Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2019, 12:49   #112
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Chciałbyś mi zdradzić co za syf rzuciliście w tamten pokój? - Mruknęła niezadowolona i podeszła do lusterka wiszącego w otwartej łazience, by się w nim przejrzeć.
- Jaki syf? O czym Ty do mnie rozmawiasz, chica? - spytał Val, a jego wcześniejsze, kapkę złośliwe ukontentowanie ustąpiło miejsca zaciekawieniu połączonemu z brakiem zrozumienia. Zdawał się nie mieć zielonego pojęcia, o co chodziło aniołowi śmierci.
- Staruszek powiedział, że poradzi sobie sam, to stwierdziłem, że będę leżał i pachniał. Zniknął w ścianie, kiedy wertowałem świerszczyka, więc pewnie przeszedł na drugą stronę. Pewien na mur-beton nie jestem, bo moja makówka nie odbiera tych samych sygnałów co Ty i on. Ale powiedz, co się właściwie stało, to będę przynajmniej wiedział, na czym stoimy.[ Widziałaś jak gonił z siekierą jakiegoś bezcielesnego umarlaka? - Mimo wszystko, dobry humor nie opuszczał anioła kuźni.
- Prawie trafił mnie w głowę jakimiś resztkami zjawy. - Nana naburmuszona usiadła na łóżku obok Vala i zerknęła z niechęcią na to co czytał. Mimo sugestii na temat dojrzałych melonów i rozpustnych myszek, nie uświadczyła na pomiętych stronach ani jednej z tych rzeczy. Najwidoczniej rudy postanowił zamienić wcześniej wspomnianego świerszczyka na magazyn o samochodach. Samo pismo miało dobre kilka lat. Główny artykuł zachwycał się “nowym” modelem Chryslera, opłakując jednocześnie skutki wielkiej recesji przemysłu samochodowego. Na wieści o nisko latających, niematerialnych zwłokach, czytający zdusił w gardle parsknięcie śmiechu. Spojrzał na Nanę z niedowierzaniem.
- Chcesz mi powiedzieć, że dziadyga zrobił im z jaj druty telegraficzne, a potem urządzał sobie rzuty w dal losowymi częściami ciała? No patrzaj, a taki niepo-
- Opisał to pan nader barwnie. Z żalem stwierdzam, że nic takiego nie miało miejsca. Po prostu jeden z owych niespokojnych bytów chciał skorzystać z chwili mojej nieuwagi, aby przeniknąć do świata materialnego. Zorientowałem się w porę, jednak zareagowałem nieco... przesadnie. Za co bardzo panią przepraszam.
- Ostatnie zdanie starszy mężczyzna zaadresował oczywiście do Shateiela. Dwoje aniołów zauważyło tetryka dopiero, gdy ten zmaterializował się ponownie w pokoju, taktownie zamykając za sobą zielone drzwi. W naznaczonej żyłami dłoni trzymał niewielki, okrągły przedmiot.
Nana wyjęła z kieszeni spodni budzik i wstając z łóżka podała go Nicholasowi.
- Przesadnie, powiadasz? W ramach zadośćuczynienia mojej twarzy i uśmierzenia lekkiej traumy gdy to coś rozlało się na ścianie, możesz nam sprzątnąć drogę do celu. - Uśmiechnęła się do starszego mężczyzny. Błysk, jaki pojawił się w jego oku na widok niewielkiego urządzenia nie pasował do reszty pooranej zmarszczkami twarzy. Do umęczonej wiekiem, wykręconej sylwetki też nie. Był to blask sugerujący czujny, nie przyćmiony umysł, operujący na wysokich obrotach.
- Oczywiście, zajmiemy się tym natychmiast - zapewnił. Następnie podszedł do stolika i, z namaszczeniem zarezerwowanym dla świętych symboli wiary, umieścił na nim sprowadzony z zaświatów przedmiot. Była to czaszka. Pozbawiona dolnej szczęki i roztaczająca delikatną złotą łunę, która pokrywała się z kolorem kości. Na obrzeżach oczodołów tańczyły jej delikatne, eteryczne iskierki w kolorze akwamarynu. Anioł Śmierci nie wiedział do kogo należała, jednak nie miał cienia wątpliwości, że była w jakiś sposób związana z morderczym rytuałem, którego efekty Halaku odczuwał od momentu zawitania na stację. Pan Witherwood umieścił budzik naprzeciw fragmentu ludzkiego szkieletu, po czym, wyczarowawszy skądś niewielkich rozmiarów korektor, zaczął nakreślać na blacie dwa okręgi - każdy z nich otaczał jeden przedmiot. Nana zauważyła, że Val skupia swoją uwagę przede wszystkim na budziku. A może wyłącznie na nim, bo czaszki - podobnie jak i zielonych drzwi - zdawał się nie widzieć. A jego “duchowa ślepota” uświadomiła Shateielowi, że przedmiot, po który tu przyszli, również był niematerialny. Mieli do czynienia z jakąś formą koalescencji energii duchowej oraz silnych emocji, która (po przesączeniu się z domeny śmiertelnych) w świecie nieumarłych przybrała właśnie kształt czaszki. Świetnie. Super. Tylko jakim do cholery cudem mieli zabrać owe ustrojstwo ze sobą? Val nawet nie odnotował ich “głównej nagrody”, a Nana, choć widziała ją jak na dłoni, to niestety w dłoń wziąć jej nie mogła.
Shateiel podszedł do czaszki i spróbował przesunąć po niej palcami, które zapadły się we wnętrzu jakby przedmiotu w ogóle tam nie było.
- Ciekawe… - Spojrzał na Nicholasa niemal pewny, że błysk, który ujrzał wcześniej był błyskiem ironicznym. - Wiesz jak moglibyśmy to przetransportować?
- Jakoś sobie poradzimy - zapewnił jowialnie Witherwood. Skończył swój projekt praktyczno-okultystyczny, po czym sięgnął do kieszeni spodni. Wydobył zeń skromnych rozmiarów młotek z głową nieproporcjonalnie większą od rękojeści. Narzędzie wyglądało na coś, czym wywijałby sędzia lub aukcjoner. Wysunął rękę w kierunku Nany, sugerując jej, żeby ujęła przedmiot. Shateiel niepewnie spróbował chwycić podany przedmiot. Poważnie obawiał się do czego zmierza ten spektakl.
- Z następnym krokiem to ja będę potrzebował odrobiny pomocy. Proszę roztrzaskać budzik - poprosił, wskazawszy kościanym palcem urządzenie naprzeciw czaszki.
- I koniecznie chcesz by go roztrzaskać, a nie po prostu zniszczyć? - Shateiel chwycił młotek. - Wiesz, że on ma pewnie więcej pary w rączkach? - Wskazał na siedzącego na łóżku rudzielca. Val, wywołany do odpowiedzi, szelmowsko się uśmiechnął. Szkoda więc, że pan Witherwood nie zaszczycił go swoją uwagą, o zaproszeniu na podium nie wspominając.
- Być może, jednak pan Viktor posiada niewłaściwe... usposobienie. - tetryk zwilżył wargi, jakby sprawdzając, czy ostatnie słowo, które z nich wypadło, miało odpowiedni posmak. - Pani, mimo braku wielkich mięśni, posiada odpowiedniejsze, pani Angelo - wyjaśnił cierpliwie. Trochę jak dziadek ciekawej świata wnuczce.
Shateiel prychnął co zabrzmiało nieco dziwnie w ustach drobnej zakonnicy. Chwycił pewnie młotek i bez słowa wykonał zamach na budzik. Starzec miał rację. W tym miejscu, na pograniczu światów, większą wagę posiadał sam akt niż towarzyszące mu prawa fizyki. Drewno zetknęło się z metalem, a ten ostatni wygiął się kuriozalnie, zatracając oryginalny kształt. Trafiony, czasomierz zadrżał gwałtownie, niczym odbicie w falującej tafli wody. Wciąż pod naporem młotka, wypaczył się do granic fizycznej formy, a potem, z pogłosem mydlanej bańki, rozprysł, uwalniając setki srebrzystych drobin. Te w pierwszym momencie skojarzyły się Nanie z rozlaną rtęcią. Choć dostarczona siła kinetyczna sugerowała iż cząstki powinny rozchlapać się po całym pokoju, żadna z nich nie opuściła kręgu wrysowanego przez starca. Zakonnica przyglądała się dziwnemu zjawisku z fascynacją. W dłoni ściskała mocno młotek jakby na wypadek gdyby zegar miał zaraz ożyć i się na nią rzucić.
- Co teraz? - Szepnęła nie odrywając wzroku od dziwnego zjawiska. Usłyszała coś dziwnego. Dźwięk zbliżony do pękających ogniw łańcucha. Zgrzytnięcia, a następnie trzaśnięcia metalu dobiegające nie tyle do jej uszu, co do jej wewnętrznego, duchowego ja. Raz, dwa i... trzy. Trzecie i ostatnie pęknięcie zdawało się najgorsze, bo zaraz po nim zarejestrowała przytłumiony krzyk, gdzieś w oddali. Brzmiało to jak wycie potępieńca siłą zaciąganego do najniższego kręgu piekieł, jednak... ustało niemal natychmiast. Starszy pan najwyraźniej też odnotował jeżący włosy na plecach skowyt, bo koniuszki jego ust uniosły się w żółtawym, nierównym uśmiechu, podrywając ku górze liczne fałdy zmarszczek.
- Teraz, skoro mamy już wysokiej klasy materiał, pozostała jedynie kwestia wspomnianego przez panią transportu. Ale to błahostka. - Uniósł dłoń ku górze z wprawą dyrygenta orkiestry. Niewielkie kuleczki eteru opuściły okupowany krąg posłusznie relokując się do tego naprzeciw. Zaczęły przelewać się na rytualną czaszkę u jej podstawy, by, zaledwie chwilę później, oblepić ją całkowicie. Witherwood pstryknął palcami, a kłopotliwy przedmiot dosłownie przecisnął się do świata materialnego w towarzystwie mało imponującego “plop”.
- Gotowe, proszę sprawdzić - z delikatną nutką rzemieślniczej dumy w głosie zachęcił anioła śmierci.
 
Aiko jest offline