Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2019, 07:28   #112
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


POST WSPÓŁTWORZONY


Ansa westchnęła i odeszła nieco na bok. Jej ciężki blaster zdawał się być gotów na wszelką sposobność, jeśli coś pójdzie nie tak. Niestety życie od dziesiątego roku w rebelii wykształtowało w niej zupełnie inny temperament i idee, niż załoga najemników z całkowicie oschłym, pełnym żądań kapitanem załogi, który nie pokazał nawet na chwilę twarzy spod neo-mandaloriańskiej maski pancerza. Choć z drugiej strony, tak zaawansowany pancerz budził podziw i niezłą dawkę zazdrości.

Młoda kobieta spojrzała na otaczających ją szeregowców, niepewny chwyt, rozbiegane oczy, ledwie podrostki. Oczywiście Odział ZERO-K musiał udać się na ważną tajną misję w jednym z U-Wingów pod eskortą dwóch X-Wingów, więc ich komitet powitalny składał się z lichych, ale jak ważnych, oddanych sprawie żołnierzy. Sami szkoliła każdego z nich. Od rozkładania i dbania o karabiny, po trening strzelecki i wytrzymałościowy a na walce wręcz kończąc.

Ansa szybko złapała wzrok Williego co bardzo ją ucieszyło. Doskonale znała jego zdanie na temat najemników i tym razem podzielali cicho to przekonanie, trzymając poligonową wstrzemięźliwość. Z północy zawiał silny pylisty wiatr tak, że wszyscy oprócz droida i kapitana statku schronili oczy przez ciemno-pomarańczowym piaskiem.

Przez chwilę spojrzała na rudego mężczyznę, ale najwyraźniej nie był nią zainteresowany, choć Major chodziło tylko o przyjazne powitanie i rozładowanie napięcia. Trzymając pojemnik do depozytu położyła go na platformie doku blisko załogi, skrzywiła minę, wycofała się i stanęła przy boku Porucznika Graistona z wyprostowanej żołnierskiej postawie.

Najwyższy rangą oficer placówki ścisnął brwi czując niechęć do kapitana Templara, ale mimo to nadal pozostawał zdystansowany, wręcz stoicki. Obstawa żołnierzy jednak położyła już kolby między pachą a górnym odcinkiem mięśnia naramiennego i czekała na dalszy rozkaz.

-Bez pośpiechu żołnierze.- stwierdził spokojnie dowódca, każąc odłożyć broń- Przeszli naprawdę wiele. A Ty mała istotko?- spojrzał na Flizziego, uśmiechając się ciepło.- Myślę, że możesz się przydać. Moi kompetentni mechanicy z chęcią udzielą wsparcia… YV-260, wspaniały prototyp. Nie widziałem tej fregaty od czasów wojen klonów.


Kapitan Badlack miał ochotę milczeć, dopóki porucznik Graistone samodzielnie nie podejmie decyzji co zrobić z upartą załogą Templara, ale bardzo szybko pewien zarozumiały robot, po raz kolejny już, zmotywował Willa do wyciągnięcia jemu i jego kompanom pomocnej dłoni. Być może było to przeznaczenie, być może dziwne poczucie humoru RA-7, o którym Will myślał, że było celowe, powodowały, że agent z uśmiechem na ustach rzucał się na pomoc...

Tym razem nie było inaczej. Wystarczyły dwa zdania wypowiedziane metalicznym, robotycznym głosem, by rewolwerowiec uśmiechnął się szeroko, zaś na wzmiankę o prokreacji z Ansą, William już nie wytrzymał i głośno parsknął szczerym śmiechem.

Ansa również dźwięcznie się zaśmiała i palnęła się w głowę.

-Skąd ich wziąłeś Will?!- powiedziała trzymając się za usta i hamując śmiech wbrew całej dyscyplinie.


Porucznik zachowywał dystans, ale tak naprawdę kamień spadł mu z serca. Pamiętał wiele operacji Kapitana, i cenił go za wielkie możliwości adaptacyjne do działań w różnych grupach i środowiskach. Do tej pory baza “Alatddin” nie mogła pochwalić się lepszym agentem do działań pod przykrywką.

Badlack zrobił krok naprzód, uśmiechając się głupkowato do wspomnianej przez droida dziewczyny, przeprosił porucznika za wtrącanie się, po czym zwrócił się bezpośrednio do RA-7, choć zerkał również na resztę załogi:

- Mój robotyczny towarzyszu, nawet jeśli dla Ciebie jesteśmy terrorystami, nawet jeśli podejmujemy nieracjonalne decyzje i jesteśmy powodem, dla którego ułożony przez Imperium ład, którego, jako imperialna SI, tak pragniesz, to nie znaczy, że postępujemy źle. Dziesiątki milionów istnień w Galaktyce czuje się zniewolona, łamane są galaktyczne prawa, a Galaktyczny Senat jest niczym innym, jak tylko reliktem minionej sprawiedliwej republiki, w której każdy głos się liczył, zastąpiony złudną, zastraszoną maszynką do czynienia woli imperatora. Pomagamy dziesiątkom tysięcy osób uciec spod tej opresyjnej władzy, a z każdym miesiącem rośniemy w siłę i widzimy, że to co robimy jest dobre. Gdybyśmy chcieli się Was pozbyć, gdyby zależało nam tylko na danych, których jesteście w posiadaniu, dawno byśmy z Wami skończyli. Ale my chcemy czegoś więcej! Chcemy Wam pomóc, przekonać Was, że możecie pomóc nie tylko sobie, ale również tysiącom innych istnień, które stąpają na granicy zagłady. Setki systemów przestało już istnieć z powodu polityki Imperium, dziesiątki tysięcy istnień umarło, by realizować chore ambicje imperatora! My walczymy, by położyć temu kres. Walczymy, by przywrócić równość w galaktyce, prawość i dobrobyt, by każdy mógł czuć się na swojej planecie, w swoim domu bezpiecznie. Dlatego nie zrobimy Wam krzywdy, cokolwiek postanowicie. Ale najpierw musicie współpracować.

Will zrobił krótką przerwę i ponownie zwrócił się do droida:

- Uratowałem Was, a teraz przywiodłem Was do mojego domu, byście mogli odpocząć, zregenerować siły i naprawić okręt, który jest Waszym domem. Nie sprzedałem Was dla kobiety. Nie sprzedałem Was dla idei. Dałem Wam nowe perspektywy, nad którymi możecie się zastanowić. Dlatego bardzo Was proszę, złóżcie broń i poczujcie się jak w domu, w którym przecież właśnie jesteście i do którego sam wbiłem Wam koordynaty na astromapie, zapraszając Was tutaj. Zrobiłem to, ponieważ ufałem, że będziemy potrafili się dogadać. Zatem dogadamy się, prawda?

Will nagle poczuł uczucie, jak gdyby dorwało do deja'vu. Czy coś podobnego już się niedawno nie wydarzyło?

Ansa wyczuła coś dziwnego w Badlacku… w żadnym wypadku złego. Jego aura wydawała się o wiele jaśniejsza, pełna spokoju i empatii niż kiedy widziała go dwa lata temu tonącego w przygnębieniu maskowanym cynizmem.

Zamknęła na chwilę oczy, ale tak dyskretnie, by nikt tego nie zauważył i przypomniała sobie całą technikę medytacji, którą uczył ją jej prawdziwy ojciec, zanim nie zginął w walkach partyzanckich. Jej umysł okrył ciemno-świetlisty całun i zaraz spostrzegła coś czego się nie spodziewała- nie chodziło o naturalną dobroć małego mechanika. Miał przy sobie coś, co biło Jasną Stroną Mocy z niesamowitą częstotliwością. Zapisała sobie w głowie, że musi o tym porozmawiać z Williamem. Bardzo ją to zaintrygowało. Reszta załogi zdawała się zwykłymi najemnikami (droid oczywiście nie dawał żadnej aury), choć od tego młodego pilota też coś pulsowało… coś jednak bardziej mrocznego, skażonego, co natychmiast wyrzuciło ją z stanu kontemplacji.

Droid cały czas słuchał przemowy, a William w jego owadzich oczach widział tylko swoje odbicie. Może z tą różnicą, że zniekształcona przez menisk sylwetka kowboja nabierała jakiejś wrogości na tle ciemnych powłok. RA-7 oczywiście przyswajał i poddawał analizie nowe dane. I musiał przyznać, że prokreacja była jednak znacznie bardziej zrozumiała niż opisana właśnie walka z ambicjami imperatora. Tym bardziej, że przecież ambicja to biologiczny odpowiednik auto optymalizacji.

-Willy. To byłą bardzo umiejętnie przygotowana mowa z dobrą konstrukcją zdań i akcentami, które zapewne wywołałyby głośny aplauz u innych jednostek biologicznych nawet na sali planarnej gmachu senatu galaktycznego. Jestem jednak droidem i dialektykę dobra i zła nazywam… pierdoleniem. Tralalala pitu pitu pitu. Przecież jak nie oddamy broni to nas z miejsca zdezintegrujecie.

- Akurat w tej kwestii na szczęście to nie Ty tutaj decydujesz. - skwitował Will, patrząc wymownie na Kapitana. - Prosimy o oddanie broni w ramach zaufania. Jeżeli nie możecie dla nas zrobić chociaż tego, po tym, jak wyciągnąłem do Was pomocną dłoń, to jak mamy dalej rozmawiać?

-Dobra, może ja zacznę od oddania broni i wreszcie przejdziemy dalej- powiedział Kelsan i podszedł w miejsce, gdzie Ansa postawiła pojemnik. Może i nie ufał jej ani temu Graistone'owi, ale widać Will znał się na tym lepiej, przynajmniej ich znał lepiej.

-Dalej kapitanie. Wypinaj się z tych klamotów - rzekł w stronę Drauga.


Draug westchnął tylko w duchu do siebie. w natłoku szybkości ostatnich wydarzeń po raz pierwszy wspomniał nieżyjącego Katykama. Uśmiechnął się pod nosem do siebie i cieszył się, że dzięki hełmowi nikt tego nie zauważył. Gdyby wookie był tu teraz z nimi to przypuszczał, że mieli by tu już niezłą jatkę. Zawsze był w gorącej wodzie kąpany.

Łowca rozłożył ręce szeroko na boki w geście jak mniemał jak najbardziej okazującym uległość i wyjątkowo spokojnym jak na niego ostatnio głosem powiedział.

Uwierzcie mi, że tak jak już wspomniałem złożenie przeze mnie broni o co prosicie w moim przypadku jest bardzo skomplikowane i czasochłonne. I nie jest to kwestią złej woli czy blefu tylko szczerą prawdą. - Zawiesił na chwilę głos po czym dodał:

-Moja propozycja jest następująca. Zdejmę hełm, który odpowiada za jakieś 75% procesów bojowych i sterowania zbroją i uzbrojeniem. Z pozostałymi 25% raczej powinniście sobie w razie czego poradzić bez trudu.
Rozejrzał się powoli dookoła po twarzach żołnierzy jak i dowódców.
Czy to wystarczy jako przejaw dobrej woli i gest pojednania czy wzajemnego zaufania?

Łowca zamilkł. Zaczynał powoli spuszczać z tonu choć usilnie starał się tego za szybko nie okazać. Ruch i decyzja leżały teraz po stronie ich gospodarzy. Po cichy liczył na to, że Rebelia usłyszy ten szept rozsądku.

Droid tego szeptu z całą pewnością nie słyszał. Ale uznał to za wystarczający znak, że załoga jednostka Templar ma zostać rozbrojona. Jego mechaniczne ramiona odwróciły się i zdjęły założony na plecy zbiornik ciekłego karbonitu, który następnie RA-7 postawił wraz z dyszą obok terrorystki Ansy i jej skrzynki depozytowej na uzbrojenie.

- A ja ci zupę ugotowałem... - stwierdził w kierunku Williama, a w mechanicznym głosie pobrzmiała imitacja tonu rozżalenia.

Williamowi drgnął tylko kącik ust, puścił dyskretne oko do RA-7, po czym odwrócił się do porucznika Greistona i skinął głową w geście aprobaty.

Cała załoga Templara, oczywiście oprócz Badlacka, powoli składała uzbrojenie w plastaloidowym pojemniku. Jeśli spojrzeć na Graistona, w jego oczach nie było nic władczego. Zwyczajnie spełniał zasady regulaminu, co jeśli patrzeć na poszarpaną mapę polityczną galaktyki było czymś wręcz nawykowym. Ansa przyglądała się z ciekawością RA-7 myśląc, że jeszcze nie spotkała tak dysfunkcjonalnego droida, jednak młodą kobietę tylko to bawiło. Zastanawiała się kiedy cała ta maskarada, i pokazywanie kto jest większym samcem alfa w końcu się skończy i będzie miała możliwość pogadania z Willem jak i resztą załogi.

Przez ostatni tydzień jednostka nasłuchowa, z którą utrzymywała stałą relację opowiadała o bardzo niepokojących rzeczach. Nigdy jeszcze w bazie Alatddin która miała wręcz niszowe znaczenie i zawsze wiało w niej nudą- położona na skraju przestrzeni Huttów, której celem z biegiem trzech lat stała się w zasadzie poligonem szkoleniowym niż realną bazą wojskową- nie doszło do takiej eskalacji niepokojących raportów.

Pamiętała jak Porucznik rozważał czy Imperium nie zechce przejąć dla siebie tej rządzonej przez Kartele i Syndykaty zakątku galaktyki, ale wtedy tylko podchodziła do tego z dystansem.

-Za dużo sznurków do pociągnięcia, Allen. Imperium trzyma się światów dawnej Republiki, jeśli postanowili by wtargnąć zbrojnie w te sektory straciliby całe stado popleczników opłacanych i działających w cieniu. Spójrz choćby na podmiasto Coruscant, z doświadczenia wiem, że niczym nie różni się, o od takiej Nar Shaddaa.

-Głód Imperatora jest przerażający, musimy być gotowi na wszystko.

W tym samym momencie Ansa wróciła do rzeczywistości widząc jak zadziorny Kapitan Załogi szykuje się do zdjęcia hełmu (który jako jedyny do tej pory się nie rozbroił). Wszyscy na moment znieruchomieli łącznie z Williamem. Tylko Kelsan zdawał się zachowywać spokój, a czarny imperialny droid tylko jak z automatu ruszał swoimi mechanicznymi nadgarstkami, jakby ciężar pojemnika z karbonitem nadwyrężył mu stawy.


Załoga Tempesta powoli składała broń. Wyglądało na to, że doszli do pozycji patowej.
Łowca przyjrzał się jeszcze raz dokładnie Ansie i Grainstonowi. W ich oczach wyczytał niemą akceptację i próbę kompromisu.
Sprzączki hełmu Drauga Tempesta w tym momencie syknęły rozszczelniając zaawansowaną zbroję, a kapitan dłońmi zdjął hełm odsłaniając swoje oblicze. Poza Kelsanem dla większości to co zobaczyli było chyba jednak niemałym zaskoczeniem.


Niemalże połowa twarzy Drauga nie posiadała skóry, a to co przez nią prześwitywało nie pozostawiało wątpliwości i rodziło więcej pytań niż odpowiedzi.
Widząc w większości zdumione, a gdzieniegdzie przerażone spojrzenia i cisnące się na usta pytania krótko tylko uciął wszelkie spekulacje.


-To bardzo długa i mało przyjemna historia. - rzekł odkładając hełm przed sobą.

-To co dalej? Można tu gdzieś coś zjeść i napić się czegoś mocniejszego? - Powiedział próbując rozluźnić atmosferę.


-Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie kapitanie - stwierdził Kelsan poklepując Drauga po ramieniu. Kapitan miał rację, zamiast stać tu jak kołek powinni się ruszyć i przejść wreszcie dalej, bo rudowłosy mężczyzna był głodny i spragniony.

-Coś mocniejszego to i mi się przyda - odparł jeszcze raz do Tempesta, po czym ruszył jako pierwszy w stronę bardziej nieokreśloną, ale zakładał, że tędy jest droga by coś zjeść.

 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 29-10-2019 o 14:00.
Pinn jest offline