Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2019, 02:52   #151
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_05lRKSdJBM[/MEDIA]
Cała ta wiocha w środku dżungli nie była taka zła, gdy wreszcie jej mieszkańcy i ludzie van Urka przestali gapić się na siebie spode łba, zamiast tego wspólnie podnosząc szklanice do toastów. Napięta atmosfera zniknęła, jakby ktoś przebił niewidzialny balon. Jeńcy wrócili do ekipy, dzikuny zniknęły. Może i do Det było daleko, jednak tubylcy mieli w sobie ducha zabawy, co pokazali, organizując niezłą bibę. Była wóda, żarcie, muzyka. Brakowało świateł stroboskopów i starego rocka z samochodowych kaseciaków, lecz i tak nie dało sie narzekać, a gdy Alex swoim Runnerowym zwyczajem wyciągnął skądś zielsko, od razu zrobiło się swojsko, miło i domowo. Panna Holden z przyjemnością obserwowała jak zwaśnione dotąd strony integrują się, wspólnie pijąc, tańcząc i bawiąc się. Poza tym było jedzenie… dużo jedzenia które przede ściągało uwagę Vesny w sposób naturalny. Odkąd rozległy się pierwsze takty skocznej melodii wygrywanej na skrzypcach, dziewczyna cały czas albo coś przeżuwała, albo właśnie dokładała na swój talerz nowe porcje smakołyków z którymi chodziła nawet na parkiet. W jednej z przerw między tańcem, zabawą i lawirowaniem wśród tłumu, przysiadła razem z Foxem przy jednym ze stołów, mając obok Lee i Marisę.

- A gdyby tak nagadać wąsatemu że nasz fircyk też powinien wziąć udział w nocnej zabawie za tydzień? - spytała lekkim tonem, zagryzając myśl suszoną figą. Przeżuła ją, połknęła i sięgnęła po kolejną - Wyszłoby w końcu czy to pedał, czy tylko taki zniewieściały.

- Nie ma co się pytać! Na pewno pedał. I to zniewieściały. - Alex widocznie też się nie oszczędzał podczas tej biesiady to i odpowiedział niefrasobliwie i bez namysłu szczerząc się i jarając zioło jednocześnie. Obie towarzyszki i nowe koleżanki detroickiej pary zachichotały rozbawione tą dyskusją.

- A kto to jest fircyk? - zapytała zaciekawiona Lee zerkając to na jedno to na drugie że swoich gości.

- Taki elegant co chodzi ubrany w jedwabie… jak jakaś baba. Do tego ma maniery jak z dawnych czasów, wygląda na zniewieściałego… a no taki nasz van Urk - technik machnęła ręką w stronę pary przywódców i zaraz zagryzła temat ciastem bananowym - Ani nie przeklnie, ani… no ma się za szlachcica, a wiadomo że ta Federacyjna szlachta to sami dorobkiewicze którzy mieli farta po dniu zagłady. Prawdziwa szlachta to była w Europie, za oceanem… no ale jest miły - mruknęła na koniec, aby oddać honor ich szefowi, bo go lubiła. Jednak siedząc obok swojego Runnera nie zamierzała mu psuć świętowania wychwalaniem kogoś innego niż on sam. Dlatego też od razu oparła się brunetowi na ramieniu, uśmiechając się szeroko.

- I jeszcze z wykałaczką chodzi, jakby porządnej kosy nie mógł podnieść. W Novi by go zjedli na zagrychę. U nas w Downtown szybko by go Stary albo Steve usadzili… chociaż Steve to by go pewnie wsadził. Do rzeki. W betonowych butach - parsknęła, popijając piwa i popatrzyła na towarzyszki - Prawdziwy facet musi umieć i dać po gębie i maczetą drogę przez dżunglę wyciąć, no nie? Bez strachu że sobie paznokcie połamie.

- O tak, z tą maczetą to na pewno. Dlatego ja się wcale nie rwałam do maczety dzisiaj jak tylu facetów tam było. - Marisa przytaknęła szybko do tego elementu wypowiedzi nowej koleżanki jaki był dla niej zrozumiały i trafił do przekonania.

- A tam, ta Europa… - Alex machnął łapą na znak, że to miejsce nie kojarzy mu się z niczym interesującym. - Chociaż nie… Niektóre fury to robili całkiem - całkiem… No i jeszcze niektóre spluwy… - wydawało się, że Runner już całkiem machnie ręką na stary kontynent gdy jednak przypomniało mu się prawie w ostatniej chwili, że jednak pochodzą stamtąd jakieś rzeczy warte uwagi.

- Aha, to ten wasz szef to taki fircyk. - Lee z kolei zagadnęła o co innego. Popatrzyła przez przestrzeń stołów, biesiadujących i tańczących par wśród jakich o dziwo dało się dostrzec Antona i Arię, na siedzące dwie najważniejsze osoby w tej sali gimnastycznej. - Wygląda mi całkiem zdrowo. - powiedziała z namysłem gdy tak sobie go pooceniała chwilę w spokoju.

- No nie mów, że ci się podoba! - Alex który właśnie zaciągał się skrętem i go podał Vesnie prawie się zachłysnął dymem gdy usłyszał te podejrzenia o herezje u nowej koleżanki.

- Nie no co od niego chcesz? Wygląda całkiem zdrowo. - jej kolorowa sąsiadka i koleżanka wydawała się mieć chyba zbliżony standard co do oceny wartości gości. I na pewno był to standard całkiem odmienny od tego jaki miał Alex. Bo najpierw popatrzył najpierw na jedną, potem na drugą z niedowierzaniem i pretensją aż w końcu na swoją osobistą foczkę jakby w niej była ostatnia nadzieja no właściwy światopogląd.

Technik westchnęła smutno, równie smutno kręcąc głową. Musiało być po alexowemu, bo jeszcze był gotowy walnąć focha i milczeć do końca imprezy bardzo głośno i bardzo wymownie.

- To tylko pozory - wzięła od gangera skręta i zaciągnęła się, a potem mu go zwróciła - Jest trefny… jak zgniłe jajo. Niby z wierzchu wygląda ok, ale jak je weźmiesz do ręki, albo rozbijesz skorupkę, wychodzi zgnilizna. Zacznijmy od tego, że nie przyda się wam do niczego, bo woli spółkować z innymi mężczyznami - rozłożyła bezradnie ręce - Poza tym widziałyście jego ręce? Czy tak wyglądają dłonie kogoś, kto umie o siebie zadbać? Ani on dziczy nie karczował, ani rannych nie niósł. Wątły jest, ciuchami nadrabia. Alex by zdmuchnął z planszy nie wstając z ławy, prawda kochanie? - zaćwierkała do partnera i zmieniła temat - Co chcecie zobaczyć poza Nice City? Gdy skończy się cała ta chryja, możemy się gdzieś kopnąć - popatrzyła po dziewczynach - Chcecie coś zobaczyć? Góry? Morze? Śnieg? Pustynię? - zbystrzała, wracając wzrokiem do Alexa - Pojedźmy do Miasta Świateł! Zagramy w kasynie, porozbijamy się po klubach i przećpamy połowę oszczędności, a dziewczyny zobaczą co to znaczy wielkie miasto i do tego jasne! Tam ciągle mają elektrownie i prąd - wyjaśniła.

W miarę jak obu dziewczynom rzedły miny gdy słuchały rewelacji o tym tylko z pozoru zdrowym człowieku jaki siedział i rozmawiał z wodzem ich wioski to Alexowi zdawała się odpływać szarość z twarzy. Znów nabierał kolorów i bezczelnego wigoru.

- No dokładnie tak, słuchajcie Ves, ona jest lekarzem to się zna na takich sprawach. - czarnowłosy ganger siedzący w samym podkoszulku i spodniach zaciągnął się właśnie odpalonym szlugiem jakiego wyjął gdy Vesna przedstawiała ukryte wady i felery ich wspólnego szefa. - A z Vegas zajebisty pomysł. Zawsze chciałem zobaczyć czy naprawdę mają tyle świateł, kasyn, prochów i całej reszty. Czuję, że tam bym się odnalazł. - Runner poparł pomysł na wyprawę do Vegas bez wahania. Wręcz tryskał entuzjazmem na taki pomysł. Dziewczyny, wciąż skonfundowane wiadomościami o Federacie, dały się ponieść dyskusji o dalszych planach ale minki wciąż miały niepewne gdy zerkały na siebie nawzajem albo na oboje Detroitczyków.

- A co to te Vegas? To daleko? - zapytała Lee z taką miną i tonem jakby pierwszy raz w życiu słyszała tą nazwę.

- No Vegas to Vegas, nawet Kristi Black daje tam koncerty! - Runner znów miał trudności z notowaniem faktu, że ktoś, na krańcu świata albo i dalej może aż tak nie ogarniać świata dalszego niż krawędź widocznej dookoła dżungli.

- A kto to jest Kristi Black? - Marisa zadała kolejne pytanie z podobną niewinnością jak jej kumpela. Na taki podwójny atak Alexowi znów zabrakło słów i dobrej woli do łagodnego wyjaśnienia dziewczynom co i jak.

- Vegas to miasto, jeszcze przedwojenne. Kiedyś było znane z kasyn i do tej pory to zostało. - panna Holden zaczęła wyjaśniać. Podrapała się po brodzie, by strzelić nagle palcami. Z miski owoców wyjęła trzy figi i położyła je na stole. Jedną dwa centymetry od drugiej i wskazała pierwszą.
- Tu jesteśmy my, tutaj jest Nice City. Dzień, półtora drogi - wskazała drugą figę, a następnie dołożyła trzecią. Dobre pół metra od pozostałych - A tu jest Vegas, pośrodku pustyni. Daleko za Teksasem. Z tydzień drogi minimalnie, jeśli po drodze nic nie wypadnie, ani się nie przydarzy. Nie wiem ile dokładnie mil, ale ponad dwa tysiące na pewno. Nigdy tam nie była, tylko słyszałam - uśmiechnęła się pod nosem - A Kristi to nasza kumpela. Jest wielką gwiazdą, jeździ po całych Stanach i daje koncerty. Poznacie ją, bo skoro bujacie się z nami, to na pewno prędzej niż później do niej zajedziemy… dobrze pójdzie do w weekend wpadnie na noc prokreacji.

- Taakk? - Alex zareagował pierwszy gdy Ves skończyła mówić i wspomniała o swoich planach względem ich wspólnej blondwłosej kumpeli. I wydawał się zdziwiony tym pomysłem. Wziął skręta w zęby i sam sięgnął po jakąś butelkę, odkręcił ją, powąchał i jakby się chwilę zastanawiał.

- No tak, jak macie kogoś na tą noc poczęcia, kogoś zdrowego, to na pewno możecie ich przywieźć. - Lee pokiwała głową tak chyba na wszelki wypadek, żeby dać znać, że nie jest przeciwna takiemu pomysłowi.

- No tak, my się chętnie podzielimy i ugościmy wszystkich gości. - Marisa też dołożyła swoje trzy grosze obserwując jak Alex w końcu się namyślił i zaczął rozstawiać cztery szklanki i rozlewać tam jakiś kolorowy płyn z tej butelki.

- Nie o to chodzi. Zastanawiam się czy ona się zgodzi. - wyjaśnił chyba właśnie głównie obu tubylczym dziewczynom gdy nalewał im napitek do szklanek. - Myślisz, że się zgodzi? - zerknął na Ves gdy nalewał do jej szklanki.

- Jasne że się zgodzi - Ves wyszczerzyła się wesoło, machając zbywająco ręką jakby nie chodziło o nic wyjątkowego - Poprosimy ją bardzo ładnie, przedstawimy wszelkie plusy całej wyprawy… w tym te pisane markerem. Poza tym tutaj będzie incognito, więcej swobody, a nie że tak na smyczy - parsknęła, opierając się na gangerze mocniej, przez co praktycznie leżała mu na ramieniu. Objęła go też ramieniem w pasie - Kto wie? Trzeba jeszcze zagadać z Kay, Jasmine… resztą dziewczyn spod prysznica. I z Johnem. Załatwić beczkę gorzały i worek prochów. Jakąś porządną muzę… w drodze powrotnej zajechać po Nutellkę…

- Aaaa! No tak, za pisanie markerem to rzeczywiście może się udać. Tylko chyba trzeba by dużo markerów zabrać. - twarz Runnera rozjaśniła się i nieco zmienił swoją pozycję tak, że teraz Vesna mogła usiąść mu na jednym udzie i siedzieć bokiem do niego. Wolną ręką wręczył jej szklankę, pozostałe rozdał dziewczynom a ostatnią wziął dla siebie. - No to za Kristi i resztę naszej paczki! - zawołał głośno wznosząc toast i wypijając z połowę szklanki jednym haustem.

- Chociaż akurat ze smyczą jest jej bardzo do twarzy. - zauważył gdy chuchnął w powietrze po tych promilach. Smakowało jak jakaś owocowa nalewka o przyjemnym, lepkim smaku a jednak z całkiem mocnymi promilami.

- Ona chodzi na smyczy? To jest jakaś niebezpieczna? - Marisa odkaszlnęła krótko gdy przełknęła nalewkę ale chyba trochę ją zaniepokoiły słowa nowego kolegi.

- Nie, nie, to taka zabawa. - Alex szybko zaprzeczył wodząc drugą dłonią gdzieś po plecach Vesny bawiąc przy tym ich oboje. - I z dziewczynami świetny pomysł. Zabierzemy ile nam się uda zebrać i zabrać. Nutellkę też. Zresztą, jak będzie z nami Kristi to pewnie i tak byśmy się od niej nie opędzili. - Alex przemieszał swoją dłoń od kibici siedzącej na jego nodze dziewczyny, przez jej kręgosłup aż do łopatek i karku.

- Od której? - Lee zapytała tak niewinnie chociaż z tak błyszczącymi oczami, że trudno było stwierdzić czy żartuje czy tak na poważnie pyta jak o tyle rzeczy wcześniej.

- Noo… - pytanie zaskoczyło gangera bo na chwilę stracił rozpoczęty wątek który go tak ładnie pochłonął. - To się zobaczy. Zresztą jak chcecie to możecie z nami jechać to zobaczycie jak wygląda te Nice City, Kristi i w ogóle cała reszta. - kierowca zgodził się wspaniałomyślnie jakby okazywał dziewczynom nie wiadomo jaką łaskę.
- Ale John? - zapytał gdy widocznie nie przegapił tego detalu i wrócił spojrzeniem do twarzy okolonej ciemnymi włosami jaką miał tuż przed sobą. - Oj nie zawracajmy mu głowy Ves. Na pewno będzie bardzo zajęty i pewnie ta paniusia ma dla niego mnóstwo zajęć. Pewnie znów kogoś ściga albo co on tam robi. - Runner zaczął mówić jakby nie było sensu kłopotać wspólnego znajomego jakimiś rzeczami na peryferiach znanego świata. A Marisa i Lee miały miny jakby nie do końca nadążały z tą rozmową.

- Wiem… John jest bardzo zajęty - technik zrobiła smutną minę, patrząc na stół - Ale może… jeśli porozmawiam z milady, pozwoli mu się urwać na dobę czy dwie. O ile oczywiście będzie chciał. Poprzednio gdy go szukałam, wspomniałam milady po co i nie… - zrobiła minę wcielenia niewinności - Nie miała nic przeciwko, a wręcz życzyła nam dobrej zabawy. Zresztą to tylko maksymalnie dwie doby, a on tak ciężko pracuje - uderzyła w smutny ton - Przydałoby mu się odpocząć i się rozerwać. Urlop taki, żeby baterie podładować… tak, pogadam z milady gdy zajedziemy do Nice City.

- Oj, tam jeszcze tej paniusi chcesz tym głowę zawracać? Jeszcze się wkurzy i nam potnie po premii za zawracanie głowy takimi głupotami? No i wtedy jak miał wolne no to do rana i tak by go nie było gdzie by się tam nie szlajał po mieście, z nami czy bez. A tutaj no dłużej i dalej. Nawet w ogóle nie wiadomo czy będzie w mieście jak przyjedziemy. - Alex siedział teraz na krześle jakby tam miał rozżarzone węgle pod siedzeniem gdy tak próbował odwieść Vesnę od jej pomysłu zapraszania Johna na tą weekendową imprezę w tej osadzie.

- A ten John to jest zdrowy? Znaczy tak od środka też? - Lee zapytała poważnie jakby wciąż mając w pamięci rewelacje jakie niedawno usłyszała o szefie drużyny gości. Słysząc to pytanie Alex prawie słyszalnie jęknął zdruzgotany tym dwutorowym atakiem.

- A ta Kristi? Jak z nią trzeba chodzić na smyczy to wszystko z nią w porządku? - Marisa z podobną powagą drążyła nieco inny wątek tej dyskusji.

- Z tego co nam wiadomo i co zdążyliśmy sprawdzić, oboje są zdrowi i w żaden sposób nie da się ich nazwać trefnymi, a ta smycz… bo lubi. - technik wyjaśniła wesoło - Jedni lubią chodzić w sukienkach, inni w spodniach. Wolą kaptury albo czapki, a ona jak nikt niepowołany nie widzi, lubi chodzić na smyczy. Mówcie lepiej coś o tutejszych, o waszych. Kto będzie?

- Aahaa… - Lee pokiwała głową, spojrzała na swoją kumpelę jakby się naradzając spojrzeniem i w końcu z uśmiechem wróciła do dwójki rozmówców. - No to niech przyjeżdżają. - oznajmiła radośnie na co Alex zareagował głośnym westchnięciem dezaprobaty. I pewnie nie chodziło mu o Kristi.

- No a kto będzie… - dziewczyny ten temat zainteresował jakby rozmowa dotyczyła szykowanych prezentów na czyjeś urodziny albo gwiazdkę. I obie, uzupełniając się nawzajem, uderzyły w typowo, plotkarski ton gdzie Ves, bo Alex oczywiście atutami innych samców, kompletnie nie był zainteresowany więc zaczął rozlewać kolejną porcję nalewki. A dziewczyny tłumaczyły wesoło co i jak. Wyglądało na to, że same jeszcze nie były pewne kto mógłby być bo ostatecznie decydowała rada starszych a głównie Johanson. Z tych co już wcześniej dali się jakoś poznać parze z Det to mieli być ci dwaj myśliwi co im towarzyszyli podczas dzisiejszej wyprawy. Szacowały, że skoro wyprawa wróciła z sukcesem a oni wrócili w jednym kawałku to rada pewnie ich wynagrodzi udziałem w tej nocy poczęcia. No i dlatego były prawie pewne, że Marisa też będzie no i Lee miała nadzieję, że również zostanie zaproszona. A z pozostałych osób szykowała się całkiem niezła gromadka obu płci. Ale dziewczyny same nie były jeszcze pewne bo bez skrupułów plotkowały o swoich sąsiadach i sąsiadkach gdy wskazywały wzrokiem lub słowem na biesiadujące, tańczące, śpiewające albo grające sylwetki. W zdecydowanej większości jeśli szło o kobiety były to takie zdrowe i w sile wielu. Takie akurat które rokowały największe szanse na zajście w ciąże, donoszenie jej i udany połóg. Wśród mężczyzn panowała większa różnorodność, zwłaszcza pod względem wieku chociaż tutaj też raczej dominowali ci młodzi. O ile Alex początkowo się chyba trochę fochał gdy na tapetę wzięły swoich sąsiadów to gdy dziewczyny mówiły też o swoich sąsiadkach to nawet chyba zapomniał, że miał się fochać dalej i się rozpogodził.

- Wiecie co? - Vesna popatrzyła na towarzystwo, podnosząc się z kolan Runnera - Zwijamy się stąd, zróbmy sobie trening przed weekendem. U Lee odpada, bo tam Anton położył Morgan - popatrzyła na Mulatkę, uśmiechając się do niej kosmato - Słyszałam że nas zapraszałaś. Jeśli nasza czwórka się zmieści to chodźmy!
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline