… cała trójka AST weszła do skarbca… takiego wprost z bajek, rozsypane złote monety, klejnoty i inne skarby walały się po podłodze. Brakowało tylko smoka strzegącego skarbu. Niemniej zamiast smoków było coś innego.
Poruszały się zagrzebane w monetach i ciężko je było zlokalizować, nim wynurzyły się bardzo blisko trójki AST. wielkie czarne węże z twarzami przypominające ludzkie i ognistymi oczami.
Jeden, drugi, trzeci, czwarty… Potwory miały przewagę liczebną i rozmiaru, ale co takie węże mogły zrobić przeciw taurusom w dłoniach dwóch AST.
- Co tu robicie? Nie powinno być was. To nie miejsce dla waszego rodzaju.- odezwał się kolejny wąż, wynurzający się zza kupy złotych monet.


Ta olbrzymia wężyca miała całkowicie ludzką twarz i “tułów” przechodzący w czarne wężowe ciało. Dookoła niej lewitowały zwoje i jakieś stare astrologiczne mechanizmy.
-To nie jest wasz plan egzystencji śmiertelnicy. Już nie.- dodała władczo władczyni węży.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-10-2019 o 21:43. Powód: czeski błąd O.O
abishai jest offline