Wiedźma | Po zajęciu miejsc ze swym orszakiem, Otton III rozejrzał się po zebranych w przybytku.
- Kto ma co do powiedzenia na temat śmierci córy młynarza, lub jakieś podejrzenia w tej sprawie, niech przemówi! - Powiedział szlachcic, a przez tłum przeszły liczne szmery i szepty… lud nieco chyba nie wiedział jak się do tego zabrać, lub brakowało pierwszego odważnego. W świątyni dało się jednak usłyszeć dwa kluczowe stwierdzenia:
- Luther… - Szepnął ktoś.
- Przybłęda Bogna… - Dodał kto inny.
- Luther Grolsch - Czyiś głos już wyraźnie wywołał młodziana.
- Szpetna Bogna - Dodał inny, równie nieco pewniejszym tonem, a Otton zaczynał się niecierpliwić. Ale Luthera w świątyni nie było…
Jakiś rosły chłop pochwycił nagle Bognę za ramię, po czym zabrał ją od Racimira i Żyrosława, prowadząc wśród ciżby przed oblicze Pana. Młynarczyk ani drgnął, Młynarz się poruszył w miejscu, ale na tym się skończyło. Nogi Bogny były zaś jak z drewna, gdy trzymana silną łapą za ramię, a drugą nawet popychana przez plecy, kroczyła przed wszystkimi przed oblicze szlachcica.
- Suka - Szepnął nagle jakiś męski głos w tłumie, nie zważając na miejsce i chwilę, w jakiej się znajdował.
"Przybłęda" Bogna, znalazła się z kolei w końcu o trzy kroki przed rycerstwem. Spłonęła rumieńcem, a wzrok wbiła w podłogę, lekko drżąc na ciele.
- Mów kim jesteś dziewko i co wiesz - Warknął Otton, naprawdę już mocno zniecierpliwiony.
- Ja… ja… - Zająknęła się Bogna, po czym w końcu podniosła wzrok ku szlachcicowi, a w jej oczach zamigotały łzy - Ja...śnie panie, zwą mnie Bogna, pomagam w młynie… - Wydukała rudowłosa, a ktoś tym razem dla odmiany w tłumie prychnął z niezadowolenia.
- Następny dostanie kije - Syknął Otton, i w świątyni zapanował w końcu spokój.
- No mów! - Podobnym sykiem uraczył Bognę, z widoczną żyłą zniecierpliwienia na czole.
- ...bo wtedy wszyscy byliśmy w świątyni, kiedy ktoś zawołał, że zbrojni jadą. A to byliście wy waszmoście… a ja myślałam, że Sargoni wrócili i mnie strach wziął… - Po policzkach Bogny spłynęły łzy, a ona wskazała nieco drżącą dłonią na swą oszpeconą twarz po ciosie mieczem - ...do lasu uciekłam. A Nawojka za mną, i jej brat Światko też. Ale ja daleko uciekłam i w lesie się zgubiłam, a oni mnie ratować chcieli. Mnie… mnie tam wilk napadł i...i… - Głos jej się zaczął łamać i jeszcze więcej łez poleciało -...i… był i potwór… - W końcu z siebie wydusiła, a w świątyni zapadła nagle głucha cisza. Większość na słowa dziewoi niemal wprost zbaraniała.
Otton uniósł nieznacznie brew. Do tej pory zniecierpliwiony, zaczął nagle okazywać nieco większe zainteresowanie.
- Potwór? Co masz na myśli, dziewko?
- No… - Bogna otarła łezki, po czym gadała dalej - Najpierw był wilk. Duży, czarny, głodny. Uciekłam na drzewo ale mnie za nogę capnął i spadłam. Już, już mnie miał zeżreć, gdy zjawił się… ON. Wyglądał jak cudowny książę z bajki, przegonił wilka i mnie… czarował miłym głosem - Bogna wyraźnie się na drobniutką chwilkę jakby rozmarzyła - Usiadłam przy nim, a on gadał że jest pradawnym bóstwem lasu i… no i… chciał mnie… a potem się… - Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać - Przemienił się w maszkarę z dużą paszczą pełną zębów. Niby człek... ale nie człek… cały spuchnięty, powyginany. Uciekłam, i znowu błądziłam po lesie, a potem w końcu znalazłam drogę do wsi… - Zaczęła nerwowo wyginać sobie palce dłoni - Co wtedy było z Nawojką i Światkiem, to ja nie wiem… - Zakończyła opowiastkę coraz cichszym tonem, a na wspominkę o córce młynarza w jej oczach ponownie zamigotały łzy.
W miarę jak Bogna kontynuowała swą opowieść, zmieniało się oblicze pana wsi. Czoło mężczyzny zmarszczyło się, a on sam uporczywie wpatrywał się w wieśniaczkę, żywo zainteresowany opowieścią. Kiedy wspomniała o przemianie tajemniczej istoty, rycerz aż zerwał się z miejsca, spoglądając na dziewczę z niedowierzaniem. Nic jednak nie mówił. Zebrani kmiecie zamilkli, zastanawiając się w napięciu czy pan wsi zamierza coś powiedzieć czy też może ukarać “przybłędę” za opowiadanie banialuków. Jednakże Otton utkwił wzrok w świątynnej posadzce i na moment zatonął we własnych myślach. Opowieści Bogny wyraźnie nim wstrząsnęły.
- Ta… Ta dziewka najwyraźniej bredzi… - wydukał w końcu rycerz, osuwając się z powrotem na miejsce. - Odejdź.
Mężczyzna wykonał gest ręką, dając Bognie do zrozumienia, aby czym prędzej usunęła się sprzed jego oblicza. Wzrok nadal miał zamyślony i wpatrzony w posadzkę. Dziewoja więc kiwnęła głową, po czym wmieszała się w resztę ciżby, zajmując ponownie miejsce blisko Racimira i Żyrosława.
.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Ostatnio edytowane przez Buka : 26-10-2019 o 11:36.
|