Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2019, 23:46   #110
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Cała ta fucha niby dla ratusza, ale jednak dla hrabiny zaczynała się Litz podobać i to jak! Ciekawe towarzystwo, nietuzinkowe. Ciągle coś się działo, nie było czasu snuć smętnych wspomnień o przeszłości. Był dzień dzisiejszy, teraźniejszość wraz z jutrem gdy nie wiadomo co człowieka spotka, lecz z pewnością da radę wynieść z tego przysłowiowe dwa miedziaki dla siebie. Poza tym czemu niby Gabi miałaby na cokolwiek narzekać? Zwłaszcza, gdy siedziała przy jednej ławie z całą masą dorodnych, dobrze odkarmionych i zadbanych samców dalekich od wyperfumowanych mimoz na jakie czasem się niestety w kręgach arystokracji trafiało? Grupa rajtarów przypominała jej stare dzieje, więc trzeba było zagłuszyć wspomnienia.

- Za spotkanie! - przechylała nowy kufel, śmiejąc się i wieszając to na Lotarze, to siadając “swojemu” wąsaczowi na kolanach. Przygruchała też sobie wysokiego blondyna o imieniu Dietrich, niby również wysoko urodzonego… ale jakimś niesamowicie pechowym zbiegiem okoliczności Gabrielle nie zapamiętała jego imienia. Miała wszak o wiele ważniejsze rzeczy.

- Zdrowie pięknych dam! - jej kufel znów poszybował do góry, a potem w dół, gdy piła nie szczędząc siebie ani trunku. Wino i piwo lały się strumieniami, dookoła widziała las roześmianych, rozbawionych twarzy i lśniących nie tylko alkoholem oczu. Lawirując między rajtarami nie raz i nie dwa czuła na swoim ciele obce dłonie, zwykle w rejonach gdzie dotyk przyspieszał krążenie krwi w żyłach.

- Zdrowie dzielnych panów! Niech waszych klat zawsze trzymają się włosy, bo co to za chłop bez włosów na klacie?! - po raz nie wiadomo który kufel Litz powędrował do góry, a ona zataczając się, usiadła z impetem na czyichś kolanach.

Dopiero na kolanach Gabrielle zorientowała się, że należą one do Wolframa. Tego z tymi pięknymi bokobrodami i wąsami co to jechał razem ze swoją koleżanką na szpicy oddziału. Gdzieś tam kiedyś w jakimś lesie całe mile stąd. Teraz zaśmiał się rubasznie i chyba obojgu było całkiem wygodnie w tej pozycji. Objął ją w pasie przyciągając do siebie i zareagował na kolejny toast.

- Za piękno, emocje i przygodę! - zawołała milady von Osten pijąc trunki zupełnie jak po dobrze wychowanej damie z wyższych sfer nie można się było spodziewać. Piła na równi z rajtarami co w większości byli przecież chłopy na schwał i do szklanki i do szabelki. Lotar też się bawił nieźle chociaż chyba i tak żeńska część drużyny przebijała go na głowę w tej integracji. Hrabina nachylała się coraz częściej do ucha Julii von Grunwald i coś jej szeptała co sprawiało, że często obie wybuchały śmiechem. Teraz, gdy obie tak siedziały razem przy stole i rajtar siedziała bez pancerza łatwiej było je sobie wyobrazić na wspólnym balu czy towarzystwie.

Ciemnowłosa ulicznik z wofenburskich ulic też bawiła się na kolanach jakiegoś rajtara nawzajem pojąc go z kielicha albo dając się jemu poić co bawiło i ją, i jego, i całe okoliczne towarzystwo. Zwłaszcza jak troszkę tego wina się z kielicha i ust Rainy ulało i pociekło jej po policzku, szyi i aż gdzieś za koszulę. A dzielny rajtar rzucił się ratować jej czystość spijając te strużki wina z jej skóry.

Laura za to przysiadła na boku stołu więc znalazła się pomiędzy dwoma najbliżej siedzącymi biesiadnikami i grała, i śpiewała jakaś sprośną balladę często się przy tym śmiejąc a nie zwracając większej uwagi na dłonie które wędrowały po jej zgrabnym udzie wystającym z sukni czy kibici opiętej tą samą suknią.

Agnes znalazła sobie towarzysza z którym potrafiła dogadać się po bretońsku. Więc chociaż już znów wyglądała na mocno wypitą to jej rozmówca podobnie. I wydawało się, że oboje z każdym wypitym kuflem i przepitym toastem dogadują się coraz bardziej i są w coraz większej komitywie.

Najbardziej stonowane wydawały się Larisa i Maruviel. Elfka roztaczała wokół siebie tą specyficzną, elfią aurę i nawet jak siedziała i biesiadowała razem z resztą to wydawała się jakaś inna. Jakby była tutaj tylko przejazdem. Chociaż uśmiechała się i bawiła jak inni to jednak wydawała się istotą z zewnątrz. Kislevitka zaś chyba nie najlepiej znosiła towarzystwo rajtarów bo dało się wyczuć jakiś opór przed pełną integracją z nimi.

Panował harmider, będący mieszaniną kakofonii śmiechów, pokrzykiwań, muzyki i rechotów. Ktoś klął, ktoś walił kuflem w stół do rytmu ballady, albo bekał nie przejmując się że jest niby dobrze urodzony.

- Laura! Ej Laura! - Litz krzyknęła do bardki aby przykuć jej uwagę, a gdy tak się stało, poprosiła - Zagraj coś szybkiego!

Ledwo muzyka przeszła w skoczniejsze, żywsze tempo, brunetka dopiła co było w kufle i wybijała dłonią rytm o kolano. Szybko było tego za mało.

- Rezerwuję twoje siodło - mruknęła kosmato do Wolframa zeskakując mu z kolan na podłogę, lecz nie zagrzała tam długo miejsca. Doskoczyła do najbliższego rajtara, chyba tego Dietricha i okręciła się tanecznym krokiem wokół niego: to przysuwała się tak blisko że ocierali się ciałami, to uchylała się zręcznie, gdy próbował ją dotknąć. Dotykała jego ramiona, barki, głaskała po twarzy i patrzyła głęboko w oczy… a później obróciła się piruetem do następnego, znów kusząc i mamiąc na wyciągniecie ręki, lecz poza zasięgiem.

Na ziemię poleciał jej kaftan, utrudniający poruszanie. Wcześniej zleciał też szal okrywający ramiona. Została w czarnej, haftowanej koszuli o sporym rozsznurowanym dekolcie, spodniach i butach. W tym też stroju wskoczyła na stół, kręcąc się ze śmiechem wokół własnej osi i rozkładając ramiona poruszane rytmem muzyki.

Zaczęła się zabawa! Laura znakomicie się wczuła w swoją rolę i jej utalentowane usta i palce wygrywały skoczną, taneczną melodię. Towarzystwo chociaż w pierwszej chwili zaskoczone jej zachowaniem to jednak gdy ujrzało ją roztańczoną na stole to szybko połapało się co jest co. Zaczęli jej klaskać i dopingować, krzyczeć coś do niej i do siebie nawzajem w rytm dudnienia butów Litz o deski stołu.

- Tak jest! I to jest zabawa! Brawo Gabi, bravissimo! - milady była szczerze zachwycona tym spontanicznym występem. Tak bardzo, że po chwili sama wspięła się na blat stołu i zaczęła tańczyć razem ze swoją towarzyszką. Kołysała się do rytmu brunetki, obracała nią piruety jak w tańcu albo zmysłowo ocierała się o nią wodząc lubieżnie dłońmi po jej ciele. - Dawać dziewczyny! Na stół! - zachęcała pozostałe towarzyszki i po chwili udało jej się namówić Rainę i Julię do spółki. Atmosfera robiła się coraz gorętsza i głośniejsza, wydawało się, że roztańczony i rozśpiewany stół robi się centrum zainteresowania tego wieczoru w “Przyłbicy”. Nie wiadomo jakby się to skończyło bo roztańczona i rozpromieniona hrabina już zaczynała dobierać się do sprzączek i guzików Gabrielle a w pewnym momencie nawet pocałowała ją w usta. I to nie tak po przyjacielsku, w policzek, tylko jak zazwyczaj gdy mężczyzna całował kobietę. I to w prywatnej alkowie. To chyba zaskoczyło wszystkich a najbardziej stół. Bo stół nie zdzierżył i grzmotnął o podłogę zaskakując i zwalając na podłogę wszystko i wszystkich. Powstał rwetes bo cztery tancerki wylądowały na podłodze zjeżdżając po przechylonym stole i zaraz wokół nich zrobiło się zbiegowisko, rajtarzy, Lotar, Agnes i reszta próbowali je szybko podnieść i sprawdzić czy wszystko gra. Gdy niespodziewanie przerwał im histeryczny, kobiecy śmiech.

- Alkowa! - zawołała hrabina von Osten wciąż leżąc na podłodze i dopiero dając się podnieść do pionu. Miała rozciętą wargę i z rozbitej skroni spływała jej strużka krwi ale w ogóle wydawała się tego nie zauważać.

- Alkowa milady? - ktoś zapytał przy okazji podnosząc Gabrielle do pionu aby mogła stanąć na własnych nogach. Ale chyba nikt za bardzo nie zrozumiał o co chodzi hrabinie.

- Alkowa! Bierzemy alkowę! Przecież w pokoju się nie pomieścimy! Bierzemy alkowę! Za mną! - hrabina odzyskała zdolność stania i chodu o własnych siłach i wciąż upojona atmosferą zaczęła przewodzić dalszemu ciągowi tej biesiady łapiąc w pierwszej kolejności za rękę Gabrielle a w drugą Julię i ciągnąc je za sobą w sobie znanym kierunku. To niejako wydawało się, że wywołało reakcję u pozostałych bo zaczęły się okrzyki, wołania właściciela ale cała grupka zaczęła podążać za hrabiną i jej wybrankami.

Przebyli krótką drogę, albo to Litz już mieniło się w oczach, a miary przestawały działać zgodnie z prawami natury. Ledwo co szlachcianka całowała ją na stole, potem ciągnęła gdzieś w mrok. Poczuła dotyk czegoś miękkiego na twarzy. Uniosła zaintrygowana głowę do góry.

Zasłona.

Karminowa. Do tego świece, czyjeś ręce z przodu, z tyłu. Pozbywały się jej ubrań, a ona szarpała się z wiązaniem gorsetu... i te ręce. Wszędzie chciwe, zaborcze dłonie. Zaraz też usta. Jedne miękkie i wilgotne. Drugie gorące, szorstkie i drapiące zarostem. Dużo rąk, ust. Chaos ciał, dźwięków, smaków i zapachów... o tak.

Fucha niby dla ratusza, ale jednak dla hrabiny bardzo się Litz podobała!
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline