Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2019, 17:26   #113
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Shateiel nie sięgnął jednak do czaszki, zamiast tego spoglądał na stojącego obok starszego mężczyznę.
- Co to było? - spytał, nie zważając na propozycję.
- Och, nic istotnego. Nic, czym musiałaby zawracać sobie pani głowę. Po prostu jakiś upiór wsysany przez nihil. - Uznając wyjaśnienia za zakończone, Witherwood kiwnął swoją czaszką w kierunku tej świeżo oprawionej. Nana była pewna, że bycie "wsysanym przez nihil" raczej nie brzmi jak coś “nieistotnego”, poddała się jednak. Ostrożnie wyciągnęła dłoń w stronę kościanej bryły, upewniając się czy tym razem trafi na opór. Trafiła. Mogła bez problemu ująć okrągły obiekt i obrócić go w dłoniach. Pan Witherwood podniósł się na swoich chudych jak patyki nogach, pedantycznie otrzepując kolana. Val gwizdnął przeciągle za plecami Nany. Trochę jak wilk ze starych kreskówek Warner Bros. Najwyraźniej był to jedyny sposób, w jaki rudy potrafił dać upust swojemu zafrasowaniu. A to musiało być spore, bo do tej pory nawet nie był w stanie dostrzec artefaktu, którym pozostała dwójka tak się zachwycała.
- Ta, to cacko jest zgodne z naszym wierszykiem. Możem chyba bez strachu odkreślić pierwszy punkt z listy poszukiwanych skarbów. “Arrr!” i takie tam. Jeszcze kwestia rachunku. Jesteśmy ci coś winni, dziadek? - spytał Val z ogładą zarezerwowaną dla ustawek w tylnych alejkach za pubem.
- Ekhym, chcesz powiedzieć, że poprosiliśmy go o pomoc nim ustaliliśmy stawkę? - Nana trzymała w dłoni dziwny przedmiot spoglądając z niedowierzaniem na swego towarzysza. Rudy machnął bagatelizująco dłonią.

- Czasem szef ustala z “firmami trzecimi” jakieś drobne przysługi, itp. Nie martw się, o fiolkę krwi i lok włosów jak dotąd nikt mnie nie poprosił.
- Nie, nie ma żadnych ukrytych opłat. Już i tak bardzo mi państwo pomogli -
odparł dobrotliwie starzec i podreptał w kierunku zdjętej wcześniej marynarki. Przywdział ją dość zwinnie jak na swój wiek, po czym wrócił do dwójki aniołów.
- Nasza współpraca była bardzo owocna, a do tego nader przyjemna. Jeśli chcieliby skorzystać państwo z moich usług ponownie, proszę użyć wizytówki. - Potrząsnął dłoń anioła kuźni. Tę należącą do anioła śmierci ucałował, omiatając ją przy okazji miotełką swojego zarostu. - Wszystkiego więc dobrego i do następnego razu! - powiedział, skłoniwszy się ponownie, tym razem w pożegnalnym geście.
- Dziękuję... chyba. - Shateiel obserwował niepewnie starszego mężczyznę ściskając w dłoni czaszkę. Skrzypnięcie drzwi, kliknięcie klamki i tyle go widzieli. Valerius klapnął tyłkiem na łóżku, którego okupację porzucił jedynie na moment, po czym głęboko odetchnął. Zdawał się bardziej rozluźniony teraz, kiedy Witherwood opuścił pokój narad.
- Żeś mi stracha napędziła. Po tym jak zobaczyłem te twoje patrzałki jak talerze, od razu dobrałem sobie do łba, że facet zacznie nawijać o cyrografach i synach pierworodnych. Z resztą, kurwa, powiedz mi, że nie wyglądał na takiego. - Utkwił faux wyzywające spojrzenie w Halaku. Dłoniami poklepywał kieszenie, najwyraźniej czegoś szukając.
- To ty mi napędzileś strachu, wylatując z tym ustalaniem stawki. Nie zleca się roboty, jak ceną może być nasze pseudo nieśmiertelne życie - fuknęła na Vala i spojrzała na trzymany w dłoni owal. - Myślisz, że to to?

- Świątynia mądrości zrodzona z czegoś tam pośród pierdzących cieni. Czy coś. Jeśli ten pierdolnik w twoich rączkach nie pokrywa się z tym opisem, to ja nie mam pomysłu na obiad. Poza tym, może i nie widziałem, co tam odpitalał nad stołem, ale wiem jedno - ta czaszka, albo raczej to, czym jest obleczona, to nie jest byle materiał. Podobnego... chociaż nie całkiem tego samego, używałem do wykuwania twojej ekipie oręża w czasie wojny. Kiedy jeszcze, kurwa, wiedziałem jak - wyznał kwaśno.
- To była bardzo specyficzna hałastra. Jeden anioł... nie pamiętam imienia... i paczka posłusznych mu upiorów. Ich zajawka, tych duchowych denatów rzecz jasna, polegała na tym, że chcieli przenosić swoje relikwie na drugą stronę i używać ich do wypruwania flaków celom fizycznym. Scenariusz, który, przynajmniej po części, pokrywa się z tym, co mamy tutaj. Chociaż musiałabyś się chyba sporo napocić, żeby tym kogoś zatłuc - skwitował, patrząc pobłażliwie na czachę.
- Witherwood najwyraźniej nie musiał. - Nana skrzywiła się na myśl o tym, co prawie walnęło ją w twarz. - Rzeczywiscie to niepokojący typ.
- On mi wygląda raczej na kogoś, kto zamiast narzędzi woli używać własnych rąk. Jechało od niego pomyleńcem, co to preferuje bezpośrednie “interakcje z klientem” - zwierzył się Val z namacalną awersją w głosie. - Tak czy siak, sprawa za nami, on daleko od nas, wszystko jest si. Skupmy się na kolejnych fantach. Gdzie ja tę szmaciarską karteluchę... a, jest. - Uniósł zmięte papierzysko do oczu.
- “Piękno utkane z wieczności na pograniczu rozkoszy i cierpienia”. Uhuh. Dobra, pierdolę. Ja po prostu dowiozę nasze tyłki do przybliżonej miejscówki, a Ty zacznij to mielić. Pani Daisy, ja być tylko prosta kierowca! - zarzucił kolejnym rasistowskim żarcikiem, obwieściwszy zarazem swoją mentalną kapitulację.
- Nie zdziwi mnie, jeśli dotrzemy do jakiegoś domu publicznego. - Nana westchnęła ciężko. Nie wiedząc co ma zrobić z czaszką, zdjęła koszulę i owinęła w nią dziwny przedmiot, pozostając jedynie w obcisłym podkoszulku.
- Jedźmy, panie kierowco.


 
Highlander jest offline