Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2019, 11:38   #124
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Karl popatrzył przez chwilę na czarodziejkę, wzruszył ramionami, i wzrokiem niemalże sennym, wyglądając na totalnie znudzonego ruszył koniem naprzód, kierując łeb konia prosto w tłum oblegający Hansa Hansa i resztę.
Ogier Karla chrapnął donośnie, mlaskając kopytami po miękkim od błota placu, ruszył raźno w sam środek ludzkiej ciżby. Karl ruszył powoli. Nie zamierzał nikogo tratować. Ruszył stanowczo. Wierzchowiec Karla, rasowy reiklandzki zelter ważył blisko sto kamieni. Jedynie człowiek szalony lub wyszkolony chciałby wejść pod kopyta zwierzęcia, co rzezimieszek skwapliwie wykorzystał, oddzielając po chwili tłum od Hansa Hansa i biorąc od niego lejce wierzchowca pani Lautermann.

- Dosyć! - rzucił krótko głosem nie znoszącym sprzeciwu - Rozejść się! - warknął, patrząc lodowatym wzrokiem po kmiotkach, z których większa część straciła momentalnie rezon.
- Przyjdą tu! - ktoś wciąż rozdzierał się w pierzchającym tłumie - trupy… - kolejny spazm płaczu. Kobieta - zabiją nas! - męski głos. Stanowczo mało wystraszony. Karl wbił ostrogi w bok konia i wysunął się do przodu
- Trupy może was nie zabiją. Ja na pewno. Stul pysk i spierdalaj, pókim dobry - warknął na łachmytę z osadzoną na sztorc kosą, który przez moment mierzył siły na zamiary, przenosząc wzrok najpierw na konia Karla, potem jego miecz, potem jego samego. Ostrze zachwiało się, i kmiotek w końcu odszedł, pociągając niemal cały tłum za sobą.

- Ty! - wskazał na kmiotka, z którego oczu patrzyło coś więcej niż wrodzony debilizm i strach. Jako jeden z nielicznych, ten konkretny nie odstąpił, i dopiero powolny młyniec koniem spowodował, że cofnął się o kilka kroków - Słyszeliście. Prowadźcie na kwaterę, a chyżo! - rozkazał kmiotkowi chrapliwym głosem, wściekły już, że musi użerać się z tym pospólstwem. Szczęśliwie, chata chłopa znajdowała się niemal przy samym placu.

-Stodoła… - zaczął chłop ale Karl brutalnie mu przerwał.

- Rekwirujemy chałupę. Masz dwa pacierze do Sigmara pana, aby zabrać mandżur i wypierdalać - Karl naparł na kmiotka koniem, niemal wjeżdżając mu strzemieniem w twarz.

- Oż...ty… - kmiotek zaklął, ale szybki ruch konia posłał go prosto na plecy, w błoto. Trzymana przez niego kłonnica poleciała gdzieś w dal.

- Nie próbuj. Szkoda by cię było… - warknął Karl wysuwając na kilka cali z pochwy swój pałasz, którego klinga zalśniła w wilgotnym powietrzu. Koń chrapnął, czując rosnące napięcie, które jednak po chwili prysło. Chłop się poddał. Skinął głową, choć gdyby jego wzrok mógł ciskać bełty, Karl niechybnie wyglądałby jak strzelnicza tarcza tileańskich kuszników.

- Masz. Nawiązka. A teraz prowadź! - rzezimieszek cisnął chłopu srebrną, pięćdziesięcioszylingową monetę, która normalnie wystarczyłaby aby wynająć dobre pokoje w karczmie na co najmniej kilka dni. Ta jednak nie poprawiła chłopu humoru. Przygnębiający i ponury jak sam Ostermark, chłop ruszył, by wykonać polecenie rzezimieszka, którego niespecjalnie obchodził ich los.

"Sigmarze, daj siłę. Dlaczego tak lituję się nad tymi piździelcami..." odmówił w myślach prostą modlitwę, patrząc, jak chłop, jego kobieta i córka, obładowani dobytkiem opuszczają schludne domostwo.
"Jeszcze mi kurwa mać, podziękujesz..." Karl uśmiechnął się pod wąsem i zaczął się rozpakowywać, zamierzając w pełni skorzystać z suchego łóżka i może jakiejś balii.


 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline