Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2019, 22:51   #2
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Radisson Hotel nie wyróżniał się wcale na tle miejsc, w których bywali najemnicy. Ani piękny, ani gówniany, ot miejsce do spotkania, spędzenia nocy, może zostawienia części rzeczy. Nie na tyle elegancki, aby mieć portiera, w pełni zautomatyzowany w kwestiach recepcji. Do niej nie musieli nawet podchodzić, bowiem Timothy Alker czekał na nich w głównym holu i podniósł się natychmiast, widząc jak wchodzą. Jeśli jadące z tyłu cztery wielkie walizki zrobiły na nim jakieś wrażenie, to nie dał po sobie poznać, witając się z każdym z osobna mocnym uściskiem ręki i przekazując elektroniczne klucze.
- Pokoje są na drugim piętrze, wzdłuż korytarza. Mój jest na jego końcu, tam się spotkamy jak zostawicie rzeczy i odświeżycie, jeśli trzeba.
Zero szczegółów w monitorowanym holu.

Pokój Alkera nie był wiele większy od tych, które dostało każde z nich, ale detektyw poprzesuwał wszystko tak, aby pięć osób mogło usiąść mniej więcej w okręgu, na środku zostawiając miejsce na stolik, na którym stała woda, szklanki i spore urządzenie zagłuszające.
- Siadajcie proszę - wskazywał na łóżka, a gdy zebrali się wszyscy, wyświetlił zdjęcie przedstawiające dwójkę młodych ludzi. - Nicole i Noah Maines, nasz cel do odnalezienia. Bliźniaki, Nicole jeszcze dwa lata temu była Nolanem. Genialne dzieci, błyskawicznie skończone studia, zatrudnienie w firmie naszego klienta, który pragnie pozostać anonimowy na tyle ile się da. Specjalizacja: badania genetyczne i bioinżynieria. Nic nielegalnego, ale podobno ta dwójka ma w głowie wyjątkowo tajne patenty. Nie grzebałem zbyt głęboko, inaczej by tej roboty nie było. Z wierzchu wszystko wygląda na legalne. Oficjalnie mamy ich uratować po porwaniu, dowieźć cało do rodziny. Nieoficjalnie macie także dopilnować w razie możliwości, aby wiedza, którą mogli gdzieś zostawić została wymazana. Zdążyłem już sprawdzić, że prawie na pewno nie jest to porwanie. Dalej natrafiłem na mur, do którego pokonania jesteście potrzebni.

Zamilkł na chwilę, a nad stolikiem pojawiła się satelitarna holomapa części stanu Waszyngton.
- Zdjęcie pochodzi z komercyjnego satelity, sprzed jakiegoś czasu. Zaznaczone miasto to miejsce, gdzie urwał się mój trop. Dojechali tam autobusem tydzień temu, potwierdził mi to jego kierowca rozpoznając ich ze zdjęcia. Podobno nie wyglądali na zastraszonych i nikogo innego z nimi nie było. Kiedy jednak próbowałem wypytać w tej mieścinie, poszczuli mnie psami. Że oni obcych w Republice Waszyngton nie chcą i swoich będą bronić. Czy coś w ten deseń. Nie mam pojęcia co to za republikę sobie wydumali, ale to żaden oficjalny twór. W tym stanie jest podobno takich miejsc więcej. Nie wiedząc od czego zacząć, nie licząc wypytywania, zaznaczyłem wam przybliżone lokalizacje starych, podobno opuszczonych laboratoriów Umbrelli. Bo kurwa nie wiem po co republice bananowej dwóch specjalistów od genetyki i bioinżynierii. Klient chciał, abym zapytał ile chcecie za tę robotę, choć mu tłumaczyłem, że sam ma przedstawić ofertę. No ale, klient nasz pan.

Lot z NYC nie był na tyle męczący, by Shade potrzebowała odświeżenia. Położyła plecak i niewielką torbę z ekwipunkiem na małej komodzie koło łóżka i wyjrzała przez okno na zielony, utrzymany w idealnym porządku skwer. Tu w Seattle, było jeszcze w miarę spokojnie, ale wspomnienia zewnętrznego chaosu dobrze zapisały się w jej pamięci, a jak zdążyła się zorientować z informacji uzyskanych od znajomych, którzy byli w okolicy niedawno, przez ostatnie lata sytuacja raczej nie uległa poprawie. Podjęła jednak decyzję. Na pewno nie będzie gorzej niż w Norylsku. Tego przynajmniej mogła być pewna.
Gdy zapukała do pokoju detektywa okazało się, że dotarła pierwsza, więc mogła wybrać sobie miejsce w jedynym znajdującym się w pomieszczeniu fotelu, oczekując przybycia pozostałych i delektując się apetycznym widokiem, jaki stanowiła powierzchowność Alkera. Kiedy dołączyła do nich reszta z uwagą, lecz wyraźnie zrelaksowana, słuchała jego wypowiedzi, do momentu gdy wyświetlona została elektroniczna mapa terenu, który mieli sprawdzić. Jej ciało wyraźnie zesztywniało, a kobieta na kilka sekund wstrzymała oddech. Nie odezwała się jednak, aż do momentu gdy nie zakończył swojej relacji:
- Pański klient doskonale wiedział co robi. - Powiedziała głosem, w którym nadal można było wyczuć niewielkie napięcie. - To będzie go naprawdę dużo kosztowało.
- Nasz klient, nasz - sprecyzował Timothy. Jeśli zauważył reakcję Shade, nie dał nic po sobie poznać.
- Jeszcze niczego nie podpisałam. - Kobieta popatrzyła mu zimno w oczy. - I potrzebuje naprawdę dobrych argumentów by to zrobić. - Słowo argumenty wypowiedziała bardzo specyficznie. - Popatrzyła na resztę najemników. - Nie wiem na ile orientujecie się w sytuacji tego regionu, ale ja byłam tam i wiem dosyć dobrze, czego można się spodziewać. Większość miejsc jest praktycznie odcięta i dostanie się tam w sposób bezpośredni jest całkowicie niemożliwe. Teren sam w sobie stanowi doskonałą barierę, a drogi bardzo łatwo blokować. Nie możemy liczyć na niczyją pomoc. Będziemy obcymi naruszającymi ich prywatność. Pozostaje jeszcze kwestia laboratoriów. Nie ma żadnej gwarancji, że nikt nie prowadzi tam badań. Może nie bez przyczyny specjaliści od genetyki zniknęli właśnie na tym terenie, a badania oznaczają wykwalifikowana ochronę. Wiecie co mam na myśli, bo razem byliśmy w Mogadiszu. - Przy tych słowach zatrzymała spojrzenie na Kane i Foxie.
Felix przysłuchiwał się słowom najemniczki, pocierając palcami ogolony podbródek. Doświadczenie podpowiadało, że ludzie mają cholernie różne kwoty na myśli mówiąc o “dużych” pieniądzach. Sam już od jakiegoś czasu miał w głowie stawkę 80 tysięcy na łebka. Wspomnienie Mogadiszu sugerowało jednak, że wszelkie niespodzianki powinny być płatne ekstra. Starcia z każdym kto nie jest zwykłym tubylcem z antyczną bronią są nie dość, że znacznie bardziej niebezpieczne, to jeszcze kurewsko kosztowne. Już nawet kilka granatów EMP to wydatek rzędu kilku tysięcy, nie mówiąc o droższych zabawkach.
- Przydałoby się więcej informacji. Gwarantuję, że w moim cenniku niespodzianki i niewiadome są zdecydowanie najdroższe, więc uprzedzam, że im mniej danych, tym większa cena. Poza rządem i tą samozwańczą republiką, kto tu ma jeszcze jakieś wpływy? Trochę Pan się już tym zajmuje, na pewno więc czy to Pan, czy Pana klient zdołał coś ustalić albo chociaż poznać jakieś plotki. O jakich ramach czasowych na zlecenie tutaj mówimy, poza im-szybciej-tym-lepiej? Jakie mamy możliwości transportu?
Kane nalał sobie wody i łyknął niczym wódkę. Ratowanie ludzi, najgorszy rodzaj misji, pogorszony informacją, że ci ludzie prawdopodobnie nie będą chcieli być ratowani. Mężczyzna siedząc naprzeciwko Shade bez trudu wychwycił reakcję kobiety. Jedyną jego odpowiedzią na to było spojrzenie porozumiewawcze, prosto w oczy.
- Igła w stogu siana, przerabialiśmy już to. Mogli tu przyjechać do labu, ale skoro gościu zmienia płeć, to nie ma równo pod sufitem. Urzekła ich tutejsza ideologia? Alker, zbadałeś historię tych dwóch? Spotykali się z dziwnymi ludźmi, odwiedzali specyficzne witryny? Gówniany ze mnie psycholog, ale ci tutaj nie polecieli na kasę. Przekonano ich ścierwogadką. Jak dla mnie jedyna druga opcja to rodzaj szantażu. Powiedz najpierw ile wiesz.

- Klient płaci za efekty i tak będzie chciał się rozliczać. Możemy rozbić kwotę na znalezienie porwanych i ich uratowanie. Prosił, aby tak to nazywać, mogę się do tego przychylić - zaczął Timothy, patrząc to na każdego z osobna, to na ciągle wyświetloną mapę. - Odnośnie Republiki to nie ma jasnych informacji i moja wiedza może nie pokrywać się z rzeczywistością. Oficjalnie przedstawiają się jako najlepsze miejsce na świecie, gdzie panuje równość i porządek, a każdy obywatel ma prawo głosu i zostanie wysłuchany. Nieoficjalnie to banda świrów bawiąca się w państewko i korzystająca ze słabości władzy centralnej. Mają swoją armię czy coś na jej kształt i swojego czasu oparli się próbom zaprowadzenia porządku w tym stanie. Bardziej przez ukrycie się po górach niż wydanie bitwy rządowym - wzruszył ramionami. - Takich jak oni jest więcej, ci są chyba najbardziej znani bo ogłaszają się w sieci. Nie mamy dowodów, że porwani komunikowali się z nimi. Każdy pytany potwierdzał, że rodzeństwo było ze sobą bardzo zżyte i nie odstępowało się na krok. Nie mieli prawie znajomych, a ci których mieli nie wiedzieli nic o kontaktach z sektami czy innymi dziwnymi ugrupowaniami. Nie afiszowali się z tym, a swoje komputery zabrali ze sobą. Zostało zlecone oficjalne policyjne śledztwo, ale to potrwa. Klient chciałby efekt szybciej, lecz nie wyznaczył terminu. Im szybciej tym lepiej. Do skutku, jak to ujął.
Alker napił się wody, zwilżając gardło i zakreślił dłonią półokrąg na mapie, zahaczający mniej więcej o Arlington i Granite Falls.
- Odnośnie transportu, to musicie go zorganizować sami lub mogę zrobić to za was jak nakreślicie co potrzebne. Do tej linii lokalsi jeżdżą busami, można się dostać całkiem łatwo jeśli żaden z gangów nie postanowi akurat sprawdzić kogo niesie w te rejony. Ja przejechałem bez problemu w obie strony. Trzeba tylko być ostrożnym, w całym regionie będą patrzeć na obcych co najmniej nieufnie. Otwartego noszenia broni nie polecam. Dalej podobno nie można bez specjalnych przepustek lub trzeba być lokalsem. Nie wiem co to za przepustki. Wpływy mają tutejsi zorganizowani w gangi, kartele czy jak oni sobie to zwą. Po drogach kręci się dużo nomadów, podobno granica z Kanadą też nie jest szczelna. Jeśli korporacje coś tu robią, to się z tym nie obnoszą.
Dawn siedziała na skraju łóżka, pochylona i wsłuchana uważnie w każde słowo. Wydawała się wręcz podekscytowana. Walizki zostawiła w pokoju, podobnie jak kurtkę i teraz na górę stroju składał się tylko top na ramiączkach, pod którym nie było śladu stanika. Im mniej miała na sobie tym bardziej widać było jaką jest kruszynką. Dawała wszystkim mówić, aż do następnych wyjaśnień Alkera. Wtedy zabrała głos. W jej własnym brzmiał niegasnący optymizm i energia.
- Jesteśmy w stanie sprawdzić bazę zaginionych, czy ostatnio nie znikali inni naukowcy? Jeśli to jakiś większy projekt tu się dzieje, to mógł się zarysować trend. Ciekawe czy trudno się do nich przyłączyć - zamyśliła się, ale na bardzo krótko. - Potrzebuję miejsca, gdzie mogłabym zostawić większość rzeczy. Gdzie najdalej jest bezpiecznie na tyle, żeby mnie nie obrabowano po pierwszej godzinie? - zapytała detektywa. - I tak będzie sporo do wożenia. Może terenowe motory? Chociaż raz chciałabym nie musieć przemykać lasem z wielkim plecakiem na plecach - westchnęła.
- Mogę w międzyczasie odezwać się do znajomych i poszukać w rejestrach, ale to zajmie - odpowiedział Alker na pierwsze pytanie. - Nie wiem za to gdzie jest bezpiecznie na tyle, aby trzymać coś wartościowego. W Seattle na pewno coś się znajdzie, ale bardziej na północ… może Everett? Nie wiem jak tam wygląda sytuacja.
- Możemy spróbować w Everett. - Shade pokiwała głową. - Kiedyś było to podobno spokojne, senne miasteczko. To tam właśnie rozpoczęła się inwazja zombie na tych terenach w 2016 roku. Mamy dwie możliwości, albo będziemy poruszać się pieszo, górami, co stanowi problem w przypadku sprzętu Scrap, chyba że jej walizki poza jeżdżeniem potrafią także fruwać, albo spróbujemy udawać grupę nomadów, która zapuściła się w te okolice w poszukiwaniu lepszych terenów do życia. Wtedy możemy mieć jakiś sprzęt transportowy, ale nic rzucającego się w oczy. Marne ciuchy, odrapane garnki i połatane namioty, mogą być uzupełnieniem przebrania. Zresztą sami możecie sobie to wyobrazić najlepiej. Trzeba też będzie wykombinować dobre schowki, na to, co wolelibyśmy ukryć. Timothy jedziesz razem z nami?
- Nie, bardziej przydam się jako wsparcie. Wyszedłem z wprawy jeśli chodzi o bieganie po górach - uśmiechnął się krzywo. - Mogę za to zająć się kwaterą w Everett i zapleczem. Jedna uwaga na temat nomadów. Oni mogą nosić szarawary, ale ich sprzęt to dopieszczone cacka.
Najemniczka pokiwała głową:
- Znam miejsce na obrzeżach tego miasteczka, gdzie będzie można spróbować zainstalować bazę. To wprawdzie stara, zapuszczoną rudera, ale teren prywatny i odosobniony. Jeśli nikt nie osiedlił się tam na dziko, albo dach nie zapadł się zupełnie, może będzie można skorzystać. Masz rację co do maszyn, w takim razie zakupy sprzętu i tuning dopiszmy do kosztów wyprawy, które pokryje klient.
- Nie po to się ubierałem jak jakiś teksańczyk, żeby teraz nie spróbować zostać jebanym nomadą - Irlandczyk roześmiał się. Planował takie podejście od samego początku. - Ktoś się zna na takim sprzęcie, żebyśmy nie walnęli gafy? Trzeba poczytać o ich symbolach, czy brak może oznaczać, że szukamy grupy, do której możemy dołączyć. Nie wiem jak traktują takich w republice, za to może się przydać w okolicy poza nią. Teraz najważniejsza kwestia. Ile za to chcemy?
- 35 tysięcy eurodolarów na łebka za samo znalezienie porwanych - Fox szybko podchwycił temat, najwyraźniej nie chcąc zostawić rozmowy o pieniądzach innym, skoro sam już wiedział, ile chciałby wyciągnąć z całej tej eskapady. - Płatne niezależnie od podjęcia się lub nie akcji, hmm, ratowniczej. Dodatkowe 45 tysięcy natomiast za, jak to Pan określił, “uratowanie” porwanych. I kolejne 25 tysięcy, jeżeli w trakcie akcji natrafimy na zombie, mutanty, cyborgi lub inne podobne gówno. Taka moja propozycja. No ale domyślam się, że nie jedyny będę miał tutaj coś do powiedzenia - zakończył z przekąsem.
Shade gwizdnęła przeciągle:
- O kurcze Fox! Naprawdę ostatnio tyle zarabiałeś? Chciałabym poznać twoich zleceniodawców!
- Jeżeli mamy zanurzyć się w gównie, to lepiej za godziwe pieniądze - odparł spokojnie Raver tonem kogoś, kto ostatnio zdecydowanie za dużo razy “nurkował”. - Szczerze, to mam wrażenie, że i tak niedoszacowałem ryzyka i niewiadomych tutaj.
- Nigdy nie wiesz co cię może spotkać w robocie. To także część jej uroku. - Shade wzruszyła ramionami. - Norylsk był największą kupą gówna w jakiej do tej pory pływałam, a nawet za tamtą misję, nie zgarnęliśmy aż takiej kasy. Bądźmy realistami Felix. Nikt ci nie zapłaci takiej kasy.
- Ooo, to ciekawe - Anglik się wyszczerzył. - Ja wiem, że się dawno nie widzieliśmy i też tęskniłem, ale a propos Norylska to pamiętam, że ta piękniejsza część drużyny podzieliła się ochoczo swoją forsą z pewnym naszym wspólnym znajomym Węgrem. Także rozumiem, że możesz być nieco w plecy i mniejsza kasa też będzie słodka, ale akurat w tym temacie myślę, że nie uznam Cię za autorytet. Z drugiej strony, jeśli byłabyś chętna do podziału swojej części, jakakolwiek by nie była, to możemy rozpocząć negocjacje - parsknął pod nosem. - Tak czy siak, taka jest moja oferta. Nie usłyszałem póki co żadnych innych liczb - Felix rozejrzał się pytająco po obecnych w pomieszczeniu.
- Ja umiem odróżnić custom-made od takiego z salonu. Niełatwo takie zdobyć na szybko - Scrap skierowała te słowa do Irlandczyka podczas wymiany zdań między pozostałą dwójką. Potem dodała głośniej, bardziej w stronę Alkera - Mamy jakieś widełki? Bez nich… - nie dokończyła, zezując na Foxa.
- Dobry strzał, ale boję się, że z tym klientem to może nie przejść. Zna ceny rynkowe - ostrożnie powiedział Timothy. - Mogę z nim ponegocjować o mniej więcej połowie tej kwoty. Powiedzmy piętnaście tysięcy za znalezienie, dwadzieścia pięć do tego za uratowanie. I to poważny człowiek, nie ma mowy o wspominaniu o zombii albo mutantach. Wszystkie zagrożenia mają być w cenie, za to mogę go poprosić o pokrycie kosztów zakupu sprzętu potrzebnego do tej misji, czyli motorów czy ubrania. Co wy na to?
- Dla mnie w porządku - Kane potwierdził pierwszy, trochę wybity z rytmu. Wyglądał jakby w głowie układał już plan. - Bez zwrotu za sprzęt. Dowiemy się jak bardzo mu zależy na tych dwóch.
- Zgadzam się - powiedziała szybko Scrap, jakby wcale nie zależało jej na zaciekłych negocjacjach.
Fox nie powiedział czy się zgadza czy nie, tylko wzruszył ramionami i rzekł krótko:
- Niech zatem Pan wróci z konkretną informacją.
- Tak. Posłuchajmy co odpowie klient. - Zakończyła ustalenia finansowe Shade.
- Dobrze, w takim razie z nim porozmawiam. Mi też zależy na jak najlepszej ofercie - detektyw przypomniał i wyszedł, pozostawiając ich samych.

- Dobra, to kto zgłębia wiedzę o życiu nomadów? - Kane odezwał się zanim jeszcze drzwi zamknęły się za Alkerem. - Potrzebujemy dobrej, pasującej do tych wariatów historyjki.
- Scrap jest chyba naturalnym kandydatem - zasugerował Fox. - Wydaje się, że to Twoje klimaty - zwrócił się już bezpośrednio do najemniczki. - Jakieś pomysły, ile wiarygodne nomadzie zabawki będą kosztować?
- Ej, on powiedział życia. Skąd ja mam wiedzieć, jak ludzie żyją? - roześmiała się Dawn. - Co innego motory. Poznałam jednego czy dwóch tego typu wariatów w życiu, dla nich sprzęt był warty i po dwieście tysięcy. Realnie patrząc to większość tego to model z salonu przerobiony setkę razy, aż nie do poznania. Każdy wycenia to po swojemu.
- Nomadzi wędrują z miejsca na miejsce. Bardzo często bez konkretnego celu. Samo przemieszczanie się z miejsca na miejsce może być celem ich życia. - Powiedziała Valerie - Dlatego maszyny, którymi jeżdżą, przede wszystkim muszą być sprawne i niezawodne. Możemy sobie wymyślić własne symbole i historię, nikt nie będzie tego sprawdzał jeśli opowieści będą ciekawe. Dlaczego jesteśmy razem? Dlaczego dotarliśmy właśnie tutaj? Gdzie byliśmy? Jaka była nasza droga? To jedne z tych pytań, na które będziemy musieli umieć zgodnie odpowiedzieć.
- Skoro nosimy cały nasz dobytek na plecach niczym żółwie, to powinniśmy mieć kilka pojazdów, w tym co najmniej jeden większy, na przykład jakiś van - wtrącił się Raver. - Mamy na punkcie naszego sprzętu bzika, zrozumiałe zatem będzie, jeśli nikomu nie pozwolimy go dotykać i będziemy go zaciekle bronić. Wiemy, że działanie w grupie zwiększa szanse na przetrwanie. Jako jednostki zginiemy, jako grupa przetrwamy - Anglik powiedział to zupełnie tak, jakby w to wierzył. - Jesteśmy wiecznymi wędrowcami, każdy z nas musi radzić sobie z bronią. Padł pomysł, by sprawdzić Everett. Równie dobrze możemy zatem trzymać się wersji, że zmierzamy w te okolice z południa. Szukamy lepszych miejsc do życia, jadąc w kierunku w którym poniesie nas wiatr, ale też w drodze prowadzimy handel i wynajmujemy się do różnej roboty. To może przynajmniej na pierwszy rzut oka wyjaśniać, dlaczego szwędamy się w tych rejonach.
- Ktoś z nas musiałby prowadzić ten większy pojazd - wtrącił O'Hara. - Z definicji trudna sprawa, bo co wtedy z nas za nomadzi? Trzeba to sprawdzić, mi się wydaje, że nomada ma tylko to co mieści w sakwach. Domów ze sobą nie wożą. Historia z szukaniem lepszego miejsca jest dobra, mogliśmy słyszeć, że tu najlepsze miejsce dla takich jak my. Mamy w grupie dwie atrakcyjne kobiety, jesteście zajęte czy robicie za przynęte i dajecie nam lepszy start wśród lokalnych gangersów? I większą szansę, że mnie z Foxem nie odstrzelą, aby się do was dobrać - wyszczerzył się w uśmiechu.
- Wielki podryw? Mogę być beznadziejna we flirtowaniu. Albo świetna, jak będą mieli fajne sprzęty - zatrzepotała rzęsami Scrap. - Nie mam nic przeciwko delikatnemu zaznaczeniu, że mogę być wolna i wiekiem odpowiednia do zapłodnienia. Dla tych prawdziwych mężczyzn to ważny warunek, tak?
- Nie wydaje mi się bym potrafiła być wiarygodna jako monogamistka walcząca o cnotę. - Wyszczerzyła się Shade. - Zdecydowanie bliższa jest mi idea hipisowskiej miłości.
- Ktoś tu jest ciekawy twardzieli na motorach? - Kane bez problemu dołączył do tej wesołości. - No to nam dochodzi poczytanie czy ich kobiety są bardziej wspólnym, czy bardzo osobistym i strzeżonym dobrem. Może moje wyobrażenia są mylne, zawsze jednak na motorach to kojarzyli mi się w większości faceci. Równouprawnienie i inne bzdety, zwykłe kobiety kręcą faceci w skórach, ale nie grzebanie w silniku.
Fox przez chwilę się zastanawiał, czy te niecałe 160 cm, które Irishman zabrał ze sobą, zalicza się do kobiet zwykłych czy niezwykłych. Nie skomentował jednak, a zamiast tego zaczął coś wstukiwać na swoim holofonie.
- Jak tylko dadzą mi się przejechać na swoich sprzętach - rozmarzyła się Scrap.
- Doskonale cię rozumiem. Też nigdy nie gardzę ostrą jazdą na dobrze stuningowanym sprzęcie. - Dodała Valerie.
- Wolisz automatyczną czy ręczną skrzynię? - Dawn ten wątek zdecydowanie bardzo interesował.
- Zdecydowanie wolę manual. - Shade posłała jej rozbawione spojrzenie.
- Oh, vintage! Ja też czasami lubię złapać za taki drążek - westchnęła, rozmarzona Scrap.
Po ostatnich słowach drugiej najemniczki Shade nie wytrzymała i roześmiała się głośno. Czuła że będzie się dobrze rozumieć z tą dziewczyną.

Timothy wrócił po mniej więcej dziesięciu minutach, z nie w pełni zadowoloną miną. Usiadł na swoim miejscu, na ustach pojawił mu się krzywy uśmiech.
- Prawie się udało. Klientowi nie spodobało się to rozbicie, nie jest chętny do płacenia za samo odnalezienie porwanych. Zgodził się zapłacić za to jedynie osiem tysięcy na głowę. Przystał też na dwadzieścia siedem tysięcy dodatkowo, za dowiezienie bliźniaków całych, żywych i poczytalnych. Do tego zapłaci za sprzęt nomady potrzebny do wykonania zadania, jeśli zostanie on udokumentowany. Przepływ pieniędzy i zdjęcia, ja mam za to odpowiadać. Lub dorzuci każdemu po dziesięć tysięcy za wykonanie misji i wtedy sprzęt kupujecie z własnej kieszeni lub zdobywacie w inny sposób.
- Ktoś tu bardzo chce tego co siedzi w główkach - Scrap gwizdnęła cicho. - Ja bym wzięła motory, nie wiadomo co uda nam się szybko zdobyć, z doświadczenia jednak wiem, że jak szybko to drogo. Jakaś premia za dodatkowe informacje, upewnienie się, że prawie cała wiedza pozostanie w tych dwóch głowach i nigdzie więcej?
- Przy prawdopodobnych cenach sprzętu nomadów, lepszą opcją wydaje się po prostu zwrot kosztów - powiedział Fox, odnosząc się do alternatywy przedstawionej przez Alkera. - Dodatkowe 10 tysięcy po zadaniu przy przerzuceniu całego ciężaru kosztów na nasze barki to według mnie bardziej ryzykowne i mniej opłacalne rozwiązanie.
- Czyli szukamy sprzętu - Podsumowała Valerie, a Kane skinął potwierdzająco głową, zgadzając się z tym. - Scrap czy potrafisz podrasować maszyny jeśli kupimy coś mniej efektownego?
- Nie znam trendów, nie wiem co modne i czego nie wolno robić, żeby móc się zwać prawdziwym nomadą - wyliczała Dawn. - Umiem naprawić motor jak trzeba. Tuning i konsultowanie go z ekspertami zajmie dużo czasu. Większość części nie może pochodzić tak po prostu ze sklepu.
- Obawiam się, że nie mamy za dużo czasu na te przygotowania - wtrącił Alker. - Gdyby były na rynku, wygodniej byłoby kupić używane. Mogę przekazać klientowi, że bierzecie tę robotę i wspomnieć o ewentualnej premii, czy macie jeszcze jakieś warunki?
- Bierzemy to, nie ma co kombinować, aye? Jak mamy to zrobić to trzeba zacząć przeszukiwać oferty sprzedaży. Coś potrzebujemy kupić oprócz sprzętu? - O’Hara nie zamierzał nic komplikować w kwestiach umowy.
Mały kawałek metalu oderwał się od paska od spodni Scrap i uniósł się przed jej oczy, rozwijając w podzielony holograficzny ekran, po którym zaczęła bardzo szybko poruszać palcami.
- Zajmę się od razu szukaniem, jak nie uda się w sieci to będzie trzeba od słowa do słowa. Kupujemy blisko naszego miejsca docelowego, będzie trzeba to przerobić, żeby nie poznali sprzętu swojego ziomka. Albo wroga - gadała równie szybko co machała dłońmi. - Wam zostawię organizację reszty rzeczy, kto by pamiętał o jakimś jedzeniu…
- Co do rozliczeń, to jeszcze jedno - wrócił do tematu Raver. - Ustalmy, że w przypadkach, gdy będziemy musieli korzystać z mniej sformalizowanych źródeł wiążących się z większym wydatkiem, w tym także w związku z kupowaniem informacji, w razie czego będziemy o tym informować klienta. Sam Pan powiedział, że w pewnych miejscach natrafił na ścianę, więc będziemy musieli też działać na własną rękę, a na ten moment niewiele wiemy na przykład o tych przepustkach.
- Zobaczymy co na to powie - Alker zgodził się zapytać i ponownie wyszedł.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 23-10-2019 o 23:04.
Eleanor jest offline