Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2019, 19:43   #1615
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Dziwna muzyka rozbrzmiewała jeszcze w uszach awanturników, kiedy jeden po drugim, jeszcze całkiem świadomie wychodzili ze świątyni. Kilka głębokich wdechów przesyconego wilgocią powietrza pozwoliło oczyścić płuca i umysły z odurzającego dymu. Wszyscy byli świadomi tego, że gdyby pozostali tam, w skąpanym w ciepłym świetle wnętrzu, to niechybnie dołączyliby do wijącego się w narkotycznej ekstazie tłumu.

Organy grały swoją nutę, pachnący słodko dym wydobywał się przez szparę pod drzwiami. Obok świątyni wznosiła się ponura wieża. Drzwi były zatrzaśnięte, a wszystkie okna i otwory zamurowane, tak jakby ktoś, kto znajdował się w środku nie pałał miłością do światła słonecznego. A może, ów ktoś został żywcem zamurowany wewnątrz, gdyż nie ośmielono się go zabić, a nie można było dopuścić do tego, by przebywał na wolności. Hipotezy można było mnożyć bez liku, ale jak na razie ich potwierdzenie odsunęło się na dalszy plan. Mściciele i zdobywcy postanowili, że odwiedzą najpierw główny gmach Wittgensteinu, a dokładniej tą jego część, gdzie mieszkała służba.

Pioruny jakby nieco rzadziej przecinały nieboskłon, ale deszcz lał dalej. Zamek wyglądał na wymarły, co nie powinno dziwić, po tym ile osób widzieli w objęciach orgazmicznej rozkoszy w świątyni. Ptaszyska krążyły i krakały, co rusz znikając gdzieś we wnętrzu ciemnych zamkowych okien. I tylko w jednym okienku, na szczycie najwyższej wieży paliło się światło. Przypatrując się mu, można było dostrzec cień poruszającej się wewnątrz komnaty postaci.

Weszli przez dębowe, podwójne odrzwia do wnętrza budynku. Znaleźli się w niewielkim, prostokątnym holu. Ściany pokryte były starymi, wyblakłymi i przeżartymi przez mole wzorzystymi arrasami. Wisiały tu też obrazy. Dwa z nich były tak zniszczone, że nie sposób było dociec co przedstawiały. Na dwóch widniały namalowane jeszcze zgodnie z prawidłami malarstwa von Gnoethla [co zauważył von Essing], a więc co najmniej sto lat temu podobizny włodarzy baronii. Podpisy głosiły – Valetta de domo Fritz-Hnaufburg von Wittgenstein oraz Maximilian Adolf von Wittgenstein. Trzeci z obrazów prezentował piękny zamek wzniesiony na skale nad rzeką, skąpany w promieniach słońca, nad którym dumnie powiewały rodowe proporce. Kontrast był niesamowity…

Z pomieszczenia można było wyjść drzwiami w lewo i drzwiami w prawo. Były takie same i dopiero nasłuchiwanie przy nich dało pewne wskazówki co do tego, jakie pomieszczenia znajdują się dalej. Na prawo słychać było jakieś stukanie i odgłosy rozmowy, a na lewo musiała być kuchnia, bo nad jakiś dziwaczny smród dochodzący zza drzwi przebijał co jakiś czas aromat smażonej cebuli
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 29-10-2019 o 15:24. Powód: prawo, lewo
xeper jest offline