Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2019, 16:22   #165
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kocięba zaintrygowany odwinął zawinęty w stare prześcieradło przedmiot. Kiedy jego oczom ukazał się karabinek Kałasznikowa dało się w nich dojrzeć jakieś błyski z pokroju tych które zwiastują że szalony czarodziej zaraz wywoła lokalną apokalipsę. Ostrożnie, z namaszczeniem ujął broń, a magazynki załadował do ładownic. Potem udał się na spoczynek, kreśląc pod miejscem w którym miał zamiar spać jakiś dziwny czarodziejski wzór. Wolno im było chwilę odpocząć przed kolejnymi zmaganiami. Nie omieszkał wypić przed snem też magicznej mieszaniny, która miała zapewnić przyspieszoną regenerację nadwątlonych sił. Zasypiając ściskał kurczowo podarowanego mu kałacha.

***

Oddziałek CzKistowskich cyborgów zaatakował znienacka. Po prostu wyszli z budynku Skarbówki jakby od zawsze tam byli i zaczęli walić do wszystkiego co ich cybernetyczne zmysły były w stanie wykryć. A że co do jednego mieli w łapach wielkokalibrowe spluwy to ściany niewiele chroniły przed ich ostrzałem.
Żołnierze, komandosi i najemnicy wpadli w stan bliski paniki. Atak w samym sercu przejętego terenu. Zewsząd dochodziły raporty o podobnych drużynach tępych cyborgów atakujących zgrupowania Powstańców i ich sojuszników. Ze sztabu szły paniczne meldunki - to dowództwo zostało zaatakowane.
Jednak Ryszard i jego oddział nie mogli przyjść z pomocą dowodzącym. Sami mieli problemy ponieważ na odcinku w którym udali się na spoczynek również pojawiły się siły wroga. Jak się okazało… ich starcie miało być wyjątkowe.
***

Zcybernetyzowani nieszczęśnicy wyszli z tunelu ukrytego w zrujowanym budynki szli powolonym krokiem przez ulicę. Ich ciała okrywały grube płyty pancerza, więc nie bali się ostrzału z broni piechociarzy. Dobrej jakości cyber-zmysły pozwalały natychmiast reagować na pojawienie się ostrzału, który mógł im zaszkodzić. Czasem udawało się któregoś sprzątnąć, ale to głównie CzKiści sprzątali. Działka obrotowe, wielkokalibrowe karabiny maszynowe, wyrzutnie bębnowe. Broń siała śmierć, spustoszenie i dezorganizowała Powstańców. Tam gdzie cyborgi znajdowały zorganizowany opór - koncentrowały ostrzał. Po chwili już oporu nie było.

Przechodzili właśnie koło oddziału poczty, kiedy jego drzwi otworzyły się popchnięte niewidzialną ręką. Wyszedł przez nie starzec okryty żołnierskim płaszczem i beretem jednostki wojskowej komandosów. Na idących ulicą cyborgów spoglądał z pogardą. Praktycznie biała broda potęgowała wyraz kompletnego lekceważenia zagrożenia, które właśnie mordowało w najlepsze Polskich powstańców. W dłoniach ściskał antycznego AK-74 bez żadnych dodatków i unowocześnień.
Ogarnął szybkim rzutem oka sytuację i rzucił prostym cytatem z Klasyka, dając do zrozumienia nieprzyjacielskim siłom co powinny zrobić.


Podparciem jego słów było to że krótka seria praktycznie rozerwała naszprycowanego cybernetyką orka jakby dostał nie poczciwym 5.56, ale grubym 12.7 eksplozywnym. Jego towarzysze natychmiast zwrócili się w stronę czarodzieja, który bez Kozery rozszarpał następnego cyborka. Nie mieli zamiaru za jego uprzejmą poradą się łaskawie oddalić.
CzKistowski retaliate przywalił z siłą ognistego huraganu, jednak zatrzymał się na chłodnym murze rezerwy alko-czarownika, który ten wzniósł swoimi czarami. Kolejny krótki terkot zamienił kolejnych cybernetycznych ex-schabów w krwawe zmieszane ze złomem ochłapy. Czary, którymi Kocięba oplótł karabin nadały mu potworną moc wydobytą z odmętów Astralu. Bowiem AK pruł nie tylko pociskami. Pruł mocą historii związanych z tym karabinem. Historii wszystkich jego przeszłych właścicieli. Opowieściami spod znaku munduru i saperki. Skacowanej musztry i pijackiej warty. Spod znaku leżenia w magazynie i taplania w błocie. Opowieści snutych podczas nocnego czuwania i tego o czym nie mówiło się nawet szeptem. Kocięba wydobył to wszystko magią i skumulował w orężu, które pruło w najlepsze oddział CzKistowskich szturmowców.

Został już ostatni - uzbrojony w wydawałoby się śmieszną broń w porównaniu z towarzyszami. Długi prosty mono-miecz i ciężki pistolet. Jednak kiedy Kocięba wziął tego cyborga na cel, ten wzniósł oręż i w całej okolicy zerwała się wichura pogrążając ją w półmroku. Rychu wyczuł zawirowanie mocy. Ostatni był tak naprawdę ukrytym czarodziejem!
Tamten już się nie chował. Rozwiał iluzję ukazując swoją prawdziwą postać - człowieka w średnim wieku w doskonale skrojonym szkarłatnym płaszczu, przeciętej w szpic bródce i staromodnych drucianych binoklach. W dłoni trzymał rzeczywiście długie ostrze, podobne do pojedynkowego rapieru. Pistolet który trzymała jego iluzoryczna postać rozwiał się ukazując czerwonawy płomień magicznej energii.

- Ach… Mag Chaosu. Ciekawa anomalia pośród tego chłopstwa. - rzekł dźwięczną cyrylicą czerwony czarodziej i lekceważąco machnął ręką pogrążając okolicę za zasłoną wichury, pyłu i magicznych wyładowań.

Ryszard podniósł karabin i wypalił, jednak Czerwony Mag po prostu odbił pocisk i kolejnym machnięciem dłoni wytrącił broń z ręki Alkomanty. Ten zaatakował czarami lecz i ten atak został sparowany przez czarodzieja-naukowca, który zaraz potem jakąś sztuczką przeniósł się prosto przed Kociębę i zdzielił go dwa razy z liścia niczym pan karający parobka. Nonszalancja i moc tych ciosów była tak wielka, że czarodziejem obłożonym ochronną magią aż zachwiało. Potem mag trzepnął go jeszcze rękojeścią w nos, aż poszła Ryśkowi farba. Wolną ręką chwycił sierżanta za gardło i podniósł w powietrze. Kocięba chwycił odruchowo trzymającą go w stalowym uścisku dłoń.

- Ciekawa, ale nic ponadto. - rzekł Czerwony patrząc na Kociębę niczym naukowiec, który odkrył że okaz którym się interesował jednak nie jest niczym niezwykłym - Ostatnie słowa? - zapytał cofając rękę z mieczem by przebić Ryszarda.

Ryszard spojrzał w jego oczy swoimi przepitymi ślepiami emanującymi mocą i promilami. Wyszeptał tylko dwa słowa.

- Delirium… tremens…

***

Czerwonym magiem zachwiało. Dłoń która trzymała Ryszarda zaczęła dygotać i puściła czarownika, który upadł na ziemię.

- Czo.. duuo… - wybełkotał Czerwony Mag patrząc z niedowierzaniem na swoją dłoń.

Otaczająca go aura mocy, jego emanacja w Astralu po prostu zaczęła się rozwiewać. Jakby nie był w stanie utrzymać pobranej z magicznego wymiaru mocy.

- Czosz ty… - nie był w stanie nawet zapanować do końca nas swoim aparatem mowy.

Dłoń trzymająca miecz dygotała jakby Mag był w jakiejś malignie. Próbował się zamachnąć na nią na Kociębę, ale po prostu nie trafił, ostrze opadło dobre pół metra od niego i wbiło się w beton. Ryszard nie tracą czasu powstał i kopnął rękę, uwalniając rękojeść z jej uścisku. Sam dobył ostrza i wbił je w ramię Czerwonego. Nabrał głęboko powietrza i zionął ogniem prosto w twarz ruskiego maga nabitego na jego własne ostrze.
Chwilę potem mag opadł na asfalt.
Pomimo że był martwy jego ciało wciąż dygotało dotknięte klątwą alkomanty.

***

Wyczerpany walką z Czerwonym Czarodziejem i jego świtą Ryszard oddał się do dyspozycji Zawadzkiego, woląc nie podejmować decyzji będąc na magicznym kacu. Ten szybko zagospodarował czarodzieja i jego zasoby do ataku na Łasztownię, a szczególnie na browar. Kocięba słysząc to słowo bardzo się ożywił i zaczął wiązać z tym miejscem wielkie nadzieje.
Jak się miało okazać - całkiem słusznie.

***
Szturm przebiegał wzorowo. Oddziały, które wcześniej zasadziły się na Zawadzką i jej ludzi znikły pozostawiając ubezpieczenie. Co się dziwić - Łasztownię ostro zbombardowano, prawie zrównano z ziemią.
Kule obrońców gromko przywitały atakujących. Gnany instynktem Ryszard parł do przodu pod ostrzałem, ściągając część ognia na siebie. Tak bardzo, że w pewnym momencie oddzielił się od reszty, a część wrażych sił próbowała go przez to upolować. Szaleńczy bieg do browaru i prędka penetracja jego podziemi doprowadziły czarodzieja do największego skarbu tego budynku.

Kiedy CzKiści weszli do browaru i podążyli jego śladami usłyszeli głęboki, pijacki śmiech. Śmiech pełen mocy i złośliwego intelektu.

A potem wszystko zapłonęło.

Śmiejąc się opętańczo Ryszard chwycił zgromadzony w Astralu potencjał, uformował go i uwolnił. Sam stał prawie w samym epicentrum, rozkładając ręce upojony na wielu płaszczyznach tym co zdołał okiełznać i wyzwolić. Jego ciało ogarniały płomienie, ale on wciąż się śmiał praktycznie oddychając i żywiąc się płonącą na spirytusowo maną.

Śmiejcie się! Śmiejcie się razem ze mną!! - głos Ryszarda rozległ się w głowach wszystkich w okolicy.

Potem budynek rzygnął niebieskimi płomieniami, które wijąc się i skręcając przez powietrze pomknęły ku liniom obrony CzKistów. Wyprani na mózgach żołnierze nie tykali alkoholu. Rozbudzona świadomość Ryszarda wyczuwała ich parszywe abstynenckie umysły w astralu jak oko maniaka motoryzacji dostrzega rysy na lakierze jego ukochanego auta. Spirytusowy ogień mknął ku tym punktom niczym ogniste ogary, bo dopaść i rozszarpać tą obrazę wobec jego woli. Wobec woli… Pana Ryszarda.

W ciągu kilkunastu minut jednak zasób mocy jaki Pan Ryszard zaanektował zaczął się wyczerpywać. Rzeczy, które nie zdołały same zapłonąć powygasały.
Jego ludzie go odnaleźli. Nieprzytomnego, wypalonego, poparzonego… ale z wyrazem zachwytu i egzaltacji na twarzy.

***

Ryszard dopiero przebudził się kiedy Zawada zażądała rozmowy. Ryszard, zakutłany w bandaże, podłączony do kroplówek i z zaspanym wyrazem twarzy odwrócił głowę w kierunku elfki. Kiedy jego stan się ustabilizował, pierwsze co to pogrążył się w głębokiej medytacji by szybciej zregenerować siły. Jakie też wieści miała deckerka dla niego i wszystkich? Pozostali właśnie wchodzili, a że nikt się nie spieszył…

- O co chodzi? - zadał wiekopomne pytanie.

 
Stalowy jest offline