Cha'klach'cha zaskrobał żuwaczkami kiedy arystokrata "ukradł" mu dowódcę sprzed oczu. Zamierzał pilnować Cantha, a tu mu tak bezceremonialnie go zabrano. Na szczęście niedaleko. Wytężając siły swoich nóg i ramion skoczył i załapał się jednej z drabinek aby pospiesznie za pozostałymi wejść do kadirowego pałacyku.
Nagły ziąb ogarną chitynowe ciało modliszki i ta gdyby mogła nastroszyłaby się na widok demonów. Zaskrzeczała tylko na nie tak jak one na nią. Rozpościerając ramiona udawała, że jest większa niż faktycznie jest. W pełnym napięciu krok po kroku przedostała się do pomieszczenia wyżej sycząc i charcząc agresywnie. Iluzje i zwody nie poprawiły humoru. Ani tym bardziej to, że Kadir rozmawiał z pozostałymi zamiast działać.
Naburmuszony przewodnik poszukał dogodnego miejsca do wykonania ataku i ostatecznie znalazł się na balkonie ze swoją bronią we wszystkich czterech łapach. Zaskrobał cicho. Nie oceniał swojego udziału w walce jako przydatny w tym momencie. |