Służący, odźwierny, majordomus...
Trudno było na pierwszy rzut oka ocenić, jaką funkcję pełnił ów mężczyzna w domu wielce szanownego Karla Embry.
Kimkolwiek był, to już aż tak ważne nie było. Ważne było spojrzenie, jakim obrzucił niespodziewanych gości, tudzież lekki, ledwo widoczny uśmieszek, jaki przewinął się przez jego usta po słowach Saxy.
- Z ciekawych stron pochodzisz... pani. Ciekawe tam poglądy wyznają - powiedział, lekko skinąwszy głową. - Jeśli chcecie się zatrzymać, odpocząć, coś zjeść... nie odmówimy wędrowcom gościny. Ale pan Embry jest... niedostępny.