Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2019, 16:59   #147
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Czekanie było najgorsze. Bezruch, zastój i nerwowe zerkanie w dal aż do granicy zielonych liści dżungli - tam, gdzie po raz ostatni panna Holden widziała tego, bez którego nie umiała sobie wyobrazić dalszego życia. Wiedziała po co poszedł, znała prawa rządzące każdą walką. Wojna była bezlitosną, zaborczą i krwiożerczą kochanką, nie oszczędzała nikogo, nie patrzyła na sympatie i antypatie. Zbierała żniwo po obu stronach konfliktu, zgarniając do czarnego kosza krwawe kwiaty. Jakim cudem technik miała zachować spokój, gdy niecałą milę dalej Fox z bronią w ręku stał naprzeciw koszmarnym bestiom? Nie był sam, poszli całą grupą, lecz to nie potrafiło uspokoić strachu ściskającego serce i wnętrzności. Czas rozciągał się, zmieniając sekundy w godziny, odmierzane echem wystrzałów i eksplozji. Minęła cała wieczność, podczas której Vesna krążyła w kółko obozu, wyłamując nerwowo palce i wciąż zerkając na ścianę lasu. Czekała z duszą na ramieniu, powstrzymując nudności i cisnące się pod powieki gorące łzy. Nie mogła ryczeć, w końcu była z Det do tego z samego serca Downtown. Spokój i opanowanie - kto ich nie umiał zachować, nie był nic wart. Usiadła więc na przewalonym pniu i po prostu czekała, ograniczając etapowanie niepokojem do palenia kolejnych papierosów.

W pewnej chwili hałasy ucichły, zapanowała nieznośna cisza… i nagle krzaki zaszeleściły, wypluwając pierwszych ludzi. Jednego, drugiego…

- Alex! - dziewczyna poderwała się z miejsca, ledwie na horyzoncie zmaterializował się ten przez którego prawie dostawała zawału. Przestała zwracać uwagę na cokolwiek, widziała tylko jego wyprostowaną, uśmiechniętą sylwetkę. Na skraju umysłu odnotowała brak ran i krwi… a potem z impetem wpadła mu w ramiona i reszta świata przestała się liczyć.

Musiało być w porządku. Dało się poznać po tym jak Alex też ją dojrzał gdy wyłonił się spomiędzy drzew i krzaków bo wyszczerzył się do niej bezczelnym uśmiechem. A gdy wpadła w jego ramiona to te silne ramiona przywarły do jej pleców jednocześnie przyciskając ją do męskiego torsu. Chwilę tak ją ganger trzymał i ściskał ale w końcu nieco poluzował uchwyt i odezwał się do niej szczerząc się nadal ale z bliska widziała, że tam, na dnie tęczówek, czai mu się coś ciepłego co było adresowane tylko do niej bo tylko ona mogła teraz w te tęczówki patrzeć.

- No co? Pozamiataliśmy te kundle i tyle. Żebyś wiedziała jak huczało! No a jak u was było? - zapytał zblazowanym tonem jakby w środku Novi miał tylko pojechać i zatankować furę i już był z powrotem.

- Słyszałam - pociągnęła nosem, wczepiając się w niego z całej siły. Ludzie przepływali gdzieś obok, upał jakby zmalał i byli tylko oni. Odwzajemniła uśmiech, oddychając z ulgą przez którą poczuła się fizycznie wykończona, jak po długim maratonie i to na głodniaka.
- Brzmiało jak dobra impreza… no już, pokaż się - odkleiła się na tyle aby móc kontrolnie sprawdzić czy Runner nie krwawi, ani czy nie dorobił się siniaków - Musisz być zmęczony, chcesz coś do picia?

- A masz coś? No to pewnie.
- ganger odkleił się od Vesny aby dać jej sięgnąć gdzie trzeba. A sam wreszcie sięgnął do kieszeni po wymiętą paczkę fajek bo wreszcie było po akcji więc mógł zapalić. Wyciągnął tego pomiętego skręta i zajarał zaciągając się z ulgą i lubością. A do Vesny dotarł zapach palonego tytoniu i zielska co Alex tak lubił mieszać ze sobą. - A impreza no pewnie. Mieliśmy się podzielić na trzy grupy. Ja trafiłem do tej z Marcusem. Szliśmy od jeziora. Dobrze, że te kundle spały bo cholera jakby nie… - ganger pokręcił swoją czarną głową na znak, że takiego scenariusza to nie ma nawet ochoty rozpatrywać.
- Znaczy pod koniec i tak się chyba zorientowały, że coś jest grane. No ale nie skumały co bo tylko stały i warczały. No a my już podeszliśmy na tyle blisko, że mogliśmy rzucać te bomby co zrobiłaś. I jaki kozacko ich rozpieprzały te bomby! - roześmiał się wesoło na to świeże wspomnienie i zaraz zaciągnął się mocno skrętem. Vesna zaś gdzieś wyczuwała przez mokrą od potu skórę, że mimo wszystko Alex musiał nieźle najeść się stresu na tej akcji. Nawet jak zgrywał teraz chojraka i, że to było nic takiego.

Na szczęście było już po wszystkim, przeżył i Duchy mu sprzyjały. Stał przed nią cały i zdrowy - tylko to się liczyło.
- Proszę kochanie - podała mu manierkę, a potem wróciła do roli wiszącej na jego szyi - Wiedziałam, że dasz radę. W końcu co to dla ciebie, parę burków. Wypij wszystko, zaraz ci znajdę coś jeszcze jeśli chcesz… dobrze że już jesteś. Martwiłam się - przyznała wreszcie, wtulając twarz w podkoszulkę na jego piersi.

- No już dobrze, dobrze… Też myślałem, żeby cię tu nic nie zeżarło jak zostałaś sama. - Alex przytulił ją do siebie jedną ręką drugą pijąc z manierki. Odetchnął z ulgą i znów popatrzył na nią z góry. - No ale już jesteśmy razem. - rzekł cicho, uniósł jej brodę i pocałował ją mocno. Chwilę stali tak pośrodku dżungli i zgrai ludzi, aż wreszcie musieli się od siebie oderwać.

- Odpocznij, zasłużyłeś - Vesna uścisnęła Foxa ostatni raz, nim nadszedł moment rozłąki. On poszedł przysiąść na pniu razem z pozostałymi walczącymi, a ona zgarnęła torbę medyka aby połatać tych, którzy nie mieli tyle szczęścia co jej chłopak.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline