Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2019, 23:25   #84
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Tej nocy Leilena długo nie mogła zasnąć. Choć bliżej prawdy było stwierdzenie, że to Jina długo nie dawała jej zasnąć. Pozbawiona zahamowań oddawała się do późna zakazanym rozkoszom ze swoją córką.
W swych snach Lei też nie uciekła od perwersji. Nawiedziła ją bowiem Nessalina, jak zawsze ponętna, podniecająca i kusząca. Chciała się dowiedzieć, ze szczegółami, jak jej służce spodobał się prezent. I odpowiedziała też na pytania rudowłosej, która obawiała się, że dalsze wystawienie na działanie artefaktu jeszcze bardziej zmieni jej mamę.
- To możliwe - zamruczał demon. - Teraz Jina zachowuje się tak, jak ty tego zapragnęłaś. Ale jeśli sama spojrzy w zwierciadełko, na wierzch wyjdą jej własne potrzeby. I nic jej nie zatrzyma przed ich zaspokojeniem - ostrzegła czarcica.
- Tak myślałam. Zabiorę więc lusterko i zanim udam się do stolicy, zastąpię je innym. Dziękuję ci, pani.
Jak zadecydowała, tak też zrobiła. W Alaurim kupiła zamiennik i pokryjomu podmieniła go z przeklętym artefaktem. Mama nawet się nie zorientowała, a Lei dzięki temu znowu miała do swojej dyspozycji tę potężną magię.
Decyzja podjęta przez Jinę i Agatusa (a tak po prawdzie, to głównie przez Jinę) wywierała na rudowłosej sporą presję. Skoro rodzina Mogle pożegnała się z planem odbudowy swych finansów przez zamążpójście którejś z córek, to biznes musiał się rozwinąć. Drobny zakład krawiecki Lily i Lei na pewno nie stanowił wystarczającego źródła gotówki. Leilena musiała nawiązać współpracę z kimś ze stolicy. Dlatego też w towarzystwie Siri opuściłą rodzinne strony i udała się w żmudną podróż powrotną do Halagardu. Sandym Hochen, o którym opowiadał jej brat, Tyne Roberyn mistrz magii sprowadzania, niemal niedościgniony logistyk oraz Rere Fourtail, dzika czarodziejka, która przebojem wtargnęła na rynek handlowy - trzy nazwiska, za którymi szły duże pieniądze. Tylko z którą osobą była jakakolwiek szansa na powodzenie? Nie chciała też obarczać Siri koniecznością pracy i towarzyszenia sobie podczas wypraw na miasto, których planowała wiele. Na początek należało w końcu podpytać o tę trójkę, znaleźć ich słabe punkty. A dokładniej mówiąc, Leilena szukała oczywiście swojej szansy w niezwykłym uroku i gotowości do wszystkich seksualnych usług. Bo dlaczego miałaby się w tym ograniczać, skoro obu stronom sprawiało to zwykle przyjemność? No i nie miała wiele innych argumentów, tak po prawdzie. Mimo to jak zawsze wierzyła w pełni w to, że zadanie może się powieść.
Halruaa było dziwną mieszanką otwartości i skrytości. Pomiędzy Halruaańczykami nie było zbyt wielu tajemnic, sam ubiór często mówił wiele o zawodzie, pozycji czy statusie matrymonialnym obywatela. Dopiero przy obcych, ludzie robili się skryci. Leilena może i była Halruaanką nietypową, ale jednak była swojakiem to i mogła się dowiedzieć trochę tego i owego o całej trójce.
Hochen był handlarzem z rodziny o długich tradycjach. Nie uchodził za silnego, ani nawet wpływowego czarodzieja, ale mógł się poszczycić czym innym - znajomościami i nieposzlakowaną opinią. Mąż i ojciec dwójki dzieci, z których każde (syn i córka) przejęły już część obowiązków po starzejącym się ojcu. Sandym nie wyhylał się też poza swoją ekonomiczną niszę. Mikstury, zwoje czy magiczne przedmioty to nie była jego działka. Specjalizował się w ubiorach i tylko dla specjalnych klientów wzmacniał je stosowną magią.
Roberyn, dla odmiany, był znanym w stolicy czarodziejem. Handel był niejako ubocznym skutkiem jego normalnej działalności. Uczetniczył w budowaniu latających statków, powstawaniu magicznych kręgów, konstruowaniu magicznych figurek przemieniających się w najszybsze wierzchowce w całym kraju. Ktoś, kto tak dobrze i z taką łatwością potrafił się przemieszczać nie miał też problemu, by zabrać ze sobą to i owo. Takie szybkie życie oddane Sztuce sprawiło jednak, że pozostawał kawalerem, choć wybił mu ju czwarty krzyżyk.
Rere była największą enigmą z całej trójki. Bez rodzinnej spóźnizny, swoją moc zawdzięczała pozostałościom po Pladze Czarów. Przez większość swego życia była awanturniczką, zapuszczającą się do wielu niebezpiecznych regionów Halruaa i przywożąc stamtąd najróżniejsze artefakty z dawnych wieków. Rzemiosłem zaczęła się zajmować raptem parę lat temu... z przeróżnymi efektami. Czasem wychodził jej kompletny szmelc, ale kiedy tworzyła jakąś perełkę to była ona prawdziwie niepowtarzalna. A potężne i niepowtarzalne magiczne przedmioty to coś, czemu arcymagom bardzo trudno było się oprzeć.

Kiedy już uznała, że bez bezpośredniego poznania więcej nie zdziała, zatrzymała się i zagadnęła Siri.
- Sandym odpada w przedbiegach na podstawie opinii, o ile nie kryje sekretu jak moi rodzice - zaczęła, zastanawiając się na głos. - Ten drugi to jakby trochę ponad moje możliwości i status. Wszędzie go pełno, więc po co mu jakaś mała ruda? Rere brzmi ciekawie, ale nie jest pewną inwestycją. Co ty myślisz? - zapytała przed podjęciem jakichkolwiek decyzji.
- Kochanie, handel to nie moja broszka - zaznaczyłą od razu obronnie. - Ale… - dodała zaraz. - Sandym ma taką dobrą opinię, więc pewnie chciałby ją zachować. A romans na boku, z młodziutką tantrystką, młodszą nawet od jego własnych dzieci… ciekawe co by zrobił - jak zwykle gotowa do nieprzyzwoitych planów podpowiedziała Siri. - A ta Rere… no, ma dziwne źródło mocy, to jak my. Outsiderka, więc też jak my. I w dodatku o wąskim rynku, ale za to dochodowym. Skoro nie możesz zapewnić ilości, to może jakość i wyjątkowość jest dobrym pomysłem.
- Tak jak moje stroje - zauważyła. - Tego Hochena mogłabym poznać pod przykrywką najpierw tego co wymyślam dla czarodziejek. Zobaczyć jak na mnie patrzy. Chcesz iść ze mną?
- A myślisz, że ot tak nas przyjmie? Dwie nieznane dziewczyny z ulicy? - ciemnoskóra była dość sceptycznie nastawiona.
- Zrobię ładne oczka. Jak pomimo naszych zabiegów się nie uda, to znaczy, że można uznać, że to co o nim słyszałyśmy jest prawdziwe - zauważyła. - Wtedy spróbuję dostać się do czarodziejki.
- No dobrze, raz kozie śmierć - stwierdziła i dała się zaprowadzić do rezydencji Hochena.
No właśnie, rezydencji. Dużej kamienicy z różowego koralu, który był niegdyś symbolem statusu w Halruaa, w dodatku ogrodzonej wysokim murem. Bramy strzegł jeden mężczyzna, w luźnych i wygodnych szatach bojowego maga. Pilnował raczej dla czystej symboliki, bo nikt by się raczej nie odważył włamywać do kogoś tak wpływowego jak Sandym.
- Nie wygląda zachęcająco - zauważyła Leilena, ale mimo tego uśmiechnęła się i zbliżyła do strażnika. - Dzień dobry - zaczęła. - Ja i moja przyjaciółka rozpoczęłyśmy pewną działalność i bardzo zależałoby nam na poradzie. Nie wie pan, czy z panem Hochenem można się umówić, przyjmuje kogoś?
- Dzień dobry - strażnik odpowiedział grzecznie i odwzajemnił uśmiech. - Pan Hochen przyjmuje bardzo wielu gości przez co jest niestety bardzo zajęty. Ale każdy może spróbować umówić się z nim listownie. Jeżeli macie panie przy sobie stosowny list, to obiecuję go przekazać właściwym osobom - zaoferował uprzejmie.
- Oh, niestety takowego nie mam - westchnęła rudowłosa, obmacując się poprzez jak zwykle krótką i cienką sukienkę. - Czy mogłabym zrobić to w inny sposób? To znaczy umówić się.
Zbliżyła się trochę, obserwując reakcje strażnika, robiąc przy tym duże, ufne oczy.
- Bardzo nam zależy.
Mężczyzna nie był niezwruszony na walory Leileny, ale jednak poczucie obowiązku, albo obawa o swoje stanowisko było silniejsze.
- Niestety. Tylko forma pisemna. Pan Hochen jest w tym temacie tradycjonalistą - wyjaśnił.- Ponadto wtedy posiada też adres, na który może odpisać.
- Oh jej, a może pan przekaże mu słówko od Leileny z Akademii? - spróbowała w ten sposób, tak po prawdzie ciekawa reakcji strażnika.
- Proszę pani, bardzo bym chciał - zapewnił od razu. - Ale ja się nie widuję z panem Hochenem.
- To jak zostawiłby pan liścik ode mnie? - zapytała naiwnie rudowłosa.
- Przekazałbym go jednemu z asystentów - wyjaśnił. Siri tymczasem wdzięczyła się jedynie do maga, ale nie wtrącała się w rozmowę.
- No dobrze, gdzie najbliżej mogłabym znaleźć przybory do pisania i papier? - postanowiła nie przeciągać struny. Może ów handlarz złapie się na historię o dwóch młodziutkich dziewczynach próbujących swoich sił w projektowaniu i szyciu i potrzebujących porady. Szczególnie, że Leilena zamierzała szczególnie zaznaczyć, że są z Akademii, która miała przecież tak różne opinie, ale niewielu wiedziało co tam jest naprawdę.

Po sporządzeniu i przekazaniu liściku, Leilena z towarzyszką udały się na poszukiwania Fourtail. Dzicy magowie nie byli już dyskryminowani tak jak kiedyś, ale nie znaczyło to od razu, że byli traktowani na równo z innymi obywatelami. Przykładowo, nie mogli zamieszkiwać centrów miasta, ich siedziby mogły znajdować się wyłącznie na obrzeżach. A nie było to dyskryminacją z uwagi na fakt, że przy niemal każdym zaklęciu taki dziki praktykant mógł niechcący coś podpalić. Nie inaczej było z Rere, która mieszkała pod Halagardem, nie tak znowu daleko od Akademii. Kamienny dom nie był otoczony murem, za to ciężkie drzwi były zdecydowanie zamknięte i na pierwszy rzut oka było widać, że przynajmniej dwóch rosłych chłopów byłoby trzeba, żeby je ruszyli. Niezrażona tym jednak zupełnie Leilena zapukała, wywołując dwa głośne łomoty. Nie musiała nawet długo z Siri czekać nim ktoś, a raczej coś im otworzyło.


1

Golem bez trudu odchylił ciężkie skrzydło i spojrzał jednym, stalowym oczodołem to na Leilenę, to na Siri. Nie odezwał się jednak ani słowem. Może nawet nie potrafił.
- Dzień dobry - panna Mongle wydobyła z siebie głos dopiero po dłuższej chwili. Trzeba przyznać, że dzika czarodziejka już od pierwszego wejrzenia była o wiele ciekawsza od Hochena. - Chciałybyśmy spotkać się z panią Rere - artykuowała powoli, nie wiedząc czy to trafia do tej mechanicznej istoty.
Konstrukt wyprostował się i nieoczekiwanie grzmotnął się pięścią w głowę. Zabrzęczało głośno, po czym golem… zatrzasnął drzwi.
- No i to by było na tyle, jeśli chodzi o wizyty bez zapowiedzi - mruknęła zrezygnowana ciemnoskóra, najwyraźniej przekonana że to już wszystko.
- Pamiętaj, że to wytwór dzikiej magii - Lei nie była tak pesymistycznie nastawiona. Zastukała raz jeszcze i krzyknęła. - Jesteśmy z Akademii!
Tym razem drzwi nie otworzyły się tak szybko, ale jednak otworzyły. Golem, który przy drugim spojrzeniu wydawał się trochę uszkodzony, odsunął się jednak na bok i sztywnym gestem zaprosił gości do środka. Korytarz był zagracony najróżniejszymi szpargałami, jakby ktoś się dopiero co wprowadził, albo właśnie wyprowadzał.


______________________
1 - golem autorstwa Jamesa Krause
 
Zapatashura jest offline