Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2019, 13:09   #40
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Słysząc słowa Nadala, bardka cofnęła się o dwa kroki w tył.
- Jak można być tak parszywym. Przychodzą tutaj, zakłócając nasze przygotowania do podróży, oskarżając o coś czego nie zrobiliśmy i jeszcze chcą z nas zrobić żywy towar? Że wy w ogóle w lustro możecie patrzeć! - rzuciła w stronę strażników.
-Przepuście nas, Wyrocznia jak rozumiem wyznaczyła już winnego. Jesteśmy potężnymi wojownikami i magami, ja sam walczyłem że smokami, rocami i innymi monstrami które wam się nie śnilły. Możecie posmakować mojego rapiera, albo zachować żywoty - W ręce Rashada pojawiło się znikąd jego ostrze, które rozbłysło ogniem. Słowa Nadała skłoniły go do działania.

Strażnicy, jeszcze przed chwilą pewni swego, teraz na widok groźnego przeciwnika, dzierżącego płomienne ostrze, patrzyli po sobie niepewnym wzrokiem i zaczęli powoli się wycofywać.
- Nie wygłupiajcie się. Nie uda wam się przecież cało ujść z tego miasta, jeśli będziecie stawiać opór. Chcemy was jedynie zatrzymać do czasu aż nie złapiemy Aka Manaha.

Rozwój wydarzeń zmieszał trochę tabaxi która zaczęła wątpić w system prawa w mieście i zastanawiać się czemu w takim razie Sułtan tolerował tyle czasu ten stan. Jeśli z jego niedbałości teraz ich wyprawa mogłaby być zagrożona tak trywialnym powodem.
- Chciałabym by nikomu nic się nie stało.. Dlatego każdy kto odejdzie w pokoju otrzyma autentyczny, przynoszący szczęście włos z ogona tabaxi. Mojego ogona. Poświęcony Bastet wspomaga płodność, zdrowie i łagodzi domowe konflikty.

Propozycja kapłanki co do bezkrwawego rozwiązania sytuacji nie została jednak wzięta pod uwagę przez adwersarzy, którzy wciąż bacznie przyglądali się magicznemu ostrzu.

- Wszyscy bez wyjątku służymy Jego Sułtańskiej Mości, czyż nie? - Roshan postąpił parę kroków do przodu, lustrując strażników ciemnym spojrzeniem. Zniknął gdzieś rozdygotany urzędnik sprzed paru dni; nie było po nim śladu w chłodnym, dźwięcznym głosie pół-elfa. - Jesteśmy w Dumatat z Jego rozkazu, pod Jego protekcją. Aka Manah zdradził nas, Makarydię i jaśnie panującego nam Sułtana. Jaka jest kara za zdradę stanu?
- My… my tylko wykonujemy rozkazy i staramy się utrzymać porządek. Prosimy tylko, byście pozwolili się zatrzymać do czasu wyjaśnienia sprawy - powiedział niepewnie oficer, lecz widać było, że reszta jego kompanów już całkiem zrezygnowała z agresywnej postawy.
- Czyje rozkazy? - Pół-elf postąpił kolejny krok do przodu, widząc reakcje strażników i wyciągając oczekująco dłoń.
- Noooo… dowódcy garnizonu. Bo ten… zaatakowano wyrocznię. A wcześniej tego… oni czarowali w mieście i… - oficer nerwowo zerkał już na wszystkie strony, szukając poparcia, którego znikąd nie było widać.
- Aka Manah zaatakował Wyrocznię - odparł krótko Roshan, dalej wyciągając dłoń. - Rozkazy waszego dowódcy lub nakaz aresztowania, mój panie.
- Dobrze… nie musicie iść z nami - odpowiedział zrezygnowany mężczyzna - Ale zostanie tutaj oddział, który będzie miał na was oko! Nie próbujcie niczego głupiego i od razu zgłoście nam, jeśli Aka Manah się do was odezwie.

Po tych słowach odwrócił się i wyszedł z uniesioną głową, starając się zachować resztki godności. Za progiem począł wykrzykiwać rozkazy podkomendnym i bohaterowie usłyszeli jak kilku żołnierzy zeskakuje na ziemię z parapetów na piętrze budynku. Roshan odprowadził oficera spojrzeniem i odwrócił się w stronę Nadala z wyczekującym spojrzeniem, jakby czekał na jego decyzję.

Kapitan odczekał jeszcze moment, aż uznał że pozostali sami.
- Dziękuję wam. Świetna robota - zwrócił się do Rashada i Roshana - Dzięki wam udało nam się uniknąć rozlewu krwi Makarydyjczyków.
- Krew Makarydyjczyków poleje się, jeśli nie znikniemy z miasta - odparł Shahib. - Czas nagli.
Tabaxi nieco zawiedziona pogłaskała się po wciąż zjeżonym ogonie, a bardka podeszła do Roshana z pewnym podziwu spojrzeniem.
- No, no, no… Cicha woda brzegi rwie. A gdzie ten nieśmiały chłopaczek z początku wyprawy? - spytała uśmiechając się do niego.
- Zniknął, jak sen jaki złoty - odparł Roshan z cieniem uśmiechu na ustach. - Wszyscy jesteśmy artystami w mniejszym lub większym stopniu, panno Ravalar.
- Proszę cię, mów mi po imieniu. Nie jesteśmy w żadnym dworze czy pałacu, darujmy sobie te sztuczne etykiety. Skoro pozbyliśmy się problemu, a dalej jesteśmy w gospodzie, to może wypijemy zdrowie naszych dzielnych panów? - powiedziała wskazując na pół-elfa oraz Rashada.
- Też chciałam podziękować że pomogłeś, najwyraźniej mój ogon nie robi już takiej furory, jak kiedyś. - Yasu zwróciła się do Roshana, po czym przeniosła wzrok na Rashada. - I Tobie również.

- Poczekajmy jeszcze trochę z tymi toastami - wtrącił Nadal, zerkając na wciąż leżące na podłodze ciało elfa - Musimy zastanowić się nad tym co dalej.
- Musimy go pochować. Tu nie ma dyskusji. - podchwyciła wzrok Nadala kapłanka i wtrąciła swoje trzy kopy miedzi.
- Pochowa go kapłan Anubisa - wtrącił Roshan. - My musimy zniknąć z Dumatat. Teraz.
Eladrinka spojrzała nieco zdziwiona na pół-elfa.
- Wiem, że sytuacja jest dość… nieciekawa, ale skąd aż taki pośpiech?
- Czy widziałaś jakikolwiek papier w mojej dłoni, Andraste? - odparł pół-elf. - Nie. Co oznacza, że oficer i jego banda pracują dla kogoś, komu nie po drodze z naszą wyprawą. Dlaczego zostawił z nami zbrojny oddział? Żebyśmy, jak to ujął, nie zrobili czegoś głupiego?
- Sugerujesz że idą po posiłki? - Nastroszyła uszy kocica.
- Czy zaryzykują wyciąganie nas stąd siłą? Wątpię - zamyślił się pół-elf, wodząc spojrzeniem po zbrojnych przed zajazdem. - Mogą czekać do zachodu słońca, żeby nie ryzykować zbyt wielu świadków.
- Jeśli chodzi o strach przed świadkami, to na to bym nie liczył - powiedział Akram - Nie mamy w okolicy zbyt dobrej opinii.
- Tutaj, nie. W stolicy? Tak - Roshan zerknął na Akrama. - Wyciągną nas stąd siłą, wieści prędzej czy później dotrą na sułtański dwór. A przed sułtańską furią strach jest.
- Jak myślisz, ilu ludzi tutaj wie kim jesteśmy i po co tu przyszliśmy? - zapytał ponownie, szczerząc się wysoki mężczyzna.
- Wygląda na to, że niezbyt wielu… - wtrąciła krótko bardka.
- Jeśli Aka Manah rzeczywiście próbował zabić Wyrocznię, jego imię prędzej czy później pojawi się w plotkach. Wielki Wezyr wie, kogo i gdzie posłał. A i jego wzrok sięga daleko - Roshan najwyraźniej miał dosyć dyskusji i podziwiania zbrojnej parady na ulicy. Jego spojrzenie powędrowało między grupą i spoczęło na gospodarzu przybytku, w którego stronę zaraz ruszył. - Gospodarzu, pozwólcie na chwilę.
Ten zaś zmieszany i wystraszony całą tą rozmową jedynie przytaknął nerwowo i udał się za pół-elfem.

- Dziękuję za miłe słowa - Rashad po tym jak zgromił wzrokiem wychodzących stąd strażników uśmiechnął się w stronę Tabaxi i Andraste. Spojrzał również porozumiewaczo na Roshana, który wcześniej wydawał się go unikać, i tak jak się spodziewał, Wielki Wezyr nie wysłal na taką misję zwykłego urzędnika.
-Musimy zdecydować czy ścigamy Aka Manaha w mieście czy ruszamy do grobowca. Z chęcią policzyłbym się z tym zdrajcą, ale chyba najważniejsze jest by jak najszybciej dotrzeć do Serca Niebios? Zwłoka daje więcej czasu na działanie naszym wrogom - stwierdził.
- Nie wiesz czy jest zdrajcą! - Kotka znów wybuchła nieco, wyraźnie wciąż darząc Farshida pewnym sentymentem. - Powiedzieli to ludzie którzy przed chwilą chcieli nas pojmać w jakiś niecnych zamiarach. Poza tym… szukanie go to nie cel naszej misji...
- Yasu… - bardka stęknęła słysząc, to jak tabaxi broni Farshida. - Spójrz na to obiektywnie… On zachowywał się dziwnie od samego początku… Podczas mojej rozmowy z nim chwilę przed wyruszeniem wyprawy… to co mówił, można było wywnioskować, że nie do końca przyświeca mu cel tej wyprawy. Tak jakby sam miał w tym jakiś własny cel… Przykro mi to mówić, ale gdybym na początku wyprawy miała wskazać kogoś, kto mógłby nas zdradzić… od razu wskazałabym jego. - podeszła bliżej kapłanki i objęła ją przyjacielsko, na co ta westchnęła i dała się objąć.
- Wiem, że cię to boli… Ale spójrz prawdzie w oczy. On nas zdradził.

Rashad westchnąl, nie chciał w tym momencie wchodzić w spór z kocią kapłanką - Racja że prawdy nie znamy, istnieją przecież zaklęcia i moce pozwalające przejąć władzę nad wolą innej istoty lub też przyjąć czyjąś postać...
 
Aro jest offline