Skąd Litwini wracali? Z nocnej wracali wycieczki... Berg potrzebował chwili by ochłonąć z wieszczby. Chujowej wieszczby, musiał przyznać, chociaż jak bardzo chujowej, nie wyznał nikomu Gdyby ktoś spytał kto mu te brewerie obwieścił, mówiłby "Wacław" i dodawał później żeby podnieść wiarygodność: święty Wacław. Prawda była jednak taka, że nikt go nie pytał. Nikt może nawet nie zwrócił uwagi na jego dziwne zachowanie a pewnie nawet gdyby słyszał i słowa te do niego dotarły to nie dał im wiary.
Ochłonął był jednak kowal gdy ślachcic sznury kazał spuszczać i do ataku na truposzy się sposobić. To na niego zadziałało jak wiadro lodowatej wody wylane na głowę.
Podszedł w te pędy do ślachcica i tak mu zaczął prawić, co odwaga jego czarownika nawet w tak odważnym kacie jak Berg wzbudza strach, a spryt ślachcica to trudno Bergowym, ograniczonym umysłem ogarnąć i że liny spuszczone z murów są idiotycznym pomysłem wspaniałym fortelem, który ma przeciwnika w błąd wyprowadzić a prawdziwy atak przyjdzie z innej strony i on - Berg widząc tą głupotę tak wspaniałe dowodzenie i tchórzostwo odwagę bohaterów sam się na ochotnika zgłasza, żeby ten atak przypuścić.
Zamierzał bowiem zajść przeciwnika z tyłu, z ochotnikami, którzy z nimi pójdą. Spodziewał się bowiem, że nie dowodzeni przez nikogo truposze, albo w ogóle ataku nie odeprą, albo że będzie to obrona na tyle niezorganizowana, że sobie poradzą, albo w końcu i w najgorszym razie, że ich powolność (nieumarłych znaczy), pozwoli im w razie opałów umknąć z zagrożonego obszaru.
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |