Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2019, 16:09   #78
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Day 3
Blood

Chodząc po mieście, Eidith została zaczepiona przez mężczyznę o fioletowo zabarwionej skórze, włosach do barków i przystojnej twarzy: - Przepraszam najmocniej. Czy jest pani zajęta? - spytał, delikatnym, choć pewnym siebie i zdecydowanym głosem. - Przyszedłem tu w pewnych sprawach biznesowych, ale moje spotkanie zostało przesunięte. Szukam kogoś, kto pomógłby mi zabić trochę czasu. Co państwo powiedzą na wizytę w restauracji? - zapytał.
- Państwo? Tylko ja tu jestem. - Wskazała na siebie palcem. Po chwili jednak dodała.
- Jedzeniu nie odmówię, panie…? - Pozwoliła, by osobnik się przedstawił.
- Maximilian - uśmiechnął się szeroko mężczyzna, po czym otwartą dłonią wskazał na drugą stronę ulicy. Znajdowała się tam droga restauracja dla zamożnych VIP, którzy z okna oglądali burdy w tanim barze zaraz obok. - W takim razie zapraszam.
Jej choroba zawodowa dzwoniła do niej z każdej strony z jedna wiadomością. "Pułapka". Z drugiej strony pewnie się martwiła na zapas.
"Whats your take on this? He's cute, but totally not my type. Also i think he knows about you, Horny."
- Wow… no dobra, zajmijmy taki stolik bym całą restauracje widziała. - postanowiła kierując się do wnętrza.
Maximilian zaprowadził Eidith do restauracji. Na ich widok, recepcjonista stanął na baczność, nieśmiało zerkając na wilczycę. Max poprosił o miejsce z widokiem na restaurację, więc dwójka dostała miejsce w rogu restauracji, w rogu drugiego piętra, daleko od okien i na widoku wszystkich zgromadzonych.
Gdy Max się rozsiadał, kelner, który zaprowadził ich na miejsce, zaczepił Eidith. - Przepraszam, to pani jest dowódcą tej grupy inkwizytorskiej? - spytał. - Chcielibyśmy wiedzieć, ile państwo tu zostaną...zwłaszcza pani z ambasady Danpii pięć... o ile można.
Wilczyca spojrzałą na kelnera zdumiona takim pytaniem. Jednak zaintrygowała go wspomniana przez niego “Pani z ambasady”.
- Jak tylko skończymy skarbie. I kim jest ta pani z ambasady o której mówisz? -
- Mówię o panience Alice - imię wyszeptał, wyraźnie zaniepokojony tym, że podjął się tematu. - Oczywiście nie skarżę się. Panienka reguluje wszystkie należności na bieżąco. Zwyczajnie wielu naszych gości chce wiedzieć, jak długo będą w... stanie... delektować się jej regularną obecnością.
- Jak tylko skończymy… teraz poproszę o menu.[\i] - Powiedziała nawet na niego już nie patrząc. Jej wzrok spoczywał teraz na Maxie. - Jakimi biznesami się zajmujesz Max? - zapytała opierając łokcie na stole.
- Transport, uzbrojenie, kolonizacja, eksterminacja, polityka... Cokolwiek steruje światem. - uśmiechnął się, odbierając menu od kelnera. - Jeżeli latałaś typowym statkiem lub okrętem, jeżeli nie był robiony przez jedną z moich firm, to przynajmniej miał komponenty z moich produkcji. - obiecał. - Chyba że nigdy nie zeszłaś z okrętów magica icaria... słyszałem, że wszystkie części robicie własnoręcznie. Choć wiem, że sporo komponentów było mocno wzorowane na moich własnych. - przynajmniej na temat samoróbstwa, Maximilian się nie mylił. Zautomatyzowana technologia stanowiła taboo dla magica icaria, więc wszystko było robione samodzielnie, w sposób jak najmniej zelektryzowany. Jednakże jako inkwizytor, Eidith nie miała styczności z kastą robotniczą. - Polecam rybę z dusicielem, jeżeli nigdy jej nie miałaś. - zaproponował, przeglądając menu.
“Uwaaa, we dealing with a collar here.” Jęczała w myślach.
- Co ja tam wiem. Mi tylko pokazują palcem co mam robić. - Wzruszyła ramionami, po czym zerkając na menu rzuciła.
- Hmm brzmi ciekawie… spróbujmy tą rybkę. - Odłożyła menu, po czym zaczęła się w ciszy przyglądać Maximilianowi.
- Jak lecą testy? - spytał. - Jeden mężczyzna ostatnio włamał się do waszej małej bazy. Nie wyszedł z niej, ale biorąc pod uwagę iskrę, jestem pewien, że zdał. - Max oddał menu, zamawiając rybę i drogie wino. - Wasze testy to zawsze interesujące show. Jakich mocy się spodziewasz albo szukasz? Masz w ogóle preferencje? - zastanawiał się.
Sporo wiedział na ten temat i był bardzo spokojny w obecności Eidith. Musiał mieć duże plecy.
-Po prostu interesujących zdolności. To moje pierwsze rodeo z egzaminami, więc sama do końca nie wiem co robie. - Przyznała z delikatnym uśmiechem. - Rozumiem, że od dawna śledzisz testy? - Zadała pytanie.
Niespecjalnie. Znam wszystkich kandydatów, więc nie ma już czego oglądać. Wyniki będą raczej oczywiste. - wyznał. - No ale o czymś trzeba rozmawiać, nie będziemy tu przecież siedzieć w ciszy.
Na moment po tym komentarzu zjawił się kelner z winem i potrawami. Przed Eidith i Maximilianem pojawiły się talerze z rybą, w której ustach siedział pokaźny, skorupiasty robak o kolczastym uzębieniu.
- Dusiciel to pasożyt. Wgryza się w język i wyjada składniki odżywcze z krwi ryby. O dziwo pomimo jego kilkucentymetrowych rozmiarów nie utrudnia rybie spożywania jedzenia. Przeszkadza za to w oddychaniu, dlatego ryby są mniejsze.
- Huuuh… wiesz, że przeciętna dziewczyna na widok takiego dania by raczej uciekła? - Zapytała wilczyca widocznie rozbawiona. - W sumie nawet nie wiem jak, sie za to zabrać… - Rzuciła, nabijając pasożyta na widelec. - Rozumiem że to miejscowy przysmak. - Dodała oglądając kreaturę z każdej strony. Czekała aż Maximilian się weźmie za jedzenie.
- Powiedzmy. Hodują te pasożyty, ale nie sprzedają się za dobrze. Właśnie przez wygląd. - przyznał. Pasożyta zjadł zwyczajnie, bez namysłu, po czym zaczął filetować rybę, usuwając z niej ości.
Wilczyca także uraczyła się paskudnie wyglądającym robalem. Jedno było pewne, że smakowało lepiej niż wyglądało.
- Specyficzne, ale nie najgorsze. - Oceniła, po czym wzięła się za swoją rybę, rozdzierając ją sztućcami i zgarniając na widelec poszarpane kawałki powoli je jadła.
- Wspominałeś że znasz kandydatów, mógłbyś się tym ze mną podzielić? - Zapytała.
- Być może. Coś konkretnego cię interesuje?
- Młoda dziewucha, muszkiet samoróbka, zielona kurtka i śmierdzi prochem strzelniczym - Opisała jej wygląd.
- Oh, ona nie ma mocy. Jakiś adept terroryzował jej planetę, więc zorganizowała ruch powstańczy z miejscowymi, stworzyła samodzielnie bronie, po czym stawiła opór. Raczej by przegrała, ale wasze siły stawiły się tam na czas i oswobodziły planetę. - Maximilian wyglądał na rozbawionego, opisując tę sytuację. - Chyba wpadłaś na nią ostatnio?
- Oh… to ją kompletnie wyklucza… biedne dziecko. A nie wydaje mi się by miałą większe zdolności rusznikarskie niż mistrzowie dziedziny w inkwizycji. - Wzruszyła ramionami delektując się rybą. - Gdy się spotkaliśmy chciała mnie rekrutować do ekipy szturmującej. Przeurocze. - Pokręciła głową. - Posłuży za przykład, chyba że jakimś cudem wykona zadanie. - Postanowiła wilczyca.
- Ooh, patrzcie na tego biednego robaka. Jest taki słabszy i gorszy, co za szkoda, będziemy go zabijać, będzie przykładem! Muahahaha. - parodiował Maximilian, dłubiąc widelcem w oku ryby. - Myślisz, że to cool wygląda? - spytał.
- Nie przyleciałam tu wyglądać cool. - Spojrzała ostro na Maxa. - Nie wykaże się to zginie. Tyczy to każdego kandydata. - Poprawiła swoje poprzednie słowa.
Mężczyzna zaśmiał się. - Tylko cię prowokuję. Zastanawia mnie czy cokolwiek cię prowadzi, bo w tym momencie mam wątpliwości. Spotykanie młodych adeptów jest zawsze intrygujące, choć nie zawsze emocjonujące. - w tym wypadku jego twarz nie wyrażała zbyt dużo ekscytacji.
Maximilian oparł się o fotel i założył nogę na nogę. - Nie uczą was za dużo o magii w icarii, co? Prawda jest taka, że magia uwielbia ludzi bez celu. To jak podpałka, suchy papier. Nie ma w nich niczego, co mogłoby odwrócić ich uwagę od czarodziejstwa. Iskra dławi się sama z siebie, płomień pali, a ogień pochłania. Innymi słowy, im większą ma się magię, tym większą ma się obsesję i szybciej się ona rozrasta. - wyjawił, bawiąc się widelcem. - Każdy ogień chce jakiegoś paliwa, a czarodziej ostatecznie nie może powstrzymać się przed jego dodawaniem. Aż nic nie zostanie z jego samoświadomości.
"He's right, you know."
- O tyle mnie zaciekawiłaś, że nie wiem jaki płomień jest w tobie. Czy to tylko iskra, czy może ktoś więcej.
-”He doesn’t even know the half of it, acting all knowing. If he’s right, then what your fuel? ” - Rząchnęła się w myślach wilczyca.
- We mnie nie ma żadnych płomieni… - Powiedziała po czym dodała. - To brzmiało lepiej w moich myślach. - Przyznała biorąc kolejny kęs potrawy. Przeżuła powoli zanim znów się odezwała.
- Cały czas słysze o iskrach, płomieniach, ogniu. Kiedy ja swojej… powiedzmy “zdolności” nie przypisałabym pod żadne z tych zagadnień. Każdego adepta którego musiałam odstrzelić mógł panować nad swoją iskrą. Ja nie mogę. - Przerwała na moment by napić się wina. Rzadkością było by sięgała po alkohol, ale powiadają że lampka wina jest bardzo zdrowa do obiadu.
- Nawet teraz, tutaj. Cały czas słucha o czym rozmawiamy. - Skończyła mówić, po czym odłożyła sztućce.
"You can try to guess while we break his skull, how about that? You know, the usual."
- Oooh? - zdumiał się Maksimilian. - W takim razie może masz rację. Może nie masz iskry. - przyznał mężczyzna. - Powiedz, wierzysz w przeznaczenie? Mam nadzieję, że nie, bo nie istnieje. - otarł podbródek. - Jednak przy tym, jak funkcjonuje magia, są momenty, którepo prostu będą miały miejsce. Niezależnie od tego, jak i kiedy. Nie da się ich powstrzymać. Jestem pewien, że w końcu wyjdzie na jaw, jaka jest natura twojego płomienia. A przynajmniej tego, który jest w tobie. - stwierdził. - Jeżeli nie masz żadnego celu w życiu, żądania, czy pasji, to bardzo prawdopodobne, że magia będzie do ciebie lgnąć, aby przypisać ci swoją własną. Chyba że się mylę? - spytał. - Może pani, która siedzi na teście, czekają na byle co i robiąc to, co jej ktoś każe ma jakieś osobiste powołanie?
- “Really tempting” - Odpowiedziała zmorze, po czym przemówiła do Maxa.
- Skąd u ciebie taka ekspertyza w dziedzinie magii? I jakim cudem tak spokojnie opowiadasz o niej komuś o mojej profesji? - Skrzyżowała palce, po czym oparła na nich podródek. Przyglądała się Maximilianowi z ciekawością, a także delikatnym uśmiechem. - Moja praca ma jedno powołanie i staram się je wykonywać. -
- Miałem dzisiaj w planach spotkanie z kimś dużo gorszym, słabszym i mniej znaczącym ode mnie. - oparł ręce za głową. - Skoro ta osoba nie przyszła, musiałem znaleźć inną, która spełnia te kryteria. Rozumiesz, nikt nie psuje mi planów. Nie byłoby w tym jednak sensu, gdybyś nie miała pojęcia o różnicy między nami.
Eidith słysząc te słowa, zaczęła przeszywać Maxa wzrokiem. Pełnym furii i nienawiści, nawet naczynka krwionośne w jej oczach się znacznie uwydatniły. Zaczęła też ciężko oddychać przez nos. Jednak dało się dojrzeć że skutecznie tłumi w sobie te emocje, ale jakby zbliżała się limitu.
Nagle ni stąd ni zowąd… wybuchła serdecznym śmiechem, porzucając wcześniejszą fasadę. Nie mogła jednak zapanować nad śmiechem i przykryła usta dłonią. Machając ręką jakby chciała odgonić muchę w końcu przemówiła.
- Ałuuu~ Przepraszam najmocniej ale na mnie już czas. Z pewnością jeszcze się spotkamy. - Z tymi słowami odeszła od stołu i minęła Maximiliana kierując się w stronę wyjścia. Gdy tylko się odrobinę oddaliła zatrzymała się w pół kroku i przemówiła patrząc mu prosto w oczy z serdecznym uśmiechem. - We hate you with every fiber of our bodies - W połowie tego zdania jej oczy mignęły białym światłem, po czym opuściła restaurację. Kierowała się prosto do Klausa opowiedzieć mu o tym spotkaniu.
- Myślisz, że to cool wygląda?

Bone

Eidith skierowała się prosto do placówki Magica Icaria, wydłużając swój patrol. Przebijając się przez serię schodów i dziesiątki zapracowanych agentów, udało jej się przecisnąć do biura Klasua. Mężczyzna przyglądał się różnym, przeważnie młodym ludziom przez system kamer. Jednak gdy wilczyca weszła do jego pokoju, natychmiast je wyłączył, nie chcąc pozbawiać młodych inkwizytorów wszelkich szans.
- Jak wrażenia? Mamy podgląd też w restauracjach. - wyjaśnił.
- Ja właśnie w sprawie restauracji. - Zaczęła wilczyca drapiąc się po głowie.- Spotkałam tam najpewniej adepta magii. Maximilian biznesmen, posiada parę firm i załatwiał tu jakieś sprawy. Sposób w jaki nadawał do mnie do magii wydawał mi się... niecodzienny. Jakby był w pełni świadom, że jest tutaj inkwizycja i gówno mu możemy zrobić. Dwukrotnie odnosił się do różnicy w siłach. Nie wierze że jakiś mag dożył takiego wieku zwykłymi kłamstwami. Naturalnie chciałam go zabić, ale się powstrzymałam w ostatnim momencie. Dopóki nie będę miała o nim więcej informacji nie rzucę się w ciemno, zwłaszcza sama. Pomyślałam że powinieneś o tym wiedzieć mistrzu. - Skończyła mówić, po czym jej wzrok zawisł na monoklu mentora.
- Oglądałem, choć nie mam tu dźwięku. Gdybyś go zaatakowała, przyszedłbym cię powstrzymać. - wyjaśnił. - Herbaty? - spytał. - Maximilian to mag drugiej generacji. Wbrew pozorom jest raczej niegroźny, przynajmniej sam z siebie. Niestety ma takie znaczenie polityczne, że nie możemy go tknąć bez nieprzewidzianych konsekwencji. Jeżeli jakakolwiek korporacja ma wpływy porównywalne z naszymi, to właśnie jego. - westchnął. - Powiedzmy, że jest ostatnim na liście magów do eksterminacji.
- Wolałabym kawę jeśli to nie problem. - Uśmiechnęła się po czym dodała.
- Więc dlatego był taki pewny siebie. Fucking political filth. Chciałabym pokazać mu jego flaki i zapytać “Myślisz że to cool wygląda?” - Gestykulowała czynność wyobrażając sobie tą scenę.
- O jakich wpływach tu mówimy? Ciężko mi uwierzyć, że ten gość statusem dogania Papieża. -
Biorąc pod uwagę posiadane firmy i patenty, jest właściwie małżonkiem cesarstwa. Nie żyjemy w demokracji, ale gdyby Cesarzowa chciała ot, tak przejąć jego własności, miałaby miejsce wojna domowa, przynajmniej kilkuletnia. Tym samym, gdyby umarł bez zapowiedzi, górne warstwy jego korporacji zaczęłyby bić się o prawa własności. Ekspres do kawy jest tam pod ścianą.[/i] - wskazał. - W każdym razie jest faktycznym magiem, więc warto słuchać tego, co ma do powiedzenia, tak na wszelki wypadek.
Eidith od razu podeszła do ekspresu by przygotować sobie napitek.
- To może spróbować asasynacji? Co nam do tego, że jego psy się nawzajem pozagryzają?- wzruszyła ramionami i z przygotowanym kubkiem kawy usiadła naprzeciw biurka mentora.
- Faktycznie wydawał się mnie pouczać. Potem ze mnie drwił. Skurwiel jebany cały czas drwił ze mnie. - Zacisnęła palce na kubku.
- Eidith! Służymy ludziom, nie sobie. Nasza działalność ma osowobodzić ludzi z manipulacji magii. Ludzkie życie jest zawsze naszym priorytetem. Niech nikt inny ci nie wmówi inaczej. Tyle cię proszę jako twój nauczyciel. - domagał się Klaus
- Uhh… - Zacięła się na moment. - “Im confused now i literally killed a fuckton of people.” - Rzuciła w myślach do zmory. - Tak mistrzu. Przepraszam zapomniałam się. - Upiła łyka kawy. Nawet ją fascynowało podejście Klausa do organizacji, mimo tego że z pewnością wie jakie czystki potrafi przeprowadzać Magica Icaria.- Mistrzu… jak odróżnić iskrę od ognia? Płomień od iskry, i tak dalej? Co ja mam? - Zadała serię pytań
Klaus zastanawiał się nad swoją odpowiedzią przez dłuższą chwilę. - Grzech. Zostańmy na tym. - ostatecznie magia stanowiła taboo. - Jeżeli zaś chodzi o innych, iskra oznacza pojedynczą zdolność. Jej zastosowania mogą być różnorodne, ale podstawa mocy jest ta sama. Płomienie adeptów to rozbudowane serie zdolności, mniej lub bardziej konkretnych, wynikających jedna z drugiej. Ogień magów jest teoretycznie pozbawiony ograniczeń, choć z drugiej strony sam ogranicza możliwości maga.
- Grzech… - Powtórzyła, głęboko się zastanawiając nad czymś. Nie mogąc jednak wyciągnąć z tego sensownej konkluzji zmieniła temat.
- Mistrzu jesteś przy każdym jednym teście rekrutów? Czy mój test też oglądałeś? - Zapytała popijając kawę.
- Tak, oglądałem. Jednak to nie ja organizowałem ten test. Biskupi mają obowiązek oglądać rekrutacje, jeżeli nie posiadają wymaganej ilości studentów. - wyjaśnił. - Jeżeli masz jakieś pytania, postaram się odpowiedzieć.
- Yato działał z czyjegoś polecenia czy to była samowolka? - Wypaliła od razu. - Do samego końca byłam pewna że to mag… no i że zginę. - Dopiła kawę. Na samo wspomnienie tego potwora poczuła dreszcz na plecach, jeszcze ten “uroczy” liścik. Było to dawno temu ale nadal pamiętała każdy szczegół. Cóż, póki była przytomna przynajmniej.
- No i każdy z biskupów widział mój grzech… - Dodała
- Każdy, kto znaczy cokolwiek w Magica Icaria, wie wszystko o mocach czarnych owiec. - zaśmiał się Klaus. - Nie pamiętam, kto był organizatorem twojego testu, mogę to sprawdzić w wolnym czasie. Pamiętam za to formę: wypuściliśmy na wolność kilku adeptów i kazaliśmy rekrutom na nich polować. Pośród rekrutów było dwóch egzaminatorów. Niestety korupcja Yato wymknęła się spod kontroli i zaczął działać wbrew instrukcjom.
- I knew it! Ten potwór robił co chciał. Mam nadzieje że poniósł konsekwencje. - Nie pamiętała przebiegu walki, ale była pewna że obecność ją uratował. - Nie będę ci już zabierała czasu mistrzu. Dziękuje za kawę i wracam do pracy. - Powiedziała kłaniając się delikatnie, jednak gdy opuszczała pomieszczenie jeszcze pomachała do Klausa. Miała jeszcze trochę roboty, a przez tego zasranego maga ma potrzebę się wyżyć na kimś.
Gdy Eidith zbliżała się do swojego magazynu, musiała się zatrzymać i schować. Słyszała nieustanne strzały, a ściany magazynu wykruszały się od pocisków. Pod jej nieobecność, magazyn stanął pod ostrzałem snajperów. Nieustannym i nieprzerwanym, do stopnia, w którym nawet Alice nie mogła wychylić się z gniazda.
- Oh no. My puppies! - Wilczyca wpadła w małą panikę widząc ten zmasowany ostrzał. Przyłożyła palec do ucha w którym tkwił komunikator.
- Wataha raport z sytuacji! I nie ważcie się wychylać. Spróbuje ich zlokalizować.- Oznajmiła Eidith, po czym zwróciła się do zmory.
- Fiend, keep all eight of your eyes for reflecting sunlight from their scopes. They should be some if they using analog ones. - stwierdziła samemu pozostając w ukryciu.
Cienista twarz wynurzyła się na tyle głowy Eidith i zaczęła rozglądać po okolicy.
- Są w mieście, po prostu. - odpowiedziała Alice. - Napierdalają z bloków i nie mamy jak wyjść, nie licząc tyłów na las. Idę o zakład, że w lesie jest druga zasadzka.
- W takim razie obejdę szerszym łukiem tyły magazynu i sprawdzę czy coś tam jest. Jak będzie czysto to dam znać. - Zakomunikowała Eidith i zaczęła ostrożnie przekradać się w dane miejsce. Najgorszym było że wszystkie rzeczy zostawiła w magazynie. Żałowała że dawno oduczyła się nosić pistoletów, tak w razie czego.
Nie trwało to długo, nim biegnąc przez las Eidith zaczęła słyszeć kule świstające koło jej ucha. Szczęśliwie była zbyt szybka dla tych snajperów, którzy ją zauważyli. Będąc w lesie zdała sobie sprawę, że przeciwnicy są schowani również na drzewach, obserwując tyły budynku: lufy broni wystawały spomiędzy gałęzi wyższych gatunków drzew. Wskakując w gęste krzaki, Eidith zyskała chwilę spokoju. Biorąc pod uwagę grube betonowe ściany magazynu, to ona była teraz w największym niebezpieczeństwie.
- Ey Fiend… time to crack some skulls. Be a sweetie and grab a rock. Then throw it with all your might at one of them in the trees. - Poprosiła cicho Eidith, wzrokiem rozglądając się za najbliższym snajperem ukrytym w drzewach. Kamień nie ma dźwięku wystrzału, ale rzucony z siłą obecności, roztrzaska łeb na kawałki. Póki nie zdobędzie ich karabinu będzie musiała być ostrożna.
Kamień roztrzaskał całą gałąź, łamiąc część drzewa. Nie wywołało to większej reakcji. Kilkanaście sekund później, lufa znajdująca się na trafionym drzewie wystrzeliła ponownie.
- Sentry. - Wywnioskowała wilczyca, w takim razie trzeba ściąć całe drzewo. Postanowiła obiec strzelca od martwego punktu i wtedy siłą obecności uderzyć w pniak, by go roztrzaskać doszczętnie. Ryzykowała ostrzał, ale to nie był pierwszy jej taniec.
Eidith skutecznie obeszła pole ostrzału i zbiła drzewo, zrzucając na ziemię machinę strzelecką. Broń wyglądała na samoróbkę, była to bardzo przedawniona strzebla, której jedynym atutem było przyjmowanie naboi, a nie prochu. Przymocowana była łańcuchem do pudełka, które naciągało łańcuch, a po wystrzale luzowało. Nie było tu żadnej sztucznej inteligencji, która mogłaby zmienić kierunek strzału.
Wilczyca podniosła karabin przeładowała go i oparła na ramieniu.
- Wataha, zasadzka w lesie to archaiczne wieżyczki, bez mechanizmu celowania. To może być to samo w blokach. - Znając działanie tej śmiesznej zasadzki, wilczyca miała zamiar przekraść się do magazynu. Bez wątpienia jest to robota tej małolaty którą spotkała w mieście. Mimo że nie ma nadnaturalnych zdolności sprawia duży problem. Czyżby była kolejnym kandydatem do inkwizycji? Tak czy inaczej musiała się śpieszyć, bo Eidith się już tam zbliżała.
Gdy Eidith skradała się do magazynu, kula świsnęła jej koło głowy, a sekundę później, kolejna trafiła w ramię.
- What if they aren't all fake? Just some of them. Maybe most. - zasugerowała obecność, gdy drobna macka wyszła z dziury na ramieniu, wypychając kulę i tamując krwawienie.
- Uwaaa, little shits. - Mruknęła wilczyca wskakując za jedno z drzew. - We have to look which rifles actually moves. Then I’m gonna nail them in the mouth hole. - Obecność nie musi się bać postrzelenia w głowę, więc liczyła na niego, aby wyłapał jakiś ruch karabinów. Nie za bardzo podobała się jej broń jaką miała, ale na tą chwilę musiała przełknąć ten niesmak i poczekać jak dotrze do swojej ślicznej giwery w magazynie.
- It's not like I'm getting paid, you know. - macka wystająca z rany Eidith otworzyła oko i wyjrzała zza drzewa. Moment później wycofała się, ustępując gradowi kul. - Z osiem strzelb. Dwie albo trzy ruchome.
- Eidith. Problem. - odezwał się w słuchawce Danpa.
Chyba pierwszy raz usłyszała, jak ktoś z watahy odzywa się do niej po imieniu i jeszcze to był Danpa!
- Słucham. - Przemówiła do słuchawki. Wolała na razie nic nie robić póki Danpa nie opowie o tym problemie.
- Weszli kanałami. - odpowiedział Danpa, po czym BOOM, prawy tylny narożnik magazynu wybuchł, ściana, jak i dach rozleciały się we wszystkich kierunkach, rozrzucając grad drzazg i pocisków odłamkowych stworzonych z tego, co było kiedyś kafelkami dachu.
- KURWA DANPA - wydarła się w słuchawce wyprowadzona z równowagi Alice, której gniazdo snajperskie wychylało się teraz, jak wieża w Pizie.
- Fuck… - Jęknęła gdy jeszcze jej piszczało w uszach. Snajperzy też musieli być jeszcze ogłuszeni od eksplozji, więc pognała do magazynu. Nie miała teraz czasu być wkurwiona na temat kanałów które, chyba wzięły się znikąd.
Gdy Eidith przebiegała do magazynu, Alice również zeskoczyła do środka, strzelając w jedno z drzew w drodze na dół, choć nie było widać czy kogoś w nim trafiła.
Danpa machał do dziewczyn, aby przeszły do pokoju z 'ołtarzem', w którego miejscu znajdowała się teraz ogromna dziura.
- Zagłuszyli nas ostrzałem, w tym czasie przepalając dziurę w podłodze termitem. - wyjaśnił Danpa. - Mors poszedł ich wyrżnąć.
Wilczyca przewróciła oczami idąc w stronę swojej broni i maski bojowej.
- Alice jebnił w łeb Danpe za tą eksplozje ja ide powstrzymać Morsa przed wymordowaniem kandydatów. - Kończąc to zdanie założyła maskę, odbezpieczyła karabin i wskoczyła do dziury. Dziewczyna miała łeb by skombinować taki plan, szkoda by było kogoś takiego zabić.
Musiała się śpieszyć, Mors już był pewnie w trakcie wyrzynania świeżaków.
- Mamy iść z tobą? - spytała Alice, szarpiąc Danpę za regał, sekundę przed tym, jak kula uderzyła w ścianę na poziomie głowy.
- Zostańcie! - krzyknęła do góry, włączając noktowizor w masce. Wilczyca z wycelowana bronią w przód, zaczęła iść śladem Morsa i świeżaków.
Idąc za śladem martwych, młodych ludzi i kałuż krwi, Eidith dotarła do Morsa, który opierał się o ścianę, bawiąc się nożem. Na widok Eidith pokazał palcem na słuchawkę, którą miał w uchu.
Wilczyca widząc ścierwa uśmiechnęła się szeroko pod maską. Na szczeście nie widziała wśród nich swojej ulubionej kandydatki. Gdy Mors wskazał na słuchawkę, do Eidith dotarło że był tylko niemy, a nie też głuchy. Podczas wybuchów najprostsze rzeczy mogą się popierdolić delikatnie mówiąc.
- Mors. Gówniara w zielonej kurtce, kurwiki w oczach i długie brązowe włosy. To moja kandydatka i ona ma przeżyć, możesz ją poturbować ale nie zabijaj. Jeśli ktoś jeszcze nas przeżyje to też zda. Wsio jasne? - Spojrzała na niego, mijając go.
Mors kiwnął głową i ruszył za Eidith, wbiegł na ścianę, a po niej na sufit kanalizacji, gdzie nie było go widać.
Biegnąc przed siebie, Eidith spostrzegła połysk metalowych elementów w oddali, była jednak poza zasięgiem strzału, więc mogła tylko iść dalej.
- STOP! - usłyszała nagle z oddali. Kobieta w kurtce z karabinem własnego autorstwa wyszła zza rogu. To o tej kobiecie myślała Eidith. - To inkwizytorka, nie kultysta! - poinformowała swoją drużynę. Przyglądając się, Eidith była w stanie stwierdzić, że ściana przed zakrętem jest fałszywa, skrywały się za nią co najmniej trzy osoby. Za kratami bocznych wylewów kanałów również było widać sylwetki, które starały się być nieruchome.
Kobieta czekała, patrząc na Eidith, najpewniej nie wiedząc, co ma zrobić bądź powiedzieć.
Wilczyca rozejrzała się wokoło. Dziewucha miała wszystko rozplanowane, co niezmiernie imponowało białowłosej. Zaciągnęła maskę na czubek głowy, po czym przemówiła.
- Osoba odpowiedzialna za ten atak, za pułapki w lesie i ogólne planowanie tego cyrku. Oraz nieomal odjebanie mnie, wystąp kurwa i to szybko ci radze. - wskazała palcem pod siebie. Wyglądała na bardzo wściekłą, lecz byly to jedynie pozory. Ciekawa była reakcji dziewczyny.
Wszystkie ukryte lufy skierowały się w stronę Eidith, a kobieta przed nią podniosła dłoń, żeby uspokoić zebranych. - Umm... słucham? - spytała, nie ruszając się z miejsca.
Eidith grymas złości wcale nie zmalał.
- Podejdź skarbie. - nadal trwała w pozycji, która wskazywała tuż pod jej nogami.
Eidith zauważyła, że Mors znajduje się nad głową młodej kobiety, czekając na jakieś polecenia.
- Bo uwierzę na słowo komuś przebranemu za psychopatę. - Nie podnosząc dłoni, kobieta pociągnęła za spust, uwalniając z lufy granat dymny. Gęsta mgła natychmiastowo zakryła korytarz, nie mając gdzie się ulotnić.
- Dear oh me. Mors upierdol jej kończynę, reszta jest do odjebania. - Aktorska furia wilczycy przeistoczyła się w całkiem prawdziwą. Ma dzienny limit na obelgi. Zasunęła maskę z powrotem na twarz. Gęsta mgła była niczym dla maski Eidith, w której widziała idealnie sylwetki osób, dzięki termowizji. W tym zimnym kanale widziała ich jak na dłoni. Ogniem maszynowym zaczęła strzelać do reszty rekrutów. - Aiming at me, you little fucks… fiend go crazy… - Mamrotała pod nosem do obecności.
Mors spadł z sufitu, a macki uwolniły się z cienia Eidith w tym samym momencie, co grad kul rozbrzmiał w zadymionym przejściu. Odnogi Eidith przebiłby gardła najbliższych atakujących, których co poniektóre kule wbiły się w ciało kobiety. Nim wilczyca ruszyła do następnych celów, nagła eksplozja sufitu zablokował jej drogę. Zakręt zapadł się, a Eidith straciła wgląd na morsa i pozostałych inicjatów.
Wilczyca spojrzała po sobie oceniając swój stan. Bywało gorzej, jednak powstała przed nią ściana trochę skomplikowała jej dalsze prowadzenie egzaminu. A może to była pora by coś wypróbować? Jedynie obecność może ją teraz wyśmiać jak się nie uda. Przewiesiła karabin przez plecy i wpatrywała się w nowo powstałą przeszkodę.
-” I really want to smash this debris, use your horns fiend" - wydała polecenie obecności i rozpoczęła bieg w stronę przeszkody.
Macka obecności wyskoczyła z cienia Eidith, łapiąc ją za kostkę. Dziewczyna zaliczyła zderzenie z podłogą.
- I don't think so. It'd be a shame if I let my bottle smash against a wall. I can patch up your dumb face, but not a spilt out brain.
Eidith leżąc tak plackiem, twarzą do podłogi zaczęła chichotać, po czym łamliwym głosem powiedziała.
-[i] So..so.. You really do care about me… I think im… i think im gonna.[i/] - Podciągnęłą się do góry. Przez maskę nie można było stwierdzić czy się zgrywa czy nie. Usiadła na tyłku i sięgnęła, po swój karabin. Załadowała granat, po czym oddaliła się odrobinę od nowopowstałej ściany. Bez większych ceregieli wystrzeliła granat prosto w gruzowisko. Albo pogorszy sprawę albo przerzedzi gruz. I tak wielu możliwości teraz nie miała.
- Yes, I care about myself. - przyznała obecność, gdy granat Eidith rozbił się o ścianę gruzu, rozrzucając kamienie na boki, część również w stronę Eidith. Wybuch nie zrobił dużego wrażenia na stercie skał — granaty zabijały odłamkami, nie samą siłą eksplozji. Żeby rozrzucić skały, musiałaby mieć dynamit i dobrze go rozłożyć, albo znaleźć inne bomby, które może umieścić wewnątrz gruzu, zamiast rzucać o niego.
- So sweet of you fiend. - Rzuciła zaczesując włosy do tyłu. Postanowiła rozglądnąć się za jakimiś alternatywnymi ścieżkami. Te okratowane dziury wyglądały obiecująco, gdzie dogorywał sobie jeden ze świeżaczków. Skoro tam się znalazł, to musiał tam skądś wleźć, co za tym idzie za nim powinna być droga. - Break this iron bars for me. Pretty please with a sugar on top. - Rzuciła do obecności zbliżając się do krat.
- So, we're leaving the silent guy? You know, the one who stood where the rocks are at? Didn't see him jump anywhere in all that smoke. - Macka z cienia kobiety wyskoczyła w stronę krat i wyrwała je z wystarczającą siłą, aby wyciągnąć też kilka cegieł, tworząc otwór. - He was less annoying the loud ones, or you for that matter.
Wilczyca jakby nagle olśniło, pojedyncza zębatka przeskoczyła jej w móżdżku.
- Oh fuck...no… - Wymamrotała, po czym dziko rzuciła się do sterty gruzu. Odrzuciła karabin na bok i zaczęła odgarniać kamienie. - Why!? Why haven’t you said that earlier you fucking horned demon?! - Zaczęła wykrzykiwać, używając siły obecności do odgarniania kamieni. Krzyknęła jeszcze do słuchawki.
- Alice, Danpa! Do mnie natychmiast! - W jej głosie było słychać panikę, jakby pod tą górą kamieni było jej własne dziecko.
- Mamy wziąć też Klausa? Albo Morsa? - spytała Alice.
Eidith się zatrzymała. - Mors jest z wami? - Zapytała.
- No Klaus z nim przylazł po tym jak Danpa podpalił las.
- Kurwa mać. - Zaklęła wilczyca, po czym zaczęła chichotać do siebie. Dała się ograć jak dziecko, jeszcze musiał interweniować jej mistrz. - Wracam do was, gówniara mi uciekła. - Zakomunikowała, po czym złapała za swój karabin i wróciła do magazynu.
Z magazynu nie zostało wiele. Okna były przestrzelone, a ściany i podłoga podziurawione. Danpa stał przy nowym wyjściu na tyły budowli, gdzie przyglądał się, jak siły przeciwpożarowe starały się ugasić podpalony przez niego las. Połysk w oczach zdradzał jego zadowolenie z widowiska. Dużo mniej zachwycona była Alice, która opierając się o jego ramię, doiła butelkę drogiego whisky z gwinta.
Głębiej w budowli Klaus pił herbatę wraz z teraz jednoręką kobietą, która wcześniej zorganizowała napad na magazyn. Zamaskowany Mors siedział wraz z nimi, w milczeniu wpatrując się w swoją pełną filiżankę.
Wilczyca nasunęła maskę na czubek głowy i powolnym krokiem zbliżyła się do swojego mistrza.
- Mistrzu wybacz. Wszystko wymknęło mi się spod kontroli. - Uchyliła nisko głowę. Miała nadzieję na zasłużoną reprymendę od Klausa, gdy niezbyt lubiła, to zawsze potrafił ją przywołać do porządku.
Klaus przytaknął skinieniem głowy. - Też jestem pod wrażeniem, jak dobrze im się udało. Choć dowódca tutaj prawie zabiła się własną pułapką. - wskazał filiżanką na jednoręką kobietę. - Jaka jest twoja opinia? - spytał.
- Dziewucha ma zmysł dowódcy. Coś w czym ja raczkuje. - Przyznała Eidith. - Miała plan na wszystkie ewentualności, najbardziej mi zaimponowały atrapy snajperów, do ostatniej chwili nie widziałam, że to taki prosty mechanizm. No i zwyzywała mnie od psychopatek. - Nie wiadomo czy się zgrywała czy naprawde była niepocieszona tym faktem. - If you ever been in my shoes, you would blow your fucking brains out, lil’ slut. - Przemówiła patrząc na dziewczynę, po czym dodała. - Myślę że się odnajdzie w Icarii, jeśli nie jako kombatant, to lider, dowódca. Taka jest moja opinia mistrzu. - skończyła mówić, a jej wzrok zawisł na Klausie.
- Świetnie, mamy kolejną agentkę. - zadowolił się Klaus. - Pytanie, co z resztą. Twój kult upadł i ciężko będzie to ukryć przed pozostałymi uczestnikami. Możliwe, że będziemy musieli zorganizować drugi test w innym terminie. - stwierdził zamyślony. - Chyba że chcesz za nimi biegać osobiście, "polować", na pozostałych.
Miała serdecznie dość tego całego cyrku. - Nie ma potrzeby tego ciągnąć na siłę. Świeżaczki rozgromiły kult, powinszować, gratsy itd. - Oparła karabin na ramieniu. Marzyła by wskoczyć pod prysznic i nie myśleć już o tej planecie aż do następnego testu.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline