Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2019, 21:52   #31
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Skoro chcesz mi postawić - powiedział Leith raczej głośno, po czym dodał już normalnie - Szlachetny Panie.
Ulv skwitował to tylko krzywym, znużonym uśmiechem hedonisty. Zapewne tak uśmiechał się też podczas aktów największego okrucieństwa...
- Jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, Bękarcie. W tym świecie niczego się nie stawia, nie ma nic za darmo... - mówiąc to skinął dłonią, by Leith poszedł za nim do jego stolika. Nie oglądając się za siebie, skrzydlaty kontynuował:
- To zaproszenie zapewne ma jakąś cenę. Możesz się oczywiście łudzić, że już ją zapłaciłeś, zwracając moją uwagę swoimi... wyczynami, ale... czy ktoś z nas ma pewność?
- Nie miałem i nigdy nie będę miał możliwości spędzenia tysięcy lat na wymyślaniu pierdół, jak wasza jaśnie oświecona rasa, ale mogę cię zapewnić, Szlachetny Panie, że w moim sercu, jest wiele bezinteresowności. Nie bierz tego jednak dosłownie, Czcigodny, nie znajdziesz jej w czasie wiwisekcji. - mówił Leith podążając za Ulvem i bacznie obserwując otoczenie. To jest: krzyżując wzrok z każdą parą oczu jaka byłaby po drodze. O dziwo, nie było ich wiele. Jakby nagle Bękart przestał być interesujący dla dekadenckiej, spragnionej rozrywki społeczności niemal-nieśmiertelnych. Czyżby Ulv miał tu aż taki posłuch? A może... stała za tym jakaś magia? Leith przypomniał sobie, że nigdy tak naprawdę nie widział klejnotu kochanka księżnej.
Tymczasem Ulv przeczesał palcami lśniące, kruczoczarne włosy i usiadł przy stoliku, na którym od razu pojawiły się dwa kryształowe kielichy i karafka. Jakaś półnaga dziewczyna o piersiach tak idealnie krągłych, że mogłyby służyć za wzór w geometrii, rozlała do kryształowych naczyń gęsty, złocisty trunek, który wyglądał jak miód, ale... kto tam wie tych pierzastych?
- Wiwisekcja? Jesteś mądrzejszy niż chcesz to pokazać lub... niż inni chcą cię widzieć. To trochę tłumaczy jak udało ci się przetrwać. Niemniej... - Ulv ujął kieliszek w dłoń i czekał wyraźnie aż Bękart uczyni to samo - Zastanawia mnie jak udało ci się wkupić w łaski Aurory. To... doprawdy niebywałe, że nie rozmazała cię na ścianie za to, że wtargnąłeś do jej komnat.
Leith oglądał swojego rozmówcę przez pryzmat kielicha
- Mam po prostu coś, czego wy nie. To nie jest przechwałka czy uzurpacja, to jest po prostu stwierdzenie faktu. Tak to już jest z mieszańcami.Jeśli chcesz mieć muła, najlepszy koń czy osioł ci go nie zrekompensują.
Ulv rozsiadł się wygodniej. Nie patrzył nawet na Bękarta, tylko gdzieś w przestrzeń.
- Pytanie brzmi po co księżniczce zwykły muł, gdy sama ma skrzydła, by podróżować...

Trudno powiedzieć czy było to faktycznie pytanie zadane Leithowi. Coś jednak sprawiło, że Bękart poczuł się zaniepokojony. Czy to ton głosu Ulva? Nie, nie było w nim groźby... co zatem? Dopiero po chwili poczuł, że coś... ktoś... go dotyka. Nie cieleśnie, lecz jakby od wewnątrz. To było nierealne, ale gdy Mieszaniec uświadomił sobie, gdzie ów bodziec niepokoju się znajduje, w jego głowie pojawiła się wizja obślizgłej, pełzającej powoli macki, która badała strukturę jego umysłu, wpełzając do każdego otworka, który znalazła.

Przynajmniej było to coś wymiernego, Skoro ta wizja miała w jego głowie konkretną formę czym więc była? jakiegoś rodzaju wyobrażeniem, nawet jeśli nie jego własnym. To była jego głowa, więc on też mógł jej używać. Leith skupił się na każdym zakamarku swojego umysłu który pełen był jadu i złości i zaczął opróżniać go na owe macki.
Jeśli Ulv - zakładając, że to jego “macki” - odczuwał jakoś kontratak ze strony Leitha, nie dawał tego po sobie poznać. Wręcz przeciwnie, spojrzał teraz na Bękarta z niemal... troską.
- Umilkłeś. Nie smakuje ci ten miód? Mów szczerze, mogę kazać podać inny trunek. Mogę kazać też wychłostać dziewczynę, która poczęstowała mego gościa niesmacznym miodem. Albo pozwolić tobie ją wychłostać...

Nieznaczny uśmiech, gdy tymczasem jedna z macek pobudziła wspomnienie chłostanej innej dziewoi - Mru. Ulv zresztą też tam był... kto wie, może to był jego pomysł?

Leith zmusił swoją uwagę do podzielności. Zerknął na kielich z którego ostatecznie nawet nie skosztował.

- Szczerze? możesz nawet pominąć chłostę i po prostu kogoś zabić. Tak długo jak to będzie skrzydlaty, człowiek, mucha, komar czy inne uprzykrzne stworzenie. Tak wiem, że to wiele nie zmieni ale jestem trochę idealistą…. rozumiesz?
- I może tym idealizmem zjednałeś do siebie księżniczkę? - podpowiedział coraz bardziej rozbawiony Skrzydlaty. Jego język przyślizgnął się zmysłowo po krawędzi naczynia, a Leith poczuł, że widmowa macka robi to samo z jego umysłem.
- Dlaczego nie? to by chyba nie była najdziwniejsza rzecz jaką można sobie było wyobrazić… - mówił Leith mrugając gdy tak naprawdę chciałby mieć powiekę po przeciwnej stronie gałki ocznej, tam gdzie miał wrażenie, że właśnie smyra go macka. Mężczyzna potarł skronie.
- Mam głowę pełną oślizgłości, widzisz? tak właśnie na mnie działacie jak widać…
- Co masz na myśli? - zapytał Ulv, dopijając zawartość kielicha i patrząc pytająco w stronę pełnego wciąż naczynia Bękarta.
Leith zakręcił palcami przy swoich skroniach.
- Na myśli mam macki.
Ulv uśmiechnął się i diabli wiedzieli, co ten uśmiech miał wyrażać.
- Jeśli teraz wypuściłbym cię stąd, ba, przerzucił przez Mur... Nie uciekniesz, co? Za bardzo chcesz nas wszystkich pozabijać. O swoje życie się nie troszczysz. O nic się nie troszczysz... Więc czekasz, czaisz się. Słusznie. Brakuje ci jednak elegancji. Brakuje ci... planu.
Leith który wciąż starał się rozdzielać swoją uwagę kiwnął głową.
- Trzeba grać kartami które się ma, a nie tymi których się nie ma. A jeśli się ich nie ma wcale, blefować. Ale to akurat wiecie bardzo dobrze.
Bękart poczuł jak macki powoli twardnieją, zamieniając się w szpony. Czuł... tak, czuł dosłownie jak ostry szpon skrobie jego jestestwo - nie po to by zranić, lecz po to by wzbudzić strach, zabawić się. I równie nagle ten pazur znikł. Leith znów czuł się panem swego umysłu. Ulv tymczasem dolał sobie miodu i rozejrzał sie znudzony wzrokiem.
- Dobra fiutku, jeśli chcesz przelecieć naszą księżniczkę, to chyba czas na ciebie. Za chwilę zaczną się gody.
Leith potrząsnął głową to w prawo to w lewo upewniając się, że nie zahaczy mózgiem o jakieś “kolce” po czym kiwnął skrzydlatemu:
- Skoro szlachetny pan pozwoli, tak też uczynię… - Leith wstał i niby to przepraszająco powiedział:
- Jak sam szlachetny pan zauważył, księżniczka się sama nie przeleci… przynajmniej nie szlachetnym panem… - wyjaśnił Leith z pokorą chyląc głowę przed Ulve, po czym oddalił się tam, gdzie jego obecność była wymagana przez pracodawczynię.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline