Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2019, 21:47   #3
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
W sieci informacji o nomadach było mnóstwo. Jak o prawie każdym temacie, łatwo wygrzebywało się długie artykuły i krótsze wstawki. Tak jak podejrzewali, nomada nomadzie był nierówny. Ten, od którego wywodziła się nazwa, był człowiekiem zrzeszonym w luźne, ciągle zmieniające się grupy. Ciągle w drodze, na swoim jeżdżącym domu. Nie wchodziły w grę żadne większe pojazdy, ani kampery ani vany, tyle tylko, co wiozło się na maszynie. Dopuszczalne były co najwyżej trójkołówki. Kobiety w takich grupach występowały rzadziej, ale częściej miały więcej do powiedzenia niż te w drugim odłamie nomadów: osiedleńców. Zwykle były to duże grupy, które poczuły się na tyle silne, aby zająć dla siebie przestrzeń. Technicznie rzecz biorąc przypominali po tym bardziej motocyklowe gangi niż dawnych wędrowców - choć często wracali do swojego wcześniejszego zajęcia, gdy ogołocili okolicę lub zadarli z kimś zbyt silnym.
Krótkie podsumowanie aktywności w stanie Waszyngton, które zdobył skądeś Fox, wykazywało istnienie tu trzech bardzo dużych grup. Patrząc od północy:
- Jeźdźcy Apokalipsy - z wyświechtaną nazwą, ale paradoksalnie pasującą, zajmowali Everett i okolice, na południe aż do Lynnwood, gdzie kończyła się kontrola rządowych jednostek.
- Czerwone Twarze - na wschód od Seattle, bardzo wielu kolorowych, w tym Indian z resztek rezerwatów
- Samotnicy - na wschód od Kent, najbardziej luźna i pokojowa z tych dużych grup.
Poza nimi jednak istniało mnóstwo innych, mniejszych, często nawet nienazwanych. Największa rotacja panowała na północ od Everett, gdzie można było spotkać największą ilość tych nie osiadłych.

W czasie, kiedy szukali tych informacji, Scrap przejrzała oferty sprzedaży i znalazła dosłownie kilka sztuk w okolicznych miastach. Dwie oferty z Seattle wisiały już bardzo długo i ich cena nie była adekwatna do produktu. Dwa motory wystawiono w Redmont, w atrakcyjnych cenach, więc mogły wymagać przynajmniej drobnych prac remontowych. Gdyby się wrócić do Tacoma, to tam jedna firma wystawiała od razu trzy maszyny, w cenach oscylujących w zakresie 15-20 tysięcy za sztukę. Dawn widziała już nie raz te sztuczki, kupili to kilka razy taniej, coś przerobili i teraz sprzedawali znacznie drożej. Wiele ofert pochodziło nawet z Everett, choć tam sami musieli już zagwarantować sobie sami bezpieczeństwo transakcji. To jednak było zagłębie, więc szukała głębiej, aż dotarła do Jet City, centrum motorów w Kent. Na granicy kontrolowanej przez rząd strefy, ogromny warsztat i jednocześnie sklep, skoncentrowany na tym, czym najbardziej lubiano tu jeździć. Wydawał się dobrym miejscem do pierwszej próby, o ile nie chcieli od razu próbować w Everett, gdzie ten handel rozwinął się bez kontroli i podatków. A przynajmniej nie w tej oficjalnej formie.

Alker wrócił bez uśmiechu na twarzy.
- Potwierdziłem umowę, dostaliście na holo do zatwierdzenia. Gdyby się okazało, że wiedza porwanych się rozprzestrzeniła, będzie premia za wyczyszczenie. Nie udało mi się wynegocjować zapłaty za informacje, niestety klient twierdzi, że właśnie my jesteśmy od zdobycia ich i za to nam płaci. Resztą musimy się martwić sami. Mam jeszcze pewien budżet z tego śledztwa, które prowadzę, ale kokosy to nie są. Od czego zaczynamy?
- Od lunchu? Nie miałam ochoty na posiłek w samolocie - rzuciła propozycję Valerie, czytając jednocześnie umowę na holofonie.
Felix zdążył już przekazać innym ustalenia co do aktywności nomadów przed powrotem Alkera. Miał pewne pomysły co do dalszych działań, ale za sprawą marudzenia Shade zdał sobie sprawę z tego, że sam w sumie też chętnie by coś zjadł.
- W zasadzie nienajgorszy pomysł. Jemy w hotelu czy są tu lepsze miejsca? - pytanie w teorii było skierowane w eter, ale następnie Fox spojrzał pytającym wzrokiem na Timothego, jako pewnie obecnie najlepiej zorientowanego w temacie.
- Na pewno są lepsze miejsca, gdzie nie patrzą czy im białego obrusu nie brudzisz i serwują niezdrowe pyszności. A później do Jet City! - z entuzjazmem zadeklarowała Scrap.
- Nie przejmujcie się, tak samo entuzjastycznie odnosiła się do przedzierania się przez pieprzoną dżunglę - wyszczerzył się Kane i wstał. - W takim razie przejdźmy się, przydałoby się wynająć furę do jeżdżenia po okolicy.
- O tymczasowy transport pozwoliłem sobie zadbać - powiedział Alker, zabierając część swoich rzeczy i czekając aż pozostali się zbiorą, przy okazji dość ciekawie przyglądając się najemnikom, głównie Dawn i Valerie.
Jak się okazało, rzeczywiście zadbał, otwierając mini-vana stojącego na parkingu przed hotelem. Pojazd mógł spokojnie zmieścić ich wszystkich, nawet z częścią ekwipunku. Z samego względu Scrap - nie całego. Znajdowali się ciągle w bezpiecznej, chronionej strefie i jedyną oznaką tego jaka jest okolica, stanowili widoczni tu i ówdzie żołnierze oraz częstsze niż w normalnych miastach patrole policji. Zjedli śniadanie, albo wczesny lunch jak kto woli i zgodnie z sugestią maniaczki sprzętów wszelakich, udali się na krótką wycieczkę, aż za Kent, do Rentown.



Jet City było wielką halą, pamiętającą jeszcze przełom wieków. Zarówno przed nią, jak i w środku, na dwóch poziomach, stały dziesiątki motocykli. Lepsze i gorsze, nowe i używane. Jedno rzucało się w oczy od razu: każdy wydawał się inny. Różne konstrukcje, kolory, typy, modele, wielkości. Co kto chciał. Kręciło się przy nich nieco oglądających i jakby odrobinę więcej pracowników. Łatwo ich było poznać, bowiem wszyscy nosili charakterystyczne koszulki Harley-Davidsona. Część także ubiór ochronny i broń, i to oni jako pierwsi skupili spojrzenie na pojawiających się w zasięgu wzroku najemnikach. Następni byli sprzedawcy i jeden z nich - niemłody i wcale nie szczupły, szpakowaty mężczyzna ruszył w ich stronę jak tylko wykazali się jakimkolwiek zainteresowaniem względem stojących na wystawie maszyn. Ominęli od razu nowe, skupiając się na używanych. Nad częścią unosiły się ceny na holo-wyświetlaczach. Większość zamykała się w przedziale od ośmiu do dwudziestu tysięcy.
- Liczymy na ciebie - Kane szturchnął Scrap. - Tylko sprawnie, mała. Celowałbym w sprzęt ze średniej półki, przydałaby się też jakaś trzykółka do wożenia ekwipunku.
Shade z ciekawością rozglądała się po przestronnym pomieszczeniu. Nie była szczególna entuzjastką wszelkiego rodzaju pojazdów. Dla niej miały znaczenie jedynie jako środki niezbędne dla dotarcia do kolejnego celu. Jednak taka ilość motorów w jednym miejscu zdecydowanie robiła wrażenie.
- Oby klient nie liczył! - roześmiała się Dawn i niemalże w podskokach ruszyła w stronę sprzedawcy. Absolutnie nie wyglądała przy tym na osobę tej samej branży co pozostała czwórka.
- Dzień dobry, piękne miejsce. Od razu się zakochałam. Widzi pan, skradziono nam nasze życie i baaardzo potrzebujemy nowego. Coś pod każdego, z kopnięciem i prezencją. Cztery sztuki, wyjątkowo solidne i przystępne.
To rzeczywiście trwało długo. Scrap negocjowała ostro, co w jej przypadku oznaczało wypytywanie o wszystko i zadręczanie biednego mężczyzny milionem słów. Nawet zszedł nieco z ceny, aby tylko mieć już to za sobą, choć z drugiej strony kobieta wyraźnie go ciekawiła. Wreszcie każdy z najemników wybrał sobie motor.
Valerie zdecydowała się w wyborze kierować wygodą. Usiadła więc na kilku proponowanych modelach stawiając nogi na podnóżkach, a ręce na kierownicy i w końcu zdecydowała się na model z wygodnym, skórzanym siodłem i wysokim oparciem z tyłu. Na czymś takim może była w stanie wytrwać kilka godzin dziennie i nie nabawić się chronicznego bólu kręgosłupa.
Bailey zastanawiała się długo. Nie dlatego, że nie mogła się zdecydować na jeden model, ona najzwyczajniej w świecie walczyła sama ze sobą. Misja kontra przyjemność i wygrało wreszcie doświadczenie, dzięki czemu wybrała bramkę numer jeden. I trzykółkę. Nie był to idealny motor, wymarzone oczko w głowie, ale i tak był niezły. I przede wszystkim miał najwięcej miejsca na bagaż - a Scrap zamówiła jeszcze dodatkowe kufry na nadkola. To wszystko powinno pozwolić zmieścić zawartość jednej z czterech walizek.
Fox, myśląc typowo po angielsku, upewnił się przede wszystkim, że wybrany przez niego model ma taką przednią szybę, która będzie zapewniała wystarczającą przy wzroście najemnika osłonę przed wiatrem i deszczem podczas jazdy. Sprawdził też pojemność kufrów i jakość siedziska, parę razy stuknął w osłony na nogi, po czym uznał, że mogło być znacznie gorzej, bo wybór tutaj mieli naprawdę niezły. Wykorzystując jednak okazję, zasięgnął porady eksperta.
- Hej, spójrz na tę maszynę - zwrócił się do Scrap, dając jej czas na dokładne obejrzenie motoru. - Co sądzisz? Mam się gotować na spektakularny wybuch czy tylko przyzwoitą kraksę? - powiedział pół-żartem, pół-serio. Następnie przyjrzał się temu, co wybrała sama Dawn, zauważając wyjątkowo dużo miejsca na bagaż wszelaki. - Swoją drogą, jesteś pewna, że nie chcesz robić za obwoźnego handlarza? Byłabyś bardzo wiarygodna - Raver uśmiechnął się pod nosem.
- Przecież mówiłam, że jak nie wyjdzie misja to zakładamy kramik - mrugnęła do Foxa wesoło i krytycznie przyjrzała się jego wyborowi. - Błyszczy i ma miękko pod pupką. Takie masz miękkie pośladki? - zapytała i jak gdyby nigdy nic klepnęła go w tyłek. - Nie jest tak źle. Irlandczyku, może chociaż ty weźmiesz męską maszynę? - krzyknęła do O’Hary, śmiejąc się.
- My, Angole, jesteśmy wygodni i lubimy mieć miękko pod tyłkiem - rzucił Felix z wyszczerzem na gębie. - Ale sam chętnie zobaczę, co też Kane wybrał i czy będzie mu dupę obijało na wybojach. W końcu w co drugim angielskim dowcipie o Angliku, Irlandczyku i Szkocie, Irlandczyk jest tym dziwnym.
- Dla was dziwny, a sami z potęgi kolonialnej staliście się samotną kolorową popierdółką na wyspie. Nawet ptaki przestały was odwiedzać - parsknął Kane słysząc to. On też wybrał już swój sprzęt, nie pogardził szybą jak inni, ani tylnym błotnikiem do którego dało się zamontować skórzane sakwy. Poza tym poszedł jednak w szybkość i większą manewrowość. - Lata mijają, a ty Fox ciągle się musisz tyle o życiu nauczyć!

Maszyny dobrali według gustu, a Alker ustalił z klientem szczegóły dotyczące płatności. Dobrze dla nich, że Scrap udało się wynegocjować niższe ceny używanych, nie najlepszych na rynku maszyn. Wymyte i przygotowane wyraźnie pod sprzedaż nie wyglądały jednak na takie należące do starych wyjadaczy szos. Z drugiej strony, mżący deszcz i wszechobecne kałuże miały bardzo szybko uporać się przynajmniej z kwestią zbytniej czystości. Była jeszcze jedna zaleta kupowania tego w takim miejscu. Po przekazie pieniężnym formalnością było przekazanie kluczyków i wskazanie, że powinni zarejestować maszyny. Sprzedawca mówił to takim tonem, jakby doskonale zdawał sobie sprawę jak mała jest na to szansa.
- Każdy umie na tym jeździć? - Timothy zapytał, patrząc z lekkim powątpiewaniem na motory, kiedy już oddalili się na parking przy Jet City i upewnił się, że nikt obcy nie stoi blisko. - Drogi są śliskie. Co teraz? Szukamy warsztatu, żeby coś przerobić, czy nie przejmujecie się tym i zmierzamy na północ? Będziemy musieli obmyślić plan i trasę, jak tylko przekroczymy granice Seattle, możemy się władować na któryś z gangów. Mogę zabrać do vana cały wasz ekwipunek, ale nie wiem czy mnie nie zatrzymają po drodze.
- Zdecydowanie przerabiamy - Stwierdziła Shade. - W takim stanie są bardzo mało wiarygodne. Trzeba przynajmniej przemalować i dodać jakieś osobiste akcenty typu pająki czy trupie czaszki. Chyba powinniśmy też wymyślić sobie jakąś nazwę grupy i symbol i przynajmniej znak umieścić na wszystkich motorach. Co do ekwipunku, to co mam zmieści się bez problemu na motorze. Podejrzewam, że problemem będą jedynie pakunki Scrap. Swoją drogą trzeba było poza umiejętnością jeżdżenia wyposażyć je w zdolności latające, wtedy nie byłoby problemu z przemieszczaniem - Zwróciła się bezpośrednio do drugiej kobiety z uśmiechem.
- Dawn wspominałaś, że nie potrzebujesz wszystkiego na misję, aye? - W głosie Kane'a pobrzmiewała nadzieja. - Jak mamy wymyślać symbolikę, to proponuję opcję z oderwaniem się od jakiejś w miarę sporej, ale działającej w cholerę daleko grupy, która to przestała spełniać nasze oczekiwania. Tym zagraniem dajemy sobie możliwość podróżowania pod wybranym przez nas znakiem, nie robiąc z nas jednocześnie żółtodziobów. No i odległość ma sprawić, żeby nie zaczęli wypytywać o jakieś znane sobie twarze. Alker, pewnie nie znasz żadnego warsztatu w okolicy, który zrobi malowanie od ręki i nie będzie zadawał pytań, a po naszym odjeździe o nas zapomni? Bo bez tego to lepiej kupić farby w sprayu i samemu malować. Tyle, że ja się na tym nie znam.
- Wszystko co mi trzeba będzie latało albo zmieszczę w kufrach - zapewniła Scrap, uśmiechając się do Shade. - Nie mam talentu malarskiego, ale umiem prysnąć farbą tu i tam. Tak będzie bezpieczniej, co? I tak musimy mieć miejsce do zrobienia tego.
- Walnijmy sobie jakiegoś feniksa jako nasz znak - zasugerował Fox. - Lokalsi mają tu różne głupie nazwy i symbole, feniks nie powinien się jakoś szczególnie wyróżniać. Pierwotnie mogliśmy wyjechać z Arizony, to chyba wystarczająco daleko. Tułamy się, zmierzając na północ w poszukiwaniu lepszych miejsc do życia, tak jak uzgodniliśmy wcześniej. Ach, i od teraz jesteśmy… - Raver zawahał się, myśląc nad nazwą grupy - “Phoenix Bikers”.
- Feniksy z Phoenix? - Rusht pokręciła głową. - Strasznie to banalne.
- Tutejsi nazywają się “Jeźdźcami Apokalipsy”, “Czerwonymi Twarzami” i innymi takimi, więc banalność to najwyraźniej lokalny standard - Felix wzruszył ramionami.
- Historycznie wszystkie te nazwy też były badziewne - Kane uniósł głowę znad holo, gdzie czytał o gangach. - Większość była pomocnikami diabłów, najeźdźcami, tego typu syf. Feniksy nie wpasowują się w ten schemat. Możemy dodać do nazwy “Upadłe Feniksy” to już bardziej. Nie aspirujemy we czwórkę do bycia gangiem, taka nazwa może to potwierdzać. Banalne, ale tam właśnie banał nie będzie się wyróżniał.
- Coś jest w tym rozumowaniu, większość z nich nie jest zbyt skomplikowana. Tak sądzę - wtrąciła Scrap. - Próbujemy wstać z popiołów po upadku naszej poprzedniej grupy. Proponuję dobrze się uchlać zanim będziemy im tłumaczyć, bez tego parsknę śmiechem.
- Jak od tego czy będziesz dostatecznie przekonująca będzie zależało twoje życie, nie sądzę byś czuła się rozbawienie odpowiadając na dociekliwe pytania. - Stwierdziła Valerie. - Ok niech będą upadłe Feniksy, choć trudniej to namalować niż czaszki. Możemy sami wykonać rysunki, do tego nie trzeba wielkich umiejętności rysunkowych, jedynie trochę wiedzy technicznej. Potrzebujemy farb w sprayu w kolorze brązowym, czerwonym i żółtym, graficznego obrazu feniksa i miejsca gdzie możemy wykonać papierowe szablony do wykonania rysunków. - Zobaczmy jakie wzory można znaleźć na sieci.
Przez chwilę przeglądała strony i wreszcie usatysfakcjonowana pokazała innym rysunek.
- To nie powinno być trudne do zrobienia.
- Do nazw się mieszał nie będę, ale przemyślcie dobrze powód pojawienia się i to co stało się z resztą waszej wcześniejszej grupy. Nie wydaje mi się, że gangi chętne są do przyjmowania takich co już raz albo i więcej opuścili swoich. Lojalność w takich organizacjach jest bardzo istotna - powiedział Alker, słuchając ich wywodów. - Prędzej reszta została wyrżnięta lub rozgoniona przez inny gang, a wy szukacie lepszego miejsca daleko od tamtych, aby nie szukano niedobitków.
- Historia dobra jak każda inna. Ważne by była jak najbardziej wiarygodna i jak najmniej skomplikowana. - Shade zgodziła się z Timothym. - Trzeba jedynie wymyślić dlaczego nas też nie wyrżnięto. Może byliśmy wtedy na jakieś akcji? Albo zapiliśmy w odległym barze? To w sumie dobry motyw na drugie dno naszej opowieści.
- Nie musimy się ze wszystkiego spowiadać co do szczegółu - Kane potarł policzek. - Byliśmy w innym miejscu, a dlaczego to na razie tajemnica. Zabraliśmy się jak tylko usłyszeliśmy o masakrze. Najlepiej i tak będzie mówić jak najmniej o tym, nikt o takich sprawach nie chce gadać. Dobra, najpierw musimy znaleźć miejsce, kupić farby i resztę ekwipunku harleyowców. Robimy kwaterę przy Everett? To będzie wymagało przemknięcia przez teren jednego z gangów jak pojedziemy przez Seattle. Dobrze mówię, Alker?
- Nie znam tych okolic na tyle, aby cię w tym upewnić - pokręcił głową zapytany. - To już Fox dowiedział się więcej. Jestem pewien, że jeden gang to minimum, baza poza bezpiecznym rejonem to ryzyko. Z drugiej strony nie trzeba pokonywać kordonu wojska i policji za każdym razem, a z tym też mogą być drobne trudności.
- Nie chciałabym stracić swoich rzeczy, w dodatku trudno je wytłumaczyć - wtrąciła Scrap. - Nie będę musiała wracać więcej niż raz po to co zostawię, więc lepiej zrobić to w bezpieczniejszym miejscu. Bez tego łatwiej się będzie przemknąć i założyć bazę bliżej celu.
- Tak jak wspominałem, okolice Everett to teren Jeźdźców Apokalipsy - wtrącił się Raver. - Dane podane przez moje źródło były ogólnikowe i nie wszystkie mogą być aktualne, ale akurat tych nieszczęsnych Jeźdźców konkretnie wskazali jako grupę dominującą, zakreślając mniej więcej teren ich wpływów. - Tak czy siak, skoro Shade zna potencjalnie dobre miejsce na bazę na obrzeżach Everett, to możemy chociaż zrobić tam rekonesans. Natomiast jeżeli o samo Seattle, sprawdziłbym lokalne oferty najmu powierzchni pod magazyny, warsztaty i garaże. Nie jesteśmy na totalnym zadupiu, a nuż się zatem okaże, że przyzwoitą opcję mamy pod ręką.
Snajper zrobił krótką pauzę, po czym spojrzał na swój holofon.
- Jest jeszcze coś - podjął po chwili. - Pewna propozycja na działania dalsze, gdy uporamy się już z zakupami i kryjówką. Za 5000 eurodolców mogę zyskać dane kontaktu, który od niedawna siedzi w środku tej całej Republiki, o której Pan wspominał - Fox skierował przy tych słowach spojrzenie na Alkera. - Zgodnie z umową, to będzie nasz koszt i nie ma gwarancji co do tego, że kontakt w ogóle zechce się z nami spotkać. W razie odmowy kasa zostaje jednak zwrócona. Decyzja musi zapaść wspólnie, ale według mnie to może być jakiś start. Póki co jesteśmy tu przecież praktycznie całkowicie ślepi - zakończył, patrząc po kolei po swoich towarzyszach.
- Dobra opcja, ale zostawiłbym ją na później - przyznał Kane po wysłuchaniu Ravera. - Zobaczymy jak trudno dostać się tam samemu. Wystarczy na razie tego gadania, czas na zakupy i malowanie. Jak nam zostanie czasu to wynajmiemy coś do schowania reszty sprzętu. Przekimamy się do nocy i próbujemy do kryjówki Shade przejechać po ciemku, czy wszędzie robimy za dnia jak faktyczni naiwniacy? Te motory robią dużo hałasu, o ile Scrap nie umiałaby ich tymczasowo wyciszyć.
- Spróbować z jakąś nakładką na rury wydechowe mogę, cudów nie obiecam - odparła wspomniana kobieta. - Ciszej i po nocy zawsze jest lepiej, gangi na razie nie wyglądają na jednostki organizacyjne, które mogłoby stać się pomocne w poszukiwaniu naszych… porwanych - zaakcentowała ostatnie słowo. - Jedźmy do Seattle, w dużym mieście najłatwiej się zgubić.
 
Lady jest offline