Kadir wieczerzył w towarzystwie swoich sług, gdy otrzymał mentalny przekaz od obserwatora na wieżyczce.
~ Coś niepokojącego dzieje się na zewnątrz panie. ~ wychrypiał wojownik.
Kadir odłożył sztućce i zamknął oczy. Gdy je otworzył, patrzył już oczyma strażnika na wieży.
Wydawało się, że obóz popadł w panikę.
Drewno pałacyku zaskrzypiało, gdy cała konstrukcja poczęła unosić się w powietrze. Cokolwiek to było, cokolwiek spowodowało, iż ludzie zaczęli biegać niczym kurczaki z obciętymi głowami i wspinać się na najwyższe dostępne obiekty, lepiej, by nie dostało się to coś do środka jego domu.
Sam Kadir wraz z swymi sługami wyszedł na górną platformę.
Rozstawiony był tu sporych rozmiarów pawilon, lecz obecnie opuszczono jego zasłony. Z jego wnętrza wyszedł, bezgłośnym krokiem, eteryczny wierzchowiec maga. Zjawa zatrzymała się za swym panem. Gotowa, gdyby była potrzebna.
Kadir oparł dłoń na polerowanym drewnie solidnej balustrady. Z góry spoglądał na otaczający ich teren.
- I pan powiedział, niech będzie światłość. - rzekł donośnym głosem.
Umieszczone w spodniej części pałacu sfery Nchaser 'a rozbłysnęły ostrym światłem.
Teren w zasięgu 60 stóp został oświetlony niczym za dnia.
Równocześnie Kadir wygasił wszystkie inne światła. Zarówno te wewnątrz jak i te na górnym pokładzie, by samemu zanurzyć się w cieniu. |