Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2019, 22:07   #41
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
W momencie gdy wojownik dokończył swą myśl, na zewnątrz zapanowało wielkie poruszenie, pomieszane z wystraszonymi krzykami strażników. Do gospody, jakby nigdy nic leniwym krokiem wszedł potężny leopard, wolnym krokiem zmierzając w kierunku kapłanki. Dosłownie parę kroków przed nią przysiadł i zwrócił swój pysk w stronę jej oblicza, przyglądając się tabaxi niezwykle inteligentnym spojrzeniem, zamiatając podłogę ogonem w prawo i w lewo.



Zamieszanie na zewnątrz szybko wychwyciło jej wygięte bok, długie ucho ale widok Leoparda zaskoczył tabaxi zupełnie. Przechyliła twarz ukośnie przyglądając się z zaciekawieniem i zapominając na moment o całym tym temacie Farshida. Odruchowo poruszyła wąsikami, niuchnęła nosem i uniosła nieco ogon, jego koniec zawijając raz w jedną raz drugą stronę, by w końcu uśmiechnąć się.

- Kogo my tu mamy? Kto tak straszy ludzi? - Nieznany i nietypowy gość ich był na tyle pocieszny i spokojny że kapłanka nie czując żadnego lęku usiadła naprzeciw wielkiego kota na podłodze. Turkusowe oczy Yasumrae zatrzymały się na oczach zwierzaka, po czym wyciągnęła dłoń by pogłaskać go delikatnie po tym pięknym futerku. Wtedy też tabaxi miauknęła krótko jak najprawdziwszy kot, co mogło zabrzmieć nieco troskliwie, choć tylko koty wiedzą jakie miało znaczenie.
Zwierzę zwróciło także uwagę bardki, która zaskoczona była nie tylko jego samą obecnością, ale i zachowaniem.
- Jest dość spokojny jak na takiego drapieżnika, pewnie jest oswojony. - podeszła bliżej widząc, że wielki kot nie wykazuje wobec tabaxi złych zamiarów i ostrożnie wyciągnęła rękę chcąc pogładzić go po łbie.
- Cześć “mały”, a gdzie twój właściciel?

Na zewnątrz znów dało się usłyszeć zamieszanie, choć tym razem przepełnione szmerami, nie krzykami. W drzwiach stanął mężczyzna. Wysoki, górujący nad większością ludzi, z sięgającymi do ramion czarnymi włosami, częściowo związanymi, i krótką, równie czarną brodą.



Odziany był w luźne ubrania, chroniące przed ciepłem pustyni; przeplatające się ze sobą warstwy koloru czerni i szarości, luźne spodnie, i obszerne, rozcięte rękawy, przez które można było dostrzec zarys dobrze zbudowanych mięśni… i blizny. Na jego ramiona narzucony był krwistoczerwony płaszcz. Jego westchnienie niosło się przez całą karczmę. Tak samo jak jego głos, głęboki, i spokojny, niczym ocean.
- Naveed… - na dźwięk imienia, Leopard odwrócił na moment głowę, po czym zignorował mężczyznę, jak i bardkę, zbliżając się bardziej do Tabaxi, pozwalając jej się głaskać… wręcz się o to dopraszając - Rozmawialiśmy już o tym. Pamiętasz Yarvad? Ja wiem że ci idioci sami zaczęli, ale krew trzeba było sprzątać przez dwa dni.

Kiedy mężczyzna zaczął podchodzić bliżej do kota, można było zauważyć inne szczegóły. Jego krok był pewny, jak gdyby był przyzwyczajony do ludzi ustępujących mu drogę. Ta sama pewność siebie emanowała z jego postury; zrelaksowany, wyprostowany, człowiek który wiele razy spojrzał śmierci w oczy, i stawił jej czoła bez mrugnięcia okiem. Tejże oczy, bladozielone, omiotły całą karczmę, badając, oceniając. Kto jest zagrożeniem, na kogo trzeba uważać, kto budzi zainteresowanie… Był uzbrojony. Miecz u pasa, prosty, bardziej narzędzie niż broń. Przewieszona przez plecy glewia z kolei jest inna, zdobiona na drzewcu obrazami smoków i lwów, z ostrzem które przypomina dzieło sztuki. Medalion, w kształcie zaciśniętej pięści, zwisający z szyi, wydawał się ważny, choć ciężko było stwierdzić dlaczego. Spojrzał na obie kobiety, i uśmiechnął się.
- Ale przynajmniej gust dalej masz dobry. - wojownik przykucnął przy Leopardzie i spojrzał na kobiety raz jeszcze, tym razem dokładniej. Teraz, kiedy był bliżej, od jego ubrań można było poczuć bardzo wątły zapach świeżego dymu. Wydawał się emanować z płaszcza. Na dłużej zawiesił spojrzenie na medalionie Bastet, zdobiącym Tabaxi, i skinął ze zrozumieniem głową, patrząc na nią, i na kota.

- Ach… czyli o to chodziło. Faktycznie, minęło dość sporo czasu. - powiedział, powoli drapiąc Naveeda za uszyma, z zainteresowaniem obserwując Yasu. Kot zdawał się tolerować tylko dotyk jego, i kapłanki.
Gdy Naveed spojrzał na nawołującego jego imię mężczyznę, tabaxi też odwróciła głowę i tak dwa kocie łebki patrzyły przez moment na niego. Kiya skrępowała się jednak trochę gdy zrozumiała, że tych dwoje coś łączy. Ludzie bywali bardzo zaborczy i różnie reagowali na to że ktoś rościł sobie prawa do “ich” zwierzęcia. Tyle że duży kot napraszał się o jej dotyk tak uporczywie że nie przestała, głaszcząc go bardzo powoli. Jej ciekawski wzrok skupił się teraz na patrzącym w jej stronę obcym mężczyźnie. Jego czworonożny kompan był strasznie pocieszny i najwyraźniej to wystarczyło by odwzajemniła się Naveedowi ocierając swoim kocim policzkiem o jego własny. Przez chwilę nie mogąc opędzić się od jego zainteresowania, zachichotała i z trudem próbowała wrócić wzrokiem do mężczyzny który do nich zawitał. Cały widok pewnie wyglądałoby niezwykle uroczo, gdyby nie blade ciało Nyliana leżące nieopodal.
Zachowanie przybysza wydawało się eladrince trochę dziwne. Cały czas rozmawiał z tym wielkim kotem, a ją i jej przyjaciółkę potraktował jak znajdujące się wokół Leoparda posągi.

Postanowiła przerwać tę lekko niezręczną sytuację i zwróciła się do tajemniczego mężczyzny.
- A więc to piękne zwierzę należy do pana? - spytała lustrując wysokiego przybysza wzrokiem.
Leopard spojrzał na bardkę urażonym wzrokiem, i wrócił do skupiania się na kapłance. Mężczyzna zaś roześmiał się, w odpowiedzi na pytanie.
- Naveed nie należy do nikogo, ale pracujemy razem, tak. - spojrzał, dalej rozbawiony, na kota, który właśnie nadstawiał się kapłance do pogłaskania, nie odrywając od niej wzroku. - Bardzo szanuje Bastet. Nie jestem pewny czy rozumie dość by ją czcić, ale jest dużo bardziej inteligentny niż przeciętny kot, więc kto wie? Nie widział jednej z was... - tu skinął głową w kierunku Tabaxi - … od dłuższego czasu. Pewnie dlatego tak się łasi.

Wojownik wstał, i skłonił się dwójce delikatnie. Nie był to wyrafinowany dworski ukłon, bardziej krótkie skinięcie głową. Wydawał się dość sztywny, jak gdyby mężczyzna nie był przyzwyczajony do tego typu gestów.
- Ardeshir Al-Asad. Wybaczcie późne przedstawienie się. A Naveeda już znacie.
Andraste podniosła się i dygnęła grzecznie w kierunku mężczyzny.
- Andraste Ravalar. Wybacz za to co powiedziałam wcześniej. To wspaniałe, że traktujesz Naveeda jako swego towarzysza, a nie… własność. Nie miałam zamiaru urazić ciebie, ani jego. - dziewczyna spojrzała na majestatycznego kota. - Wybaczysz mi śliczny?
Tymczasem tabaxi zaczęła śmiać się od napastliwości zwierzęcia, ostatecznie jednak prostując swoje kocie łapki i wstając, by przywitać nieznanego wędrowca. Radość jaka opanowała leoparda i dzielenie się z nim tak prostą czułością sprawiła że zapomniała że nie jest sama w pokoju, a na oficjalnej misji, i kapłanką którą niby obowiązuje jakaś tam etykieta. Szczerze mówiąc zawsze gardziła nią i nie chodziło tylko o szlacheckie wygłupy. Wolność ceniła ponad wszystko, dlatego właśnie ciężko było wydawać jej polecenia i oczekiwać że dostosuje się do czyichś oczekiwań.

Teraz dopiero uważniej powiodła wzrokiem po Ardeshirze i widać w nim było głębokie zaciekawienie. Zakręciła ogonem ósemkę, chowając na chwilę dłonie za sobą by ukryć je przed łakomym głaskania leopardem. Andraste oczywiście nie marnowała ani chwili i już odprawiła cały ceremoniał przedstawiania się i wdzięcznego dygnięcia, za to Kiya poczuła się skrępowana. Od rana coś się działo, od trupa, po straż, a teraz gdy mieli się wymykać pojawił się on. Całkiem przystojny, choć troszkę dziwny facet który nie wyglądał jakby był tutejszy. Wydawał się.. stanowczy, ale też opanowany. Na pierwszy rzut oka nie było widać po jego twarzy emocji, a by dowiedzieć się więcej trzeba było szukać głębiej. Jak na człowieka miał eleganckie i zadbane na twarzy “futro”, silną szczękę i drobne oczy i prosty, spory nos. Wszedł pomiędzy ich zbrojną grupę jak do siebie zaraz po bandytach, ale tabaxi wyczuła od razu że nie będzie zagrożeniem.
- Miło Cię poznać, choć pewnie okoliczności mogłyby być lepsze. - Powiedziała przechylając twarz w stronę zwłok elfa z troszkę nietęgą miną. - Na imię mi Yasumrae. - urwała po czym spojrzała na leoparda. -Tu Dobra z was para.. Długo się znacie?
Naveed wydawał się bardzo rozczarowany, że Yasu nie poświęca mu więcej uwagi. A na słowa Andraste rzucił na nią okiem, po czym odwrócił się, i prychnął. Ardeshir machnął na niego ręką.

- Przejdzie mu. - Odwrócił się w kierunku kapłanki. Teraz, kiedy był pewny że Leopard nie zrobi czegoś co skończyłoby się dużą ilością zwłok, obejrzał obie kobiety uważniej. Obydwie były niezwykle urodziwe, choć w różny sposób. Elfka była piękna klasycznie. Płomienne włosy, doskonała figura. Wyraźnie wiedziała też jak posługiwać się słowami. To Al-Asadowi spodobało się już nieco mniej. Ludzie o złotych językach często ukrywali w swych słowach trucizny. Yasumrae dawała odwrotne wrażenie. Wydawała mu się niepewna, ale przez to dużo bardziej… prawdziwa. I równie piękna. Spojrzał na nią od łapek do po uszy, śledząc w jaki sposób kolory jej futra przechodziły z jednego w drugi… i przy okazji zauważając jak bardzo… kształtna była jej budowa. Starał się zapamiętać jej rysy, by móc ją później narysować. Kto wie… może nawet zgodziłaby się mu pozować? Te kolory były wprost stworzone by przenieść je na szkic. - A znamy się… będzie już że trzy lata. Czas leci. - Cofnął się o krok. Spojrzał na zwłoki elfa, potem na całą grupkę, potem w kierunku drzwi, za którymi stali strażnicy. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Tak… okoliczności mogłyby być lepsze. - powiedział, zamyślony - To co powiem zabrzmi dziwnie… ale czy potrzebujecie pomocy w opuszczeniu miasta?
- Tak jakbyś zgadł, ale kwestię pomocy to lepiej omówić z tym panem - Andraste wskazała na Nadala. - Facet nie lubi niespodzianek i kiedy plany nie idą po jego myśli.
Kapłanka zaś spojrzała nieco podejrzliwie na faceta który bardzo dziwnym zbiegiem okoliczności pojawił się oferując im pomoc w potrzebie. Zakręciła wąsikami i powiodła wzrokiem na Nadala, uznając że w kwestii takich decyzji to jest jego sprawa. W międzyczasie gdy mężczyźni mieli sobie wyjaśnić sytuację ona wróciła do Naveeda, patrząc ciekawie czy jego ślepka coś jej powiedzą i bardzo płynnym ruchem dłoni głaskała leoparda. Jedną po jego karku, drugą po szyi wielkiego kota.

Ardeshir zaś, słysząc odpowiedź Andraste, zaklął pod nosem, paskudnie, po żołniersku.
- A żeby ich zaraza zjadła… - dodał głośniej - To dlatego byli tacy chętni się zakładać.
Nadal przyglądał się mocno zaskoczony całej sytuacji. Po pewnym czasie, gdy widać już było, że odzyskał nad sobą kontrolę, zwrócił się do przybysza, wyciągając rękę na powitanie.
- Jestem Nadal El-Madani, kapitan Sułtańskiej Gwardii. Chyba powinniśmy porozmawiać w jakimś ustronnym miejscu, z dala od ciekawskich uszu ulicy. Przejdźmy do pokoi na górze - zaproponował surowym głosem, po czym zagwizdał na swojego zwierzaka, a gdy ten usiadł mu na wystawionym ramieniu, mężczyzna wyszeptał mu jakąś komendę, po której stworzonko wyleciało przez jedno z okien.
Ardeshir, słysząc słowa Nadala, skinął głową. Wyglądał na nieco rozproszonego, wyraźnie tak zaskoczony całą sytuacją jak i oni.
- Naveed. - tym razem, kiedy wypowiedział imię kota, w jego głosie pojawiły się nowe nuty, nie znoszące sprzeciwu. Leopard, który dotychczas cieszył się uwagą poświęconą mu przez kapłankę, mrucząc cicho pod jej dotykiem, drgnął słysząc ten ton. Cofnął się o krok, spojrzał Yasu przepraszająco w oczy, i skinął jej głęboko łebkiem… po czym odwrócił się, i dołączył do Al-Asada, idąc za nim krok w krok, niczym jego cień, uważny, i morderczy.
Andraste również ruszyła na górę, ciekawa tego co nowy przybysz ma do powiedzenia.
Rashad, który wyszedł na chwilę upewnić się że strażnicy faktycznie się oddalili i że nikt się na nich nie czaił przy wejściu, spojrzał nieufnie na obcego mężczyznę i jego kota.
- Dlaczego mamy ci zaufać w tym miejscu gdzie czyhają na nas zdrajcy i wrogowie? - spytał się kiedy weszli na górę za sugestią Nadala.
Wojownik i kot spojrzeli po sobie, wyraźnie zaskoczeni, po czym spojrzeli na Rashada, Ardeshir z rozbawieniem, a Naveed z politowaniem. Jeśli przejmowali się różnicą w statusie między nimi, a pytającym, nie dawali tego po sobie poznać.
- Na razie nawet nie znamy swoich imion. Za wcześnie by mówić o zaufaniu.

********

W tym samym czasie

Tymczasem zostawiona na dole tabaxi zamyśliła się, zastanawiając czy iść za resztą. Była ciekawa tego mężczyzny, ale z drugiej strony zmęczona tłokiem i gonitwą za wszystkim. Spojrzała na leżące ciało Nyliana i źle czuła się z tym jak jego śmierć zeszła na ostatni plan. Zastanawiała się czy wszyscy ludzie podchodzą do tego podobnie, ale zamiast dłużej dumać po prostu wstała i podniosła jego owinięte materiałem ciało. Nie sprawiło jej to żadnych trudności, by podnieść rosłego mężczyznę w ramionach niczym dziecko. Słyszała przytłumione odgłosy dyskusji na górze, ale nie obchodziło jej to bo ważniejsze były jej własne zasady. Drzwi gospody otworzyły się, a tabaxi wyszła z Nylianem sama, niosąc zwłoki elfa niczym wdowa. Może było to nieco ryzykowne, ale z drugiej strony mieszkańcy miasta żyli tu jakoś na co dzień nie chowając się bez przerwy po kątach. Poza tym jeśli raz porzuci się swoje zasady, można porzucić je kolejny raz. Szczerze mówiąc nie darzyła elfa wielką sympatią, ale po prostu czuła że tak trzeba zrobić i że nie godzi się inaczej. Wciąż przypominał jej się jego uśmiech i przechwałki, ale teraz zasługiwał na choć odrobinę godności.

Ramad podążał krok w krok za nią.
- Co robisz Pani?
Yasumrae przystanęła na moment, nie odwracając się, niczym w swoim transie.
- Zabieram jego ciało do świątyni, by dusza mogła odejść w spokoju do lepszego świata. - odpowiedziała spokojnie, po czym ruszyła zwyczajnym krokiem dalej.
- Bardzo to szlachetne z twej strony Pani. Szkoda tylko, że ci co za nami idą nie chcą pomóc. - zerknął nerwowo w stronę kilku strażników, którzy również podążyli za kapłanką.
- W takim razie lepiej zmiataj, jeśli Ci życie miłe. Ja nie zamierzam się cofać. - odparła cicho ale stanowczo, przez moment lekko odwracając głowę w stronę Ramada. - Bycie kapłanką to nie to co sobie wyobrażał Farshid, nie cwany sposób by napełnić se kiesę. To też zasady których się nie łamie. - Kocica choć szła dalej, zjeżyła się nieco i położyła uszy za sobą.

Wybrała bardzo uczęszczaną drogę, nie mając zamiaru chować się po ciemnych uliczkach. Symbol jej bogini nie dawał złudzeń kim była.
- Jestem tutaj by was chronić Pani. Może do tej pory nie było to widoczne, ale jestem żołnierzem oddanym służbie i z pewnością nie zostawię cię samej w obliczu niebezpieczeństwa.
- Dziękuję, jesteś odważnym człowiekiem Ramad, ale jeśli będzie trzeba nie bój się uciekać. - Tabaxi w końcu spojrzała na towarzyszącego jej mężczyznę i nadstawiła ucho, zmartwiona że ktoś postanowił jednak za nią podążać. By nie błądzić, kapłanka postanowiła zaczepić kilku przechodniów, by zapytać o to gdzie znajdzie świątynie Anubisa.To nie było zbyt trudne zadanie, w końcu każdy mieszkaniec miasta wie gdzie znajdują się świątynie najważniejszych bogów. Kocica podziękowała grzecznie i ruszyła za wskazówkami, prosto do nie robiącego zbyt wielkiego wrażenia budynku, przed którego wejściem stały dwa przypominające szakale posągi.

Główne wejście przybytku było otwarte i zapraszało przyjemnym, chłodnym cieniem. Yasumrae udała się wprost do środka. Minąwszy przedsionek znalazła się w sporej otwartej sali oświetlonej jedynie lampami oliwnymi, zawieszonymi przy ścianach. W tej chwili musiała się odbywać jakaś ceremonia pożegnania zmarłego, którego ciało spoczywało na granitowym ołtarzu na środku pomieszczenia, rozebrane do naga z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Był to człowiek stary, sięgający pewnie ósmej dekady życia. Dwóch kapłanów głębokimi głosami intonowało modlitwę pożegnalną, balsamując nieboszczyka. Wokół zgromadzona była grupka płaczek, wznoszących łkania ku krainie umarłych. Nieboszczyk był już ogolony, a na jego ciele wypisane było kilka zaklęć mających chronić w podróży w zaświaty. Na osobnym podeście czekały już narzędzia, służące do usuwania narządów.

Kocie oczy powiodły po wnętrzu świątyni spokojnie. Dawno nie była w świątyni Anubisa, ale nie mieli czasu by zostać i pomodlić się. Ruszyła bliżej ku kapłanom, ale zatrzymała się w pewnej odległości tak by zostać zauważona, lecz by nie przeszkodzić w ich rytuale. Uklękła z ciałem w ramionach i czekała.
Za plecami usłyszała odgłos bosych stóp na kamiennej podłodze, zbliżający się w jej kierunku.
- Witaj w przystani wędrowców Pani. W czym możemy pomóc tobie i podróżnikowi, którego przyprowadziłaś?
Głos należał do niskiego, odzianego w czerń mężczyzny w średnim wieku. Twarz jego była podłużna, a głowa ogolona na łyso. Długi nos i kręgi przy oczach wykonane barwnikiem sprawiały sprawiały, że z wyglądu przypominał sępa.

Kotka zerknęła tylko przez ramię, bo w tej pozycji nie bardzo miała jak się skłonić czy inaczej wymienić grzeczności.
- Witaj i Ty, sługo Anubisa. Dziękuję że zainteresowała Cię moja osoba. Służę Pani radości i uciechy, ale niestety wszystko to kiedyś się kończy. Ten oto mężczyzna imieniem Nylian nie uraczy już ciepła Bast, w tym świecie. Chciałabym prosić, by przygotowano go do wędrówki do świata umarłych. Nie odszedł od żywych w pokoju, lecz został zamordowany gdy służył innym swoją wiedzą i doświadczeniem. Nikt z nas nie usłyszy już jego historii, przygód i trosk, ale chciałabym by dusza zaznała spokoju. Na tyle zasłużył. - zrobiła pauzę. - Niestety nie mogę zostać na ceremonii ani ja, ani jego kompani. Nie znałam tego tu elfa dobrze, ale nie mogłam pozwolić by niepochowane ciało więziło duszę w tym świecie. Czy można liczyć na odprawienie go w dalszą drogę?
- Rzadko witamy tu elfów. Żyją długo i przeważnie odchodzą wedle własnych zwyczajów. Nie mogę ci zagwarantować, że odejdzie z należytą mu czcią. Przeważnie rodzina zapewnia podróżnikowi grób, lub opłaca odpowiednie koszty pożegnania.
- Jakie to koszta?

Kapłan spojrzał w stronę zmarłego elfa i spuścił głowę, przymykając oczy.
- Najprostszym rozwiązaniem jest wykopanie zwykłego grobu w ziemi, odpowiednie przygotowanie i zabalsamowanie zwłok, oraz odprawienie rytuału przejścia. Samo to nie powinno kosztować więcej niż dwadzieścia złotych monet. Za kolejne sto sztuk złota znajdziemy odpowiednie miejsce by wykopać i przygotować grób w skale.
Yasumrae przez moment zawahała się, by w końcu westchnąć.
- Nie mam przy sobie tyle by opłacić lepszy pochówek. Zapłacę z góry dwadzieścia, a jeśli uda się to może zjawi się ktoś jeszcze kto wyrówna kwotę za lepszy spoczynek.
Kocica ułożyła ciało na ziemi by odliczyć stosowną kwotę i przygotować monety.

Kapłan przytaknął i z pokorą przyjął pieniądze. Następnie udał się do bocznego pokoju, z którego wyszedł w towarzystwie kolejnych dwóch, odzianych w czerń mnichów, którzy nieśpiesznie podnieśli i zabrali ciało elfa.
- Dziękuję - powiedziała cicho i opadła na twarz, klęcząc i modląc się do Anubisa za zmarłego, jak i do Bastet by prowadziła ją na dobrą drogę. Gdy pokornie się modliła jej ogon wiercił się po posadzce, nie mogąc opanować od wszystkich tych trudnych nowin. Koniec modlitwy oznaczał że czas było wracać do reszty drużyny. Uniosła się i spojrzała za siebie, po czym bardzo ostrożnie podeszła do wyjścia by podejrzeć czy te łachmaniarze nie czają się na nią przed świątynią. Przy wyjściu czekał już na nią Ramad. Mężczyzna trzymał dłoń na rękojeści sejmitara i rozglądał się czujnie. Na widok kapłanki wyprostował się i skłonił.
- Kilku strażników wciąż tam jeszcze jest i obserwuje nas Pani. Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście mają zamiar nas pilnować, nim nie odnajdą Pana Aka Manah.
Kotka położyła dłoń na ramieniu Ramada uspokajająco.
- Niech sobie obserwują, wracamy do reszty.
Tabaxi spojrzała ostatni raz za siebie, gdzie pozostawiła Nyliana po czym ruszyła kocim krokiem przez główną ulicę miasta. Liczyła że nikogo więcej nie będzie trzeba grzebać, choć przy ich misji była to wątpliwa nadzieja.

 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli

Ostatnio edytowane przez Darth : 21-10-2019 o 19:03.
Darth jest offline