Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2019, 07:31   #11
Cane
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Następny element broni znalazł swoje miejsce w licznej układance części, rozłożonych już przed misjonarzem. Drobne naprawy, czyszczenie i konserwacja miecza, podarunku od jednego ze starych towarzyszy kapłana, stały się niemal codziennym rytuałem mężczyzny. Całemu procesowi towarzyszyła cicha modlitwa, inna od tych, którymi kapłani maszyn obłaskawiali wszelkie mechanizmy i urządzenia w swoich rytuałach, była niczym błogosławieństwo i podziękowanie dla jedynego pana życia i śmierci Ahaliona Cane Iss, Nieśmiertelnego Boga Imperatora.

Ahalion z wręcz religijnym namaszczeniem składał z powrotem poszczególne części miecza w jeden mechanizm. Czynność poniekąd mechaniczna, nie tylko oznaczała zakończenie treningu mężczyzny, ale też pomagała mu się skupić na wydarzeniach kilku ostatnich dni. Cała ceremonia przyjęcia nowego Lorda Kapitana na pokład okrętu, wraz ze swoją świtą była nie lada uroczystością dla całej załogi Cienia Burzy, uroczystością, której kapłan chciał za wszelką cenę uniknąć. Nie należał do grona osób, które rozkoszowały się czy też rozumiały potrzebę takich formalności. Sprawiały one, że czuł się niekomfortowo, jakby musiał przywdziewać obcą skórę. Całe to spotkanie więc misjonarz pamiętał jak przez mgłę, zdawało mu się, że poznał kobietę w czerni. Roztaczała ona wokół siebie pewną aurę ale nie był jej w stanie zasmakować, być może był to smak którego jeszcze nie znał. Nie był pewny, nie pamietał. Czy kobieta faktycznie była niezwykle atrakcyjna, czy były to zasłyszane od kogoś szepty? Czyżby Marcus? Niemożliwe, Marcus miał zostać w jego kajucie, to pamietał doskonale, a Marcus nigdy nie kwestionował jego decyzji. Powinien był go ze sobą zabrać, zawsze czuł się pewniej mając go przy boku, zawsze potrafił się dzięki niemu lepiej skupić. Nie pamiętał czy rozmawiał z Seneszalem, czy był przedstawiony komuś jeszcze? Z całą pewnością był tam ktoś jeszcze ale nie mógł sobie wyraźnie przypomnieć twarzy. Ktoś się uśmiechał, lecz nie pamiętał kto. Chyba on, gdy przedstawiano go Pani Kapitan. Pobłogosławił ją? Tak, było błogosławieństwo, ale zapomniał się uśmiechnąć. Pamiętałby wszystko, gdyby Marcus był z nim.

Półnagi mężczyzna podniósł się z klęczek. Migoczące świece, jedyne źródło światła w tym pomieszczeniu, nadawało niepokojącego wyglądu jego licznym tatuażom, z których tylko kilka miało religijne znaczenie. Złowieszcze wrażenie potęgowała cała masa blizn pokrywająca ciało Ahaliona. Kapłan powoli zaczął się ubierać w swoje codzienne, noszące ślady długiego użytkowania święte szaty. Pergaminy z modlitwami ochronnymi jak i błogosławieństwa, przytroczone do starego, znoszonego i miejscami brudnego płaszcza, który z bielą dawno już nie miał nic wspólnego, swobodnie powiewały przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Ahalion raz po raz przeczesywał swą zmierzwioną brodę palcami, a głęboko osadzone oczy, które zdawały się wiecznie skryte w cieniu, niespokojnie lustrowały pomieszczenie, wyraźnie czegoś szukając. Święta księga opatrzona metalowymi okuciami, zawieszona na ciężkim żelaznym łańcuchu ponownie odnalazła swe miejsce przy boku kapłana, będzie jej potrzebował w trakcie zbliżającej się wieczornej mszy. Ahalion spojrzał jeszcze raz na milczącego przez cały ten czas Marcusa. Obydwaj czuli gdy okręt wynużył się z Osnowy po osiągnięciu wyznaczonego celu. Obydwaj czekali, byli cierpliwi w swej nienawiści. Obydwaj wiedzieli, że znów zbliżał się moment, moment w którym Marcus będzie mógł znów przemówić. Ahalion Cane Iss uśmiechnął się a z jego ust wyrwał się cichy chichot, a może tak tylko mu się zdawało. Nie pamiętał.

--//--

Długa wspólna modlitwa zdawała się nie mieć końca. Liczne odniesienia i fragmenty ze świętych pism, wyraźnie cytowane z pamięci przez niewysokiego kapłana sprawiały, że zebrany tłum wyraźnie zaczynał się nudzić. Większość osób przychodziła do rozległej kaplicy wyłącznie z przyzwyczajenia i poczucia obowiązku, tylko nieliczni pojawiali się jeszcze by okazać prawdziwą wiarę, naprawdę nieliczni.

Misjonarz opuszczał świątynię jako ostatni. Nigdy nie zamykał potężnych metalowych wrót, do miejsca kultu swego boga. Tak go przynajmniej uczono. On sam jednak odbierał to miejsce inaczej. Kilkumetrowej wysokości posąg Boga Imperatora, zajmował centralne miejsce całej katedry. Górujący nad wszystkimi olbrzym, ubrany w bitewny pancerz i trzymający w dwóch dłoniach potężny miecz, miał być symbolem odwagi i potęgi jaka według kościoła, drzemała ukryta pod płaszczem całego Imperium Ludzkości. Marcus nauczył jednak Ahaliona, że prawda wyglądała zupełnie inaczej. I Ahalion pamiętał.

Gdy tylko dotarła do misjonarza wiadomość o odkryciu wraku okrętu, ukrytego w wszechobecnym złomowisku, ten natychmiast zgłosił się na ochotnika do misji abordażowej. Jeśli nie jako wsparcie bojowe, choć posiadał w tym nieliche doświadczenie, to jako jedyna osoba, która byłaby w stanie udzielić ostatniej posługi odnalezionym ofiarom. Kapłan nie liczył jednak na przychylny werdykt, według jego poprzednich doświadczeń, jego pozycja na okręcie była ustlona już dawno temu. Sługa Ministorium, który miał tylko reprezentować kościół imeprium w razie kłopotów, w które od czasu do czasu wpadał poprzedni kapitan.
Ahalion wrócił do swojej kajuty, gdzie Marcus przywitał go milczeniem. Kapłan otworzył jeden ze swych nielicznych tomów i zaczął czytać. Nauczył się już dawno temu, że nie jest w stanie zmienić ustalonego przez wyższe siły toru wydarzeń. Jego przeznaczenie było ustalone już dawno temu. Nie wymagało to od niego samej absolutnej wiary, potrzebował do tego jeszcze jednej lekcji, której miał wrażenie, tak wielu wiernych nie potrafiło zrozumieć. Lekcji, którą jak mu się wydawało opanował doskonale, lekcji cierpliwości.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline