Wszyscy zgodzili się, że to miejsce herezji i grzechu należy spalić. Do tego potrzebne były jednak jakieś łatwopalne płyny, a te – jak się wydawało – mogli znaleźć w głównej części zamku. Tam też ruszyli, gdy tylko opary różowego dymu i piekielna muzyka przestały mącić im w głowach. Geldmann, patrząc na dziwną sylwetkę w oknie zamkowej wieży, pomyślał, że to tam jest ich cel. Któż jednak wiedział, co czeka nich po drodze do tego miejsca.
- Uważajcie – ostrzegł pozostałych. – W tym zamku trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Podobno można tu zginąć na setki sposobów.
Obrazy w hallu nie interesowały Leonarda. Odgłosy za drzwiami tak, i to bardzo. Pokazał na te, za którymi słychać było przytłumioną rozmowę. Zamierzał wejść ostatni i zabezpieczać tyły, na wypadek gdyby ktoś szedł za nimi.