Canth zerwał się od razu, gdy usłyszał krzyk - na szczęście zakończony przekleństwem, zamiast agonalnego jęku. Gestem przywołał jednego ze swoich najemników, krasnoluda o gładkiej skórze, ubranego w lekką zbroję.
- Jurgan, wyślij tam zwiad, sprawdź, gdzie wpadł ten łamaga - rzucił szybko, sięgając po broń. Przyoblekł się w pancerz, i ruszył powoli w stronę, w którą odszedł jego podwładny.
- Cha'klach'cha, też tam podejdź, kawałek za kryształem. Są w tej okolicy jakieś zapadliska, czy coś takiego? Pozostali w gotowości - pewnie to nic groźnego, ale ostrożność nie zawadzi - rzucił, mijając pozostałych członków karawany.
- Furrant, wszystko w porządku?! - krzyknął, stając na granicy widoczności. W półmroku mógł jeszcze dojrzeć jakieś szczegóły, ale niewiele.
Krasnolud w tym czasie wyciągnął z kieszeni niewielki czerwonawy kryształ, który przytrzymał w dłoni, skupiając się wyraźnie. Po chwili klejnot wypuścił pałąkowate, pajęcze odnóża i pomknął w ciemności. Jurgan zaś stanął obok Cantha, by na bieżąco relacjonować wynik zwiadu.