Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2019, 09:01   #222
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Joe przyglądał się dziwnemu blokowi z pewnym niedowierzaniem. Co to było? Na czym on leżał?
Wcześniej był pewien, że to laboratoryjne stoły. Takie zimne, metalowe z rynnami by odprowadzać krew i inne płyny ustrojowe... a tu? Jakiś wielki pumeks.
I czemu miał rany na plecach?
Dreszcz wstrząsnął nim. Dlaczego miał uczucie, jakby coś powoli go wysysało?
Czy te zmumifikowane zwłoki wszędzie dookoła to.... muszki w pajęczynie? Tylko gdzie był pajączek?


Na kolejnym mijanym bloku odkrył Hellhounda. Prawie się roześmiał. Nick, przyjacielu, widzisz, te stwory jednak da się zabić, tak ostatecznie!
Z jednej strony dobra wiadomość. Z drugiej... gdzie był doktor Mengele, który tego dokonał? Joe rozejrzał się nie bez trwogi dookoła. Czuł, że gdzieś tu jest pajączek, który się żywił tymi wszystkimi ofiarami.


Długo błądził w tym dziwacznym miejscu. Nie było to laboratorium, jak z początku podejrzewał. Bardziej jakiś labirynt... albo coś.
Znów nasunęła mu się alegoria z pająkiem. A co jeśli to taka pajęczyna? Labirynt stworzony by ofiary się zagubiły i ugrzęzły niczym w prawdziwej pajęczynie?

Wreszcie jednak natrafił na coś szczególnego. Na wiszącą kulę światła.
- Halo Pajączku. - rzekł prawie bezgłośnie, mrużąc nieprzyzwyczajone do takiego światła oczy.


Co miał zrobić? Za cholerę nie wiedział.
Wycofał się.
Postanowił szukać wyjścia. Czymkolwiek ta przerośnięta żarówka była, wolał się nie zbliżać.


Zmęczony zatrzymał się, by chwilę odpocząć.
Znów próbował mentalnie wezwać Keirę lub Leilę... Dziwna aura tego miejsca powodowała, że nie potrafił zdobyć się na wydawanie głośniejszych odgłosów.
Podejrzewał, że nadal jest w nierealnym śnie... albo w piątym wymiarze , w krainie koszmarów i szaleństwa.

Joe był osłabiony i zmęczony. Oparł się o ścianę i spróbował chwilę odpocząć. Wyrównać oddech, uspokoić kołatające serce.
Nawet się nie spostrzegł, gdy przymknął oczy. Tylko na chwilę.
Ocknął się dopiero, gdy głowa opadła mu bezwładnie na pierś. Wzdrygnął się i potrząsnął głową niczym duży pies, chcący pozbyć się wody.
Przeciągnął jeszcze wielką dłonią po twarzy, starając się zetrzeć zaspanie. Nie pomogło szczególnie.

Joe zmusił się do wstania. Nie wolno mu tutaj spać.
Musi znaleźć wyjście. Jakoś się tu dostał, to musi też być przejście w drugą stronę...

Buczenie. To cholerne buczenie. Wydawało się, że dochodzi z zewsząd i z znikąd. Niby nie głośne. Lecz doprowadzało mężczyznę do szaleństwa. Nie było przed tym ucieczki. Było wszędzie. Równomierne, nieczułe, wszechogarniające, przytłaczające, drażniące.
Nie pomagało nawet zatkanie uszu. Niskie wibracje przenikały przez kości, tkankę. Czuł to, nawet, gdy nie słyszał. A to było chyba nawet gorsze.

Znaleźć wyjście. Musiał znaleźć wyjście.

Joe próbował podejść do sprawy logicznie. Jak to było? Skręcaj w labiryncie zawsze w lewo?
Skończyło się na błądzeniu i wielokrotnym mijaniu tych samych miejsc.
Joe próbował naznaczać trasę, włącznie z numerowaniem zakrętów. Nóż okazał się tu całkiem przydatnym narzędziem.
Na niewiele się to jednak zdało. Błądził i to okrutnie.
No, może nie było aż tak źle. Jednak eksploracja koszmarnego labiryntu ciągnęła się niemiłosiernie.

Wszędzie sceneria była bardzo podobna. Wszędzie natrafiał na te pomieszczenia z stołami operacyjnymi, które stołami operacyjnymi nie były.
Joe nie wiedział czym są. Wewnętrznie przechodził przez wiele określeń dla nich. ostatecznie nazwał je "blokami pokarmowymi".
Brzmiało mniej mrocznie niż "bloki ofiarne" i poważniej niż "blokowe bufety".
Był jakoś przeświadczony, że tak właśnie żywi się pajączek. To jest ta świecąca i bucząca kula, którą spotkał.

Początkowo próbował je zliczyć. Określić ile ich tu jest, i kto na nich leży. Chyba przede wszystkim kto na nich leży. Głównie rozglądał się za ludźmi. Znał kogoś? Była tu reszta? A może jacyś mieszkańcy strefy?

Porzucił tą czynność jednak dość szybko. Było ich najzwyczajniej za wiele. A trupów za duża różnorodność. Przy niektórych nawet nie był w stanie określić czym są.
Potrzebował by chyba jakiegoś notesu, albo jeszcze lepiej, komputera do tego zadania.
Porzucił szczegółowe obserwacje i liczenie. Ograniczył się do pobieżnych oględzin. Priorytetem było poszukiwanie wyjścia z tego koszmaru. Musiał znaleźć wyjście.

Był zmęczony. Brakowało wody. Nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek.
Nie wiedział jak długo się błonka. Czuł, że utknął, że już nigdy nie znajdzie wyjścia.
Przez to prawie ją przeoczył.
Wszedł do kolejnej komory. Zmęczony, Omiótł ją wzrokiem. Pobieżnie, prawie jak automat rejestrował szczegóły.
Potworów chcących go zjeść: brak.
Bloki pokarmowe: są. Ilość: 7 sztuk.
Trupów: 3. Dwa nie do zidentyfikowania, przypominające stare skórzane worki. Trzeci to chyba człowiek.
Przejścia: brak.

Joe nawet nie wchodził. oznaczył wejście jako prowadzące do ślepego zaułka. I zrobił krok i następny.
Dopiero wtedy zatrzymał się. To dobiegające z zewsząd buczenie drażniło go nieznośnie. ogłupiało.
Cofnął się i zajrzał znów do środka.
Na przeciw niego, w ścianie ziała pogrążona w cieniach dziura.

Nie nie dziura. To była jakaś rura, albo tunel? Korytarz? Otwór był okrągły i doprawdy duży. Joe mógł, by stanąć w nim swobodnie.
Nie mógł być to jednak korytarz czy tunel. Ten wszak powinien równać się z podłogą.
Otwór natomiast umiejscowiony był na wysokości przekraczającej wzrost Joe.

Nie pewny co to jest, Joe podszedł nieco bliżej. Poczuł powiew powietrza, uchodzący z owej rury.
Joe wszedł na jeden z bloków, by zerknąć w głąb. Upewnić się, że nic tam nie czyha na niego.

Dopiero wtedy podszedł bliżej.

Znalazł wyjście. Znalazł wyjście! Znalazł wyjście?

Joe podskoczył i pochwycił się dolnej krawędzi. A potem podciągnął, by wpakować się do środka.

Zastygł w pozycji kucającej. Nasłuchiwał. Spięty niczym struna. Nasłuchiwał, obserwował. Czekał, aż coś wypadnie by go zjeść.

Sprawdził również z czego jest zrobiona rura. Metal? Beton? Oby nie pumeks lub coś organicznego...

Gdy nic go nie zaatakowało, wstał. Ostatni raz obrócił się za siebie, pomachał pożegnalnie gdzieś w stronę pajączka. No, tak z grubsza, bo nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie znajdowało się miejsce, w którym to napotkał świecącą kulę.

Potem Joe ruszył przed siebie. Znalazł wyjście!
 
Ehran jest offline