Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2019, 00:20   #320
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Sahara



- To że ktoś nie szuka kłopotów nie znaczy że go nie znajdują. Parę dni temu mieliśmy w nocy napad więc lepiej uważajcie na siebie na drogach. - dodał opierając strzelbę o tył spalonego samochodu. Wskazał palcem na Citroena - Części do tego?

Siedzący na siedzeniu kierowcy szturman trochę uniósł brew słysząc co mówi warsztatowy tubylec. Te słowa nieco wyjaśniły jego trochę nerwowe powitanie. Chociaż przecież mieli dość wczesny etap dnia a nie noc gdy miał być napad. Ale czekał na rozwój sytuacji patrząc na blondi i jej wesołą brygadę. Aż nadto było ich tutaj do prowadzenia dialogu z bliźnim.

Na informację o napadzie Alice wpierw pokiwała ze zrozumieniem, a później nieznacznie uśmiechnęła się. Zdecydowanie nie miałaby nic przeciw, gdyby wspomnieni napastnicy się jej napatoczyli pod rękę.
- Nie, części potrzebujemy do vana, szczegóły tego czego szukamy opowie Cosmo - Halsey spojrzała na mechanika, by ten przejął dalej sprawy techniczne.

Dave zsunął kapelusz na plecy i podszedł do gospodarza się przywitać. W końcu mateczka dobrze go wychowała. Uścisnął jego prawicę, jednocześnie się przedstawiając.
- Dave Coulson. Jacyś ranni z tego niefortunnego napadu?

- Na szczęście nie ale z dymem poszedł jeden z samochodów nad którymi pracowaliśmy, klient zachwycony nie jest.

- Nie najlepiej, ale mogło być dużo gorzej - skwitował filozoficznie odpowiedź miejscowego. Podszedł od strony kierowcy i oparł się o dach samochodu.
- Daj jeszcze znać tej dzikusce, żeby na siebie uważała - rzucił do wnętrza, ale niezbyt głośno. - Lepiej żeby była świadoma ewentualnego zagrożenia.

Cosmo wysiadł z tego małego pojazdu i podszedł do człowieka z warsztatu. Wyciągnął rękę na powitanie:
- Cosmo, właśnie przywracam do jazdy furgonetkę i nie wszystko da się z drutować, trochę rzeczy chcę zrobić porządnie. Na już to będą cztery opony, dwa bębny hamulcowe, amortyzatory oraz poduszki silnika - po chwili dorzucił trochę dodatkowych wymiarów. Furgonetka to pojęcie szerokie. Co do opon, ważny był stan gumy i średnica, nawet drobiazgowy Cosmo był w stanie przymknąć oko na bieżnik. Do listy życzeń dorzucił kilka innych rzeczy, które też się nawinęły. - Kolejne sprawa, nie związana już z tym pojazdem, to złączki do instalacji hydraulicznych. Znajdzie się coś czy szukać tego w Detroit? - zażartował.

- Czyli jakiego? Na razie nic nie wiemy co to było. Jakiś napad gdzie zjarał się jakiś samochód. I miała mieć nasłuch na ten kanał. - Andy podniósł głowę zerkając na brodacza nieco rozkładając dłonie. Ale wskazał palcem na obudowę radia z jakiego właśnie korzystał gdy wspomniał o dyżurnym kanale o jakim mówił jeszcze przed wyjazdem z pociągu. Jak Indianka miała głowę na karku to powinna trzymać radio w pogotowiu i wtedy mogła przysłuchiwać się właśnie zaczętej rozmowie w eterze, a nawet się włączyć. A jeśli wiedziała lepiej no to z tego miejsca ani Terror ani nikt inny i tak nie mógł jej zmusić do włączenia radia. Na razie rozmowa z tubylcem nie przyniosła zbyt wielu detali co do zdarzenia sprzed paru dni i nocy. Liczył, że nowa szefowa misji zdobędzie więcej danych aby można było coś konkretnego posłać w eter.

- A to jak jedziemy na jednym kanale to w porządku. Pretensje będzie mogła mieć tylko do siebie - przyznał Teksańczyk i wrócił na środek placu, czekając na wynik rozmowy technika z właścicielem warsztatu.

Mężczyzna sięgnął po opartą o wrak strzelbę.
- Coś się zbliża. - Faktycznie ulicą nadjeżdżał samochód, po chwili dało się go zidentyfikować jako BRATa z pociągu.

- To nasi - oznajmiła Alice, żeby właściciel warsztatu się nie musiał denerwować. Dźwięk silnika sprawił, że Cosmo odwrócił głowę. Niskie, dosłownie ucięte nadwozie z dospawaną konstrukcją na pace.
- Spokojnie, to nasi, w tym samochodzie - wskazał na Saharę - nie ma już miejsca na dodatkowe rzeczy.

Subaru zatrzymało się obok 2CV i z miejsca kierowcy wysiadła Ellen.
Po chwili odezwało się radio w 2CV. - Ellen jest już w drodze, dowiedzcie się czegoś więcej na temat tego napadu

Mężczyzna posłuchał opisu Cosmo - Ok część z tego mam w warsztacie część z tego możecie wymontować z moich zapasów - wskazał głową na zbiór wraków po drugiej stronie. - Zobaczę jak będzie z tą hydraulika

Halsey uśmiechnęła się promiennie na wieść, że jest szansa na znalezienie gratów do torowozu. - Opowie nam pan o napadzie? - zainteresowała się Alice. - Może w ramach płatności za części możemy coś pomóc w tym temacie. A tak poza tym to jak panu na imię? - dodała na koniec zauważając że mężczyzna się nie przedstawił.

Rob wygramolił się z samochodu. Zdecydowanie wolał własne nogi jako środek transportu, ale nie było co wybrzydzać. Podszedł do wszystkich, mrucząc coś pod nosem na powitanie. Z przyzwyczajenia omiótł okolicę wzrokiem.

- Tyrus Robinson - przedstawił się mężczyzna po czym zaczekał na wasze odpowiedzi

- Miło nam Tyrusie - skinęła głową Halsey, dopełniając obrządku zapoznawania się. - To mów jak to tu było.

- Raczej nie stać mnie na usługi łowców nagród. Ale wolałbym się upewnić że okolica jest bezpieczna. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, oprócz warsztatu mamy w pobliżu dom mieszkalny, ale zawsze ja albo ktoś z pracowników pełni wartę w firmie w nocy, choć od dawna raczej przeciwko złodziejom, którzy chcieliby ukraść narzędzia albo gotowy sprzęt. W nocy wartownik zauważył, że ktoś zaczął ciąć ogrodzenie więc otworzył ogień, jak go znam to pewnie i tak nad głowami, ale z drugiej strony odpowiedzieli ogniem więc obudzili dwóch mechaników, którzy kimali w warsztacie, tamtych było pewnie z pół tuzina jeśli nie więcej, ale warsztat jest dobrze umocniony. Te blaszane okiennice i bocianie gniazdo wykonaliśmy w pierwszych latach po tym jak upadły bomby i chaos był potworny, czasem nawet myślałem, że pora je zdjąć. Więc moi ludzie nie mieli problemu z utrzymaniem się w środku, ale potem atakujący zaczęli rzucać koktajlami mołotowa i trafili jeden z pojazdów na podjeździe. W tym czasie ja z domownikami zdążyliśmy przybiec tutaj i wtedy tamci zaczęli uciekać. Nie mieliśmy czasu na pogoń, bo trzeba było ewakuować pozostałe samochody, żeby nie zajęły się ogniem i ugasić benzynę na budynku. Wydaje mi się, że któregoś raniliśmy, ale nie nie jestem pewien.

- Takich to tylko wieszać - skomentowała Alice, kręcąc głową, po czym spojrzała na szefową.

Ellen stała z tyłu przy Subaru - Ok to jakby nam pan wskazał kierunek, z którego atakowali to zobaczymy jak to tam wygląda Halsey, Morrison, chodźcie ze mną.

Andy przysłuchiwał się toczonemu dialogowi, ale nie wtrącał się. Gdy zawołała go szefowa wziął swój karabinek i podszedł do niej aby zobaczyć o co chodzi.

Blondynka uśmiechnęła się zadowolona z decyzji przełożonej. Zapowiadało się ciekawie. Niezwłocznie ruszyła za Ellen.

Rozmowa toczyła się dwutorowo, z jednej strony część techniczna, z drugiej kwestia napadu, Cosmo dał znać ręką Robinsonowi, że sprawy techniczne mogą jeszcze poczekać. Z samochodu wyskoczyła jeszcze Sam, Cosmo miał teraz dodatkowe niewielkie wsparcie techniczne. Rozejrzą się, wybiorą lepsze części i zaczną ustalać cenę za wszystko, tu przydałoby się wsparcie kwatermistrza, on wiedziałby najlepiej, czym dysponują na wymianę. To był warsztat, usługi mechaników z pociągu byłyby raczej słabą zapłatą.

Dave przysiadł na masce samochodu i przetarł czoło. Nie wiedział jakie plany miała Ellen ale na razie nikt niczego od niego nie potrzebował, więc nie było co się wychylać. Rzucał tylko spojrzeniem od ich techników krążących przy sprzęcie do “bojowej trójki”, jak nazwał w myślach Ellen, Halsey i Morrisona. Jak znał blondynę to ta pewnie aż się paliła, żeby ruszyć na poszukiwania napastników. Takie działanie sprowadzi jeszcze kłopoty na jej śliczną główkę. Westchnął ciężko i spojrzał na słońce, chcąc mniej więcej ocenić porę dnia.

Sterta złomu niespecjalnie interesowała Ortegę. Popatrzyła na nią, a potem machnęła ręką mentalnie, bo wyczynek fizyczny byłby poniżej jej godności. Splunęła za to od serca w piach, a potem zostawiła Cosmo żeby zajmował się pierdołami, skoro znów sikał po nogach z zaaferowania - przydatna przywara, dzięki której czarnowłosa oaza życzliwości miała więcej spokoju oraz pola do manewru w płaszczyźnie gardzenia otoczeniem tym bliższym i dalszym. Stanęła wreszcie gdzieś z boku, kopiąc nogą w zardzewiałą oś dawno martwej fury. Garbiła przy tym plecy i wbiwszy dłonie w kieszenie spodni, rozsiewała po okolicy aurę niechęci do spółki z miną kwaśną niczym wiadro octu.

Rob zawahał się chwilę, jak zwykle, gdy trzeba było się odezwać. Z powodu tej wady wielu ludzi myślało, że jest wolno myślący - ujmując sprawę w łagodny sposób. - Ellen - powiedział nieco zachrypniętym głosem - sprawdzę ślady. Może uda się czegoś dowiedzieć.

Ellen odezwała się. -Dobry pomysł bo właśnie to chciałam zrobić, pójdziemy za tobą. Wygląda na to że atak był głównie od tej strony - Ellen wskazała w stronę z której spadły koktajle mołotowa. - Chodźmy.

No to poszli. Przynajmniej Morrison poszedł. Dał pójść Robowi przodem jak mówiła Ellen i dał mu robić jego robotę. Sam rozglądal się po okolicy i jak już Rob zrobi swoje to też był ciekaw rzucić okiem. No i tego co ich zwiadowca oznajmi.

Rob starał się na podstawie rozbryzgów koktajli określić kierunek, skąd one padły. Zwrócił też uwagę na ich odchyły, które mogły nastąpić przez wiatr, albo przez lewo lub praworęczność miotających oraz ich umiejętności i siłę. Na tej podstawie starał się dojść do śladów. Interesowało go, jak odbiły się buty, charakterystyczne ślady podeszw, być może jakieś drobiazgi, które wypadły atakującym podczas miotania - przy dużej sile rzucania coś mogło pozostać. Połamane trawy, gałązki, głębokość śladów mogły pomóc w określeniu rozmiarów atakujących, między innymi rozstawu kroków, co później ułatwiłoby podążanie za tropem. Pytanie, czym rozpalano mołotowy - czy zostały zapałki, gałganki z benzyną, ile ich było… trudno było wyobrazić sobie, że po każdym odpaleniu napastnicy troskliwie chowali tego typu rzeczy przy sobie. Musieli też się jakoś schować, poczekać na dobry moment do ataku, może w tym czasie coś przekąsić, ochronić się przed chłodem materiałem, który mógł zostawić nitki na roślinach… Dopiero po odnalezieniu tych śladów można było ruszyć dalej ich tropem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline