Rozmowa zakończyła się, a wniosek z niej płynący był jeden - ktoś miał zamiar przejąć "Złotego Drozda" i stosował różne, podstępne metody.
Kto to był? To już była sprawa karczmarza.
* * *
Noc minęła spokojnie i żaden nieproszony gość nie usiłował zakłócić zasłużonego snu gości "Złotego Drozda".
Rankiem wypoczęci, odświeżeni, najedzeni wyruszyli w dalszą drogę, żegnani ukłonami i słowami wdzięczności karczmarza.
Pogoda im dopisywała, a półtora dnia później okazało się, że na odpowiednim skrzyżowaniu skręcili w odpowiednią stronę. I w ten sposób tuż po południu znaleźli się 'u wrót' domostwa pana Karla Embry.
Najwyraźniej ktoś bacznie obserwował okolicę, bo nim goście zdążyli zapukać do drzwi, te otworzyły się i stanął w nich
wyniosły sługa.
- Pan nikogo nie przyjmuje - powiedział.