Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2019, 14:07   #210
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Reszta wieczoru, jak i noc, minęły spokojnie. Nie było jakiś potworków, czy dinozaurów, nie było i robota z ufo. Można się było wyspać, zregenerować siły, odsapnąć, odstresować. Wszystko więc cacy, normalnie kurde prawie jak raj na ziemi.

Rano najpierw śniadanko, a później… przenoszenie obozu bliżej statku. Baker najwyraźniej zmiękł już na wyspie totalnie, i zgodził się na ten pomysł. Wspólnymi siłami zaczęto więc wszystko składać i pakować na pojazdy, a następnie przewozić i rozkładać jakieś 600 metrów dalej. Zajęło to całej ekspedycji ładnych parę godzin, i wszystko skończono gdzieś koło czternastej.

Czas więc na obiad… a przy nim, i na krótką rozmowę w nieco spokojniejszej atmosferze, niż przy składaniu i rozkładaniu obozu.

- Pojadę z van Stratenem zapolować na robota - Major walnął od razu z grubej rury - Weźmiemy ze sobą nieco cięższego sprzętu, jak choćby pukawkę “Beara” i Claymora. Na czas mojej nieobecności dowodzi Peter Curran, a wszyscy zajmują się naprawą i pomaganiem w naprawie statku, żeby jak najszybciej wydostać się z wyspy. W końcu leży to we wspólnym interesie, jak i każdy również ma już chyba serdecznie dosyć tego miejsca?
- Chyba wam obu słońce za mocno przygrzało- odezwała się raptem dziwnie milcząca do tej pory Dot.- Mało trupów? Bardziej przydacie się tu na miejscu, niż włócząc się po dżungli w poszukiwaniu pewnej śmierci.
- Gra niewarta świeczki - poparł ją Peter. - Za duże ryzyko, a tak jak mówi Dorothy, tu się bardziej przydacie.
- Wczoraj proponowaliście utopienie robota w bagnie. A taka zabawa z nim w ganianego i zaciągnięcie go gdzie trzeba, to w sumie właśnie takie polowanie. A teraz jesteście wielce przeciw, nic już nie rozumiem - Zdziwił się Baker.
- A teraz doszedłem do wniosku, że jest to niepotrzebne ryzyka - odparł Peter. - Lepiej zabrać się tu do roboty, a robota zostawić w spokoju.
- Będziemy ryzykować, że w końcu nas tu znajdzie… przydadzą się więc strażnicy, pilnujący pracujących, żeby nas nie zaskoczył? - Powiedział Major, po czym spojrzał na Collinsa i Miyazaki - Ogólnie zaś, wypadałoby się w końcu zabrać za statek, każdy już ma jakieś sensowne zajęcie?
- Emmm no, właśnie mieliśmy rozdzielić…
- Odpowiedział inżynier.
- Wezmę do pomocy Hanę! - Wypalił Ryo, a kilka osób skrycie się uśmiechnęło.
- Na szkutnictwie się nie znam, ale chętnie pomogę przy naprawie statku - powiedział Peter.

***

Collins chodził po statku i wybierał deski, które by się nadały na łatanie dziury. Owe deski albo wycinał ręcznie, albo wyrywał Peter. Przenosił je z kolei pod pokład marudzący pod nosem Honzo. Tam z kolei odbierał je Chelimo, który powoli nimi zabijał dziurę w asyście samego Majora…
- Całe szczęście, że nie będziemy płynąć daleko, więc możemy tu i tam podebrać nieco desek - powiedział Peter w pewnej chwili do Collinsa.
- Tak, zgadza się. Jeśli nie będziemy szaleć, całej konstrukcji nic się nie stanie… chociaż trzeba później pozostałym pokazać, gdzie mają nie chodzić - Uśmiechnął się inżynier.
- Porobimy barierki - zażartował Peter. - Potrzebujemy wszystkich całych i zdrowych... chociaż nie wiem, jak sobie damy radę z żaglami.
- W sumie wystarczy chyba jeden, główny. W końcu nie wybieramy się w rejs po całym oceanie? - Stwierdził Collins.
- Mamy radio. Mam nadzieję, że gdy miniemy tę przeklętą barierę, to zadziała - odparł Peter. - Ale i tak nie ruszę się bez zapasów jedzenia i wody.
- Tak, oczywiście, co do jednego i drugiego - Przytaknął starszy pan, po czym wskazał palcem kolejną deskę. Tym razem Peter musiał użyć łomu…
- Jesteśmy o dwa kroki od powrotu do domu, nie możemy sobie teraz pozwolić na błędy - Dodał Collins.
- Dobrze, że czas ani korniki nie zjadły tego drewna - powiedział Peter. - Mamy szansę zatkać tę dziurę, a na dodatek nie rozpaść się na kawałki przy pierwszej większej fali.
- A tak sobie pomyślałem… kto zostanie kapitanem? - Zaśmiał się inżynier.
- Ja mogę dowodzić obsługą dział okrętowych - odparł żartobliwie Peter. - Dorothy zostanie żaglomistrzem, czy jak to tam się zwało. Hana zostanie nawigatorem, bo się chyba na tym zna, jako pilot - dodał w tym samym tonie.
- To… - Urwał nagle Collins. Rozległ się bowiem krzyk Hany, wysoko nad pokładem. Azjatka wisiała na cholernych żaglach, prawie spadając na pokład.
Z okrzykiem "Trzymaj się!" Peter ruszył jej na pomoc. Nie bardzo wiedział, jak jej pomóc, ale nie mógł przecież tylko stać i patrzeć.
 
Kerm jest offline