Rozstawienie świec i rozsypanie proszku dawało pewne poczucie bezpieczeństwa, do którego Marian przyzwyczaił się przestając zadawać pytania. Jak wyjdą za mur, o ile uda im się dostać za mur, na pewno będzie mieć więcej czasu na przeanalizowanie całej tej magii i znalezienia kogoś z odrobiną więcej charyzmy niż stołek z Ikea, kto będzie w stanie podać lepszą odpowiedź niż wymijające oskarżanie "turystów" o wszystkie niepowodzenia. Wszystko było w miarę w porządku, do póki ich uszu nie dobiegł dziwny dźwięk grzmotu. Zdziwieni spojrzeli po sobie, jednak nie zdecydowali się ruszać z miejsca. Nigdy co prawda nie mieli takiej sytuacji i trudno było im stwierdzić co się dzieje, jednak nadal najlepszym rozwiązaniem było siedzieć cicho i się nie wychylać.
- Może to kolejna walka lewiatanów? - rzucił retorycznie, gdy grzmoty stały się coraz cięższe, i odzywały się coraz bliżej. Wszelki spokój prysnął gdy mężczyźni czekali na kolejne odgłosy burzy niczym małe dzieci spędzające wakacje pod namiotem. W końcu zatrzęsła się ziemia wzbudzając uzasadnione obawy, jednak zanim Marian zdołał zareagować z góry posypał się tynk, a chwilę później dach runął na nich!
Zapała padł na ziemię chowając głowę gdy z nieba runęły fragmenty sufitu. Wiatr i woda wtargnęły rozsypując proch i zdmuchując świeczki. Marian rzucił się ratować sprzęt gdy coś uderzyło go w głowę. Zamroczony czuł szum w uszach i metaliczny posmak w ustach. Starał się złapać wszystkie świece. Musieli uciekać, a mimo wszystko Marian wolał mieć ze sobą jak najwięcej magicznych bibelotów stalkerów.