Choć wieczorna przechadzka po śliskich od deszczu górach wydawała się Olegowi sporym ryzykiem to nie oponował. Wiedział, że to trochę loteria kto i kiedy uślizgnie się na skale i skręci kostkę, ale jakoś stracił motywację do wyrażania własnych opinii. Skoro krasnoludy przejęły dowodzenie i nie raczą pytać go o zdanie to niechaj się wykażą.
Nie uszło jednak jego uwadze, że wdarła się w ich szeregi nerwowa atmosfera i jakaś niepokojąca konspiracja. Nieprzychylne spojrzenia i napinające się żuchwy wróżyły jednaj rychłe wyklarowanie sytuacji.
Najdziwniejszym było jednak to, że nikt tym nieprzyjaznym spojrzeniem nie obdarzył Olega. Od kiedy zabrakło Barona mógł hulać wedle woli i z tej swobody korzystał. Ignorowany przez nowych dowódców używał sobie w gronie najemników nie wypowiedział się w sprawie nocnego podejścia i w trakcie samego marszy skupił się na własnych kostkach a nikt nawet na niego nie burknął. Z jednej strony było to przyjemne, ale z drugiej czegoś mu brakowało. Zrobiło się jakby... nudno. Nawet sam atak na posterunek był jakiś taki mało emocjonujący. `Może trzeba było poprzeć plan Leonoy. Wtedy to by się działo`.
Jeszcze nim doszło do pierwszego rozluźnienia przerył zapasy wartowników przy stanowisku karcianym. Oczywiście znalazł zakorkowana butelkę i jednym, szybkim, potajemnym niuchnięciem zidentyfikował ją jako czystą wódkę. Schował ją za pazuchę i odczekał aż opadnie napięcie i ludzie nieco się rozejdą.
Wtedy podszedł do Leonory jako również pozostawionej nieco na uboczu i zdecydowanie najbardziej rozrywkowej osoby w tej grupie. Plan ataku jaki zaproponowała dostarczył mu wiele radości, więc liczył, że uraduje go czymś jeszcze. - Hej Panienko! - odkorkował butelkę zębami i od razu uraczył się łykiem. - Chodź napijemy się, pogadamy, odpoczniemy chwilę
Sam usiadł wygodnie na porośniętej mchem skałce, wskazał ułamany pień drzewa leżący tuż obok i zapraszająco wycelował w Leonorę szyjką butelki. |