Dalsze kłótnie nad kostką były pozbawione sensu, do czego doszli niemal wszyscy. Jedynym nie zainteresowanym, a może tylko pozornie takim, był Arystokrata. Canth zarządził wymarsz. Powoli dzień chylił się ku końcowi i zostało jeszcze ze 2 godziny marszu, by na pustyni zapadł mrok.
Marsz przez kilka kilometrów był utrudniony przez solne bagno, które powstało po niesamowitej ulewie, jednak z czasem ustąpiło. Gdy dzień chylił się ku końcowi, Canth zarządził przerwę. Trzeba było zatroszczyć się o opał, do którego służyło wysuszone guano zwierząt pociągowych. Zapach może nie był zbyt miły, ale rozjaśniał mrok i w końcu po całym dniu mogliście zjeść ciepłą strawę i napić się gorącej kawy. Było wam to potrzebne, bo noce na tej pustyni są potwornie zimne.
Gdy już kończyliście posilanie, jedne z ludzi Cantha odszedł w mrok, by sprawą, gdy nagle z tego kierunku, w którym się udał rozległ potężny krzyk i wyrwało się soczyste przekleństwo. |