Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2019, 18:22   #88
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit z umiarkowanym entuzjazmem spojrzał na strażniczki skarbca.
- Zechcesz się jaśniej wypowiadać? - poprosił. Z umiarkowaną uprzejmością. - Zdaje mi się, że to wy i wasza chatka przyszliście do nas z wizytą. O braku zaproszenia nie mówię, bo jestem zbyt uprzejmy, by to komuś wymawiać
- Wasz świat jest właśnie pochłaniany, pożerany, podbijany. Waszym losem jest zginąć lub uciec na inne światy jeśli jesteście w stanie.- białowłosa kobieta odparła z obojętnością naznaczoną kropelką współczucia.
- Ktoś, jak widzę, snuje sobie piękne plany - odparł Kit, na pozór obojętnie, chociaż pomysł podbicia Ziemi przez istoty rodem z bajek i filmów nie wydał mu się najlepszy, jaki słyszał w swym życiu. - Mam niejasne przeczucie, że to się wam nie uda - dodał. - A co, ktoś wam tak dokopał, że uciekliście ze swojego świata? - spytał z zaciekawieniem.
-Nie. Wojna Krwi się zakończyła. Konflikt został wygaszony, siły zebrane. Czas na podbój. Możesz uznać to za zaszczyt, że wasz światek został wybrany jako jeden z celów.- odparła obojętnie wężowa istota nie przejmując się sugestiami mężczyzny.
Meyes i Collier zamiast się odzywać, skupiły na pilnowaniu czarnych węży, na wypadek gdyby któraś miała ochotę na walkę.
- Zatem trzeba będzie wam wybić z głów ten głupi pomysł - stwierdził Kit. - Co prawda mamy ciekawsze zajęcia, niż wysyłanie do piekła intruzów, ale robicie trochę bałaganu i, niestety, będziemy musieli się tym zająć, zamiast poleżeć sobie pod jakąś palmą, częstując się drinkami. A wy tak za karę musicie pilnować tych świecidełek? Ponoć wojnę toczycie... - stwierdził z cieniem ironii.
-Nie powstrzymuję cię. Idź, walcz, zabijaj, giń.- stwierdziła melancholijnie białowłosa wężyca. -Takie jest wszak przeznaczenie wszystkich wojowników. A moją rolą jest nawigacja planarna. Kartografia międzywymiarowa i tak dalej. Świecidełka.- rozejrzała się skonfundowana po pomieszczeniu.-A tak.. nasze leże. Weźcie sobie monety, tyle ile chcecie… mnie są potrzebne tylko jako łoże.
- Timeo Danaos et dona ferentes. - Kit rzucił zapamiętaną ze szkoły sentencję. - Innymi słowy, to ty jesteś tu najważniejsza? Bez ciebie byliby jak dzieci we mgle... Długo się tego uczyłaś? - zainteresował się. - Czy też może masz to we krwi, tak jak niektórzy zapamiętują obrazy, wykonują w pamięci obliczenia czy odczytują czyjeś myśli? Dar wrodzony?
- Beze mnie byłoby ciężko przemieszczać zamek jeśli to masz na myśli. - Kit skinął głową. - Niemniej jeśli planujesz wraz ze swoimi kompankami agresję, to po pierwsze gdybyście byli groźni to bym z wami nie rozmawiała, a po drugie…- odparła pobłażliwie wężyca.-... nawet jeśli zginę, to pojawi się za mnie zastępstwo na dniach. Próżny wasz trud. Lepiej uciekajcie.
- Uciekanie nie jest ostatnio modne - odparł Kit. - [/i]Podobnie jak strzelanie do kobiet. Ale nie odpowiedziałaś na pytanie. Masz to we krwi, tę umiejętność, czy to kwestia nauki?[/i]
- Wymaga rozwiniętej percepcji i wiedzy zawartej w starych tomach. I magii we krwi.- wyjaśniła dość enigmatycznie wężyca.
- To po to ci są potrzebne te latające pierdółki? - Kit lufą broni wskazał na unoszące się w powietrzu pergaminy i mechanizmy.
-To duża międzywymiarowa konstrukcja. Nawet tak skomplikowany umysł jak ja potrzebuje wsparcia w nawigacji nią.- wyjaśniła rozmówczyni Carsona.
- Nie lepiej zainwestować w jakąś liczącą maszynkę? - zdziwił się Kit. - Takie rzeczy - wskazał na jeden z mechanizmów - to widziałem kiedyś w muzeum. Wykopano to przy okazji... - Zamyślił się. - A, nie pamiętam dokładnie, a kłamac nie będę. W każdym razie stary rupieć sprzed wieków.
- Słyszałam, że takie macie machiny liczące… źle one znoszą zawirowania planarne, ale już ktoś nad tym pracuje, by wcielić wasze pomysły. Dostosować do potrzeb naszej armii.-stwierdziła wężyca spokojnie.
- Ktoś pracuje. - Kit uśmiechnął się lekko. - Jeszcze upłynie nieco wody w rzekach, nim je rozpracuje i przerobi na wasz obraz i podobieństwo. - Ponownie się uśmiechnął. - Dlaczego dopiero za kilka dni przybyłaby twoja następczyni? Chyba macie bezpośrednie połączenie ze swoim planem.
- Nudzisz.- stwierdziła cierpko wężyca nie odpowiadając na nie.- Jest przejście do innego planu w tym zamku, są przejścia do wielu innych miejsc, ale sam je musisz poszukać. Nie jestem przewodniczką po tym zamku, ani nie muszę odpowiadać na twoje pytania dotyczące jego funkcjonowania. Chcesz odpowiedzi… to ich poszukaj. Są zarządcy w tym zamku zajmujący się tymi sprawami. Ja nimi nie jestem i te kwestie mnie nie dotyczą. A co do wizyt w tym wymiarze, poszukaj odpowiedzi w bibliotece. Jest ich kilka w tej budowli… zapewne.
- I tak oto kończy się miła wymiana poglądów. - Kit pokręcił głową. - Czyli nie mogę liczyć na autograf na pamiątkę? - spytał, nie do końca poważnie.
- Au… to… graf? - zapytała zdziwiona wężyca.
- To podpis i data, umieszczone na zdjęciu, na kawałku papieru, na gipsie... - spróbował wyjaśnić Kit. - Jak kto woli, jak kto lubi. Jeśli masz jakiś długopis, czy czym tam piszecie, to ci mogę pokazać - zaproponował.
- Nie znam miejscowego numerowania osi czasu. - odparła wężyca zerkając na jeden ze stosików monet. Wynurzył się stamtąd inkaust i pióro, oraz pergamin. Wężyca telekinetycznie napisała słowo: Telemarkhais.
I czekała na to, aż Carson się wypowie co do reszty.
- Możesz wpisać swoją datę - zaproponował Kit. - A u nas jest teraz trzeci sierpnia dwutysięcznego dziewięćdziesiątego dziewiątego roku. Albo wpisz swoją datę, jak wolisz. - Uśmiechnął się.
- Nie mam swojej daty… tysiące planów, tysiące światów, tysiące cywilizacji… tysiące dat. - odparła wężyca pisząc datę 3 sierpnia 2099.
- Dzięki! - Kit chuchnął na kartkę i schował ją. - Miło było zamienić kilka słów z kimś, kto nie usiłował nas zabić w taki czy inny sposób. Do zobaczenia. - Skinął głową wężycy. - Idziemy poszukać pozostałych - zwrócił się do Switch i Charlotte.
- Chodźmy… więc - rzekła pospiesznie Meyes i obie kobiety wyszły z komnaty od razu.
- Szlag… te czarne węże chętnie by sobie zjadły nas - dodała. A Charlotte próbowała wykazać nieco optymizmu. - Z pewnością byśmy sobie poradzili.
Ten optymizm został właśnie poddany testowi, gdy zobaczyli Guerrę samego. I opartego o jakieś drzwi. Dominic wyraźnie był poirytowany.
- Gdzie zgubiłeś JR? - zwrócił się do niego Kit.
- Za drzwiami. Najpierw mnie wyprosiła, a teraz nie można wejść.- warknął gniewnie Guerra.- Sama wlazła w pułapkę.
- No to trzeba je rozwalić! - Kit spojrzał na Dominica, nie rozumiejąc, w czym problem. - Użyj siły... - Walnął pięścią w okolice zamka. A potem poprawił z całej siły.
- No właśnie…- Guerra podsumował próby Carsona… bezowocne.
- Jeśli zamierzasz przestrzelić zamek, przebić kulami drzwi… to już próbowałem. Rykoszety na szczęście mnie nie trafiły.- odparł krótko Dominic.-Drzwi nie przepuszczają tak samo kul jak i dźwięków. Ani fal radiowych.
- Mogłabym użyć snajperki, ale… nie wiem czy to dobry pomysł.- zaproponowała Meyes bez entuzjazmu. Ogólnie wydawała się bardzo przybita tym miejscem.
-Musimy przecież ją ratować!- dodała zaniepokojonym głosem Charlotte.
- Teraz by się van Erp przydała... - mruknął Kit. - Może granat podwiesimy koło zamka? A co tam takiego jest, że cię wyprosiła? - zainteresował się.
- Latające demony z dużymi cyckami.- rzekł Guerra i wzruszył ramionami.-Może pociskiem burzącym byś rozwalił. Ale odłamkowym? Nie warto… prędzej się sami poranimy w tym wąskim korytarzu.
- JR zadbała o twoją cnotę, jak widać. - Kit pokręcił głową. - Spróbujmy wszyscy razem pchnąć te drzwi. Może się uda... na wspomaganiu.
Co zaproponował, to… zrobili… z podobnym skutkiem, drzwi się nie otworzyły mimo przełączenia na tryb overdriwe. I wysiłek cały spełzł na niczym, aż… nagle lekko się zaczęły uchylać.
-Jak dla mnie to pułapka.- syknęła podejrzliwie Meyes.
- Pewnie cycate demony zapragnęły większego towarzystwa - odparł Kit, próbując otworzyć szerzej drzwi.
Drzwi się otworzyły bez problemu i ekipa mogła wejść do środka olbrzymiej komnaty, tej samej którą to Guerra widział. Tyleż nie było śladu po dwóch diablicach, czy też po samej JR. Na tronie zaś siedziała inna diabliczka. Jasnowłosa i ubrania w zieloną suknię.
-Witam.- rzekła na powitanie.
-Gdzie jest Jean!- Guerra na “powitanie” zaś, wycelował w diabliczkę taurusa i szykował się do strzału.
-W tej chwili negocjuje na osobności. - odparła jasnowłosa spokojnie.-Wkrótce skończy.
- Chcielibyśmy się z nią zobaczyć... teraz. - Kit podkreślił ostatnie słowo.
- To jest niemożliwe. Zapewniam jednak, że jest bezpieczna i cała.- odparła diabliczka, a Guerra oddał strzał ostrzegawczy w jej stronę, co nie zrobiło na blondynce żadnego wrażenie, za to spowodowało trzepot wielu błoniastych skrzydeł.
-Chyba mają przewagę liczebną.- stwierdziła niepewnie Meyes.
- I co z tego? - Kit wzruszył ramionami, co z powodu kombinezonu nie rzuciło się w oczy. - Skoro i tak mamy zginąć razem z naszym światem, to co za różnica? A tak to przynajmniej będziemy mieć miłe towarzystwo... A raczej ładne - poprawił się.
- Może ty nabrałeś okazji na popełnienie samobójstwa, ale ja się na to nie piszę.- odparła zjadliwie Switch. - Zwłaszcza jeśli JR. wpakowała się w to gówno na własne życzenie. Więc lepiej nie kozacz bez sensownej przyczyny.
- Spokojnie… nie ma powodu byście strzelali tu i tam. Marnowali niepotrzebnie wasze siły. Trzeba tylko trochę poczekać. Jesteście głodni, spragnieni? Ta cała wędrówka musiała was zmęczyć - odezwała się skrzydlata na tronie.
Wkrótce kolejna, tym razem ruda diabliczka wyfrunęła zza kolumny. Poleciała w dół i wróciła po chwili z tacą pełną owoców i butelką… wróciła pojawiając się w nagłym błysku na grupką AST.
- Jestem wzruszony... - Ironia w głosie Kita była aż za bardzo słyszalna. - Ale nie, dziękuję.
- Nie to nie…- rogata blondynka gestem odesłała demonicę. Ta podleciała w górę i skryła się za kolumną.
Uśmiechnęła się i dodała. - Myślę, że tak za pięć minut odzyskacie swoją towarzyszkę całą i zdrową. Nie ma powodów do nerwów.
- Jeszcze…- Collier uprzedziła Dominica, który też szykował jakąś buńczuczną wypowiedź.
- Chwilę możemy poczekać... Małą... - sprecyzował Kit. - Z jakiego jesteście planu? - spytał. - Która z was już odwiedzała te strony?
- Wiele razy… - odparła jasnowłosa podpierając dłonią podbródek i zerkając do księgi.- A jesteśmy z Otchłani. Pewnie ta nazwa coś ci mówi, ale zapewniam, że prawda by cię zaskoczyła.
- Pewnie jest gorsza, niż słyszeliśmy - mruknął Kit. - Spisujesz tam wspomnienia, czy masz listę sprowadzonych na manowce?
- To jest sekret, który zachowuję dla wybranych.- odparła figlarnie diabliczka i dodała.- Gorsza, lepsza, piękniejsza, brzydsza… Otchłań jest tym wszystkim i ma w sobie jeszcze więcej.
- Do nich jakoś nie należę - odparł Kit z uśmiechem. - A skoro tam jest tak ciekawie, to co robicie tutaj, gdzie jest wszystkiego duuużo mniej?
- A na co to wygląda? Robimy podbój.- stwierdziła blondynka ironicznie.
- Podbój serc - z ironią powiedział Kit. - Fajne zajęcie, nie da się ukryć.
 
Kerm jest offline