Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2019, 20:35   #697
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Mieli dość czasu na przygotowania i te dały im przewagę potrzebną do uniknięcia strat podczas ataku. Co prawda nie obyło się bez urazów wynikających z upadków na śliskich od deszczu skałach, ale nawet najcięższy z nich - złamana noga - wydawał się być mniejszym problemem, niż szyp w piersi, czy sztych miecza w bebechach.

Mieli jeńców, których trzeba było rozbroić (wliczając w to odebranie oręża, wszystkich ostrych przedmiotów i zdjęcie pancerzy), a później dokładnie spętać. Niespodzianki w postaci uciekających granicznych nie były tym, czego krasnolud by sobie życzył. Tym bardziej, że przy okazji mógł uwolnić kamratów i przejechać czymś ostrym po gardłach swoich oponentów. Do kompletu "niedogodności" zaliczał również najemnika Brocka ze złamanym kulasem oraz kilku następnych posykujących przy każdym nieostrożnym stąpnięciu na nadwyrężoną kostkę, czy obite kolano. Gamonie.

Prawdopodobnie jednak większym kłopotem może w końcu okazać się coraz bardziej widoczna niechęć Loftusa do Leonory i jej kruka. Niby czarownik mówi, że to o demona chodzi tylko, ale bez wątpienia zgładziłby Estalijkę, gdyby to był jedyny (lub najłatwiejszy) sposób na pozbycie się rzekomego demona. Bo Detlef, jak już wspominał kilkakrotnie, jak dotąd mocy i samego demona nie uświadczył. To oczywiście nie był żaden dowód na jego nieistnienie, ale dowodów na istnienie bestii również nie było. Bo tak czarownik twierdził? Albo ten drugi czarokleta, przyjaciel odwiecznych wrogów dawi - ten to był w oczach Thorvaldssona autorytetem, któremu należało wierzyć, jak własnej matce. Oby go zielone pokraki zeżarły z jego kapeluszem i butami!

Zastanawiające przy tym było zachowanie Galeba, który zadawał się podzielać stanowisko Loftusa. Co jak co, ale Runiarzowi w sprawach nadprzyrodzonych (czyli wszystkich, których nie można było załatwić przy użyciu pięści, topora, kilofa, czy baryłki piwa) mógł wierzyć. Może i rzeczywiście durna Estalijka zrobiła coś z tym dziwnym złotym gwoździem, którego zeżarł kruk. Dlaczego zatem, skoro ptaka i Leo opętała bestia z Chaosu zrodzona, Leo nie próbowała pozabijać ich wszystkich we śnie? Albo dodać trucizny do posiłków? Dlaczego nie czuć jej siarką lub dymem, a ślepia nie żarzą się piekielnym blaskiem? Co robi demon, który... nic nie robi?

Głowa Detlefa nie ogarniała takich spraw zbyt dobrze. Wojownik wolał proste rozwiązania prostych problemów, a ten tutaj wyglądał na zdecydowanie zbyt skomplikowany. Wiedział jednak, że nie przyłoży ręki do krzywdzenia tej niespełna rozumu dziewki, a do tego stanie w jej obronie. Jeśli jednak zaczęłaby przemieniać się w jakiegoś potwora, albo czynić rzeczy plugawe - nie zawaha się ukarać pogwałcenia praw natury. Do ptaka nie miał nic i było mu obojętne, czy ktoś go z piór oskubie i zrobi potrawkę, czy rozłupie na dwoje. Jeśli zostawią Leo w spokoju, to i on nie będzie przeszkadzał.

Zabawne przy tym wydało mu się to, że rzekomy demon miał czytać w umysłach i znać zamiary każdej istoty, którą zechciał przejrzeć. W takiej sytuacji każda próba podchodów skazana była na porażkę, a dowolny plan byłby zaraz przejrzany. Zresztą przy tych wszystkich spojrzeniach spod byka w kierunku akolitki i jej ptaszydła nawet bez daru jasnowidzenia można było się domyślać, że coś jest na rzeczy.

Tymczasem jednak pozostawała sprawa drugiego posterunku. Z obserwacji wynikało, że panuje na nim zupełne rozluźnienie, jednak to mogło w każdej chwili się zmienić, gdyby rankiem pojawił się patrol, który trzeba by było spacyfikować. Z drugiej strony zaskoczenie patrolu i zdjęcie go w zasadzce pozwoliłoby im dłużej utrzymać przejęcie posterunku w tajemnicy. Przebieranka w stronie granicznych, do tego usmarować twarze jeńców sadzą ogniska i sprzedanie patrolującym żołnierzom bajeczki o złapaniu dezerterów, czy nawet grasantów, o których wszyscy w okolicy słyszeli powinno na tyle zaciekawić przeciwników, a przy tym utrudnić identyfikację jeńców (których do kompletu można zakneblować, żeby nie chlapnęli za dużo), że zdjęcie ich z zaskoczenia powinno być formalnością.

Przy tym nie trzeba rozmyślać, co zrobić z tyloma jeńcami i ciałami poległych granicznych - zginęli lub zostali złapani w nieudanym ataku na posterunek i tyle. Zanim roszada się wyda powinni zyskać na czasie i wywołać dodatkowe zamieszanie brakiem informacji z przełęczy i patrolem, który nie wrócił. A gdyby ktoś z posterunku z dołu przyszedł, to też go unieszkodliwić i bawić się w przebieranki dalej. Nieznane twarze? Przecież to nowa zmiana na posterunku, mieliśmy wrócić do domu, a tu przydzielili do pilnowania drogi.

Planami podstępu podzielił się oczywiście z Ostatnimi i najemnikami Brocka. Musieli działać razem, by ich wątłe siły mogły utrzymać się tutaj jak najdłużej.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline