Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2019, 17:46   #129
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
21 Brauzeit 2518 KI, Herrendorf

Franz Mauer dał się poprowadzić ku miejscowemu domowi zgromadzeń, mocno ściskając rękojeść swego przytroczonego do boku miecza i strzelając na wszystkie strony oczami. Otaczający go wieśniacy wciąż powtarzali o prześladowaniach ze strony nieumarłych, straszyli przybyszów upiorną śmiercią albo lamentowali nad rychłym końcem własnego żywota. Brodaty traper nie miał powodów, aby w ich słowa powątpiewać, zbyt wiele wiedział na temat namacalnej grozy uosabianej przez żywe trupy. Takie rzeczy nie były jeno wymysłem bajarzy, one się działy i to nie tylko w owianej wyjątkowo złą sławą Sylvanii.

Franz nie był równie przerażony co miejscowi, chociaż czuł na plecach zimne ciarki. W większym stopniu toczył go skrywany pod maską obojętności gniew, bo jął z miejsca żywić podejrzenia, że czcigodna pani Katerina Lautermann wiedziała już wcześniej, co czeka na nią w Herrendorfie. Mauer nie wiedział zbyt wiele o tajnikach Ametystowego Kolegium, ale słyszał raz czy dwa o zamiłowaniu jego magistrów do zgłębiania wiedzy o przemijaniu i śmierci. Przez całą drogę z Remer zachodził w głowę, po co czarodziejka pokroju Lautermann miałaby podróżować w równie dziką dzicz i teraz znienacka poczuł się olśniony.

Ametystowa Adeptka oraz noszący krucze medaliony ludzie w czerni, w oczach Franza jawiący się członkami Czarnej Straży. Świątynni zbrojni Morra musieli mieć własny interes w pokrzyżowaniu planów temu, kto nie pozwalał spać zmarłym w tym odludnym i cuchnącym zgnilizną miejscu.

Na wspomnienie sztuki nekromancji przewodnik wzdrygnął się ponownie, a potem złożył palce w geście mającym odpędzać złe moce.

- Wpierw zdejmiemy buty i się posilimy, a potem dokładnie nam opowiecie o swoich troskach – sarknął widząc pobladłą nienaturalnie twarzyczkę Saxy, machnął ręką odpędzając od niej jakąś lamentującą piskliwym głosem staruchę. Jego troska o samopoczucie młodziutkiej służbki nie była co prawda podyktowana dobrocią serca – Franz zbyt zaczął cenić sobie jej kulinarne talenta, by zdać się teraz na łaskę i niełaskę miejscowych pichciarzy – ale najbardziej natrętni wieśniacy cofnęli się natychmiast nie chcąc widać zadzierać z posępnym brodaczem.

Dom zgromadzeń okazał się kamienną budowlą o pojedynczym pomieszczeniu, zaopatrzoną w kilka wąskich i nieprzeszklonych okien, przez które do środka ciągnął wyczuwalny chłód mokradeł. Ustawione wewnątrz ławy mogły bez trudu pomieścić trzy tuziny ludzi, toteż wędrowcy z ulgą na nich usiedli dając odpocząć zmęczonym nogom. Krzątające się wokół kobiety, tym razem mniej już skore do straszenia Saxy swoimi opowieściami, rozpaliły czym prędzej ogień pod murowanym paleniskiem, jęły wrzucać do metalowego sagana coś, co przypominało rozczłonkowane żaby i pocięte na kawałki oskórowane węże.

- Ta wiedźma nam w niczym nie pomoże – oznajmił przygnębionym tonem Oswald, jeden z wytypowanych przez miejscowego kapłana przewodników. Noszący wysoką czapę mężczyzna usiadł na ławie naprzeciwko Franza, jął taksować wzrokiem na przemian jego i Hansa Hansa – Ta klątwa to sprawka czarodziejów, powiadam wam. Świątobliwy Valdemar niepotrzebnie ją tu sprowadził i ludziska to wiedzą, przeto nie miejcie im za złe, że na was tak nieprzyjaźnie spozierają. Co myślicie uczynić, coby nas uratować?
 
Ketharian jest offline