Bitewna gorączka opadła. Ranni zostali opatrzeni. Przyszedł czas na radę. Wrócono do świetlicy. Grimbin, wciąż odziany w zbroję i Bardak przewodzili naradzie, ze wskazaniem na tego ostatniego. Jako, że rozmowy toczyły się w khazalidzie, Grimm szeptem tłumaczył siedzącym wkoło niego towarzyszom.
-
Burza, jakiej niedawno byliśmy świadkami z pewnością ma związek z tym atakiem. No i jeszcze kurhan, o którym przypomnieli mi nasi szacowni goście. Zło zostało obudzone. Mieliśmy zostać ostrzeżeni i ostrzeżenie przyszło w ostatniej chwili. Obawiam się, że to tylko jeden z aktów przemocy skierowanych przeciwko mieszkańcom doliny. W pobliżu ludzkiej osady zginął pasterz. Nas zaatakowała grupa szkieletów. Dzieje się tu coś złego. I z pewnością nie spodoba się Wam moja rada. Nalegam byśmy opuścili na jakiś czas kopalnię… - słowa Bardaka zostały zagłuszone krzykami oburzenia i sprzeciwu. Grimbin rąbnął trzonkiem topora w stół i krasnoludy uspokoiły się. –
Opuścili kopalnię i udali się do Farigoule. Spytacie czemu? Odpowiem, że im nas więcej będzie, tym bezpieczniej. Ludzie sami się nie obronią. A zło z pewnością nie odpuści. Trzeba im pomóc, a jak nie my, to kto? – tym razem, gdy mędrzec odwołał się do krasnoludzkiej odwagi i honoru, sprzeciwów nie było. Ktoś nawet wzniósł bojowy okrzyk. –
Zawrzemy wrota i złożymy bogatą ofiarę Gwarkowi. Niech czuwa pod naszą nieobecność nad sztolniami. A jak się uspokoi, to wrócimy. Bracia, szykujmy się!
Krasnoludy zaczęły przygotowania do ewakuacji. Wtedy mędrzec zwrócił się do awanturników. –
Pomogliście, za cośmy wdzięczni. Teraz jednak nie czas na samotne wycieczki i głupoty. Nie ma co niepotrzebnie ryzykować. Kurhany nie uciekną, a okolica może być zabójcza. Udacie się z nami i wrócicie do wsi. To na niej, jeśli ktoś ma plan zdobycia doliny, skupią się ataki. Wyruszymy, jak tylko będziemy gotowi – z tymi słowami odszedł ku swojemu domowi, pociągając długiego łyka z wyciągniętej zza pazuchy butelki brandy.
*
Wszystko było gotowe jakąś godzinę później. Krasnoludy utworzyły małą karawanę, zaprzęgając zwierzęta do wózków i pakując na nie najpotrzebniejsze rzeczy. Na jednym z wozów podróżowali najciężej ranni. Kawalkada wolno toczyła się drogą w kierunku wioski, krasnoludy maszerowały równym krokiem, równocześnie mając baczenie na to co dzieje się dookoła, ale żaden kolejny atak ożywieńców nie nastąpił. W pewnym momencie, do śmiałków znów zbliżył się Bardak. Miał czerwony nos i widać było po nim skutki wypitego alkoholu.
-
Słuchajcie… Tam jest farma Vernois’ów – wskazał kierunek… prawdopodobny. –
Trzeba i ich ostrzec… Niech też zjadą do wsi. Będą bezpieczniejsi, a w Farigoule przybędzie rąk zdolnych do trzymania broni.