Gdy jej ciałem przestały targać spazmy rozkoszy, zaczęło do niej docierać, że wokół jest tylko gwieździste niebo. Wirowało. Ona sama leżała obejmując brzuch na zimnym bruku wyglądającym jakby wyrwanym z siedziby minotaura. Była naga.
Na skraju posadzki stała… Ona. Żenia Bondar, czy też Sonia Konietzko. Nikt inny, tylko ona we własnej osobie.
- No… - Wrona stęknęła unosząc się na łokciu - … to podjadłaś widzę…
- I wyładniałam - powiedziała odwracając się i wyciągając rękę w stronę dziewczyny.
- A tak. To najważniejsze. - Żeńka wsparła się mocno na podanej jej dłoni. - Co z fasolą? Nic jej nie dałaś zrobić, co?
- Wszystko w porządku. Teraz to już nic jej nie zrobią. Nie ma już Labiryntu. I zdaje się sporego kawałka Czarnej Spirali. - Zmora patrzyła na swoje odbicie. Dotknęła ramienia wilkołaczki, a na jej ciele natychmiast rozlała się zwiewna biała sukienka.
- Mam też domenę - podrapała się po głowie - ale jeszcze do końca nie wiem co z nią. Ma raczej… sporo wolnej przestrzeni.
- Odzyskałaś wspomnienia? - Żenia oglądała siebie albo swoją kopię. Zmora miała na sobie identyczną sukienkę, choć w kolorze czarnym. - Domenę? W Malfeasie?
Mina Wrony się wydłużyła w lekkim szoku.
- Nie. Chyba nie. - spojrzała w dół wychylając się z unoszącego się kawałka podłogi.
- Nie wiem gdzie. Wspomnienia… nie… ale nie wracajmy więcej do Smoka. Chodźmy już.
- Ale gdzie my jesteśmy? I co ważniejsze kiedy? - dopytywała się Żenia również się przechylając ostrożnie - A co? Na Smoka też masz chrapkę? Udko? Skrzydełko?
Zmora odwróciła się i złapała dłońmi swoje bicepsy. Do wilkołaczki dotarło na jak niepozorną kobietę wygląda w swoim ciele. Nagle fakt, że tak łatwo ją lekceważono stał się oczywisty.
- Nie.. to.. - głos Zmory lekko się załamywał. - Nie idźmy do niego, póki nie musimy, dobrze? Tylko o to proszę. - Na moment zamilkła, aż w końcu dodała: - póki co.
- Mhm - Wrona pokiwała głową. Była pewna, że Smok gdyby mógł już by je szukał.
Odwróciła się znów twarzą do swojej bliźniaczki, na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, a ręce z pozycji obronnej osunęły się na biodra.
- Jeżeli mierzyć czas biciem twojego serca to minęło pięć tygodni. Ale tutaj czas płynie jakoś inaczej. Wiesz… stworzyłam to jako bańkę, żeby nie zginąć po rozpadzie labiryntu… i chyba nie umiem zaimplementować czasu. Ani fizyki.
Rzuciła się za siebie spadając z wiszącego w przestrzeni kawałka skały. I zaraz po tym okazało się, że stoi na krawędzi kamienia, pod kątem dziewięćdziesięciu stopni w stosunku do swojej towarzyszki.
- Bktho!! - Żenia, która rzuciła się gwałtownie za dziewczyną, nagle przystopowała. - No nie rób mi tak więcej!!! Oszalałaś? Pięć tygodni?
Wrona aż przysiadła.
- Pięć tygodni… - ukryła twarz w dłoniach - Jak się stąd wydostaniemy? Nic nie zostało? Perła?
- Są. Wszystko jest. Perła, kompas. Tego nie zniszczył wybuch. Czy co to tam było. Są po drugiej stronie “mojej planety”.
Dla podkreślenia tych słów odwróciła się i zniknęła schodząc “pod” zawieszony w pustce kawałek podłogi.
- Ale… bez ciebie nie mogę wyjść. - głos dobiegał z drugiej strony posadzki.
- Aaaaa - Żeńka podążyła za swoim klonem. Z początku ostrożnie macając stopą a potem coraz odważniej. - To czemu mnie nie budziłaś? Co teraz umiesz? - dopytała ciekawsko - Oprócz dmuchania baniek z grawitacją inaczej?
- Nie budziłam, bo musiałam spokojnie pomyśleć. I w zasadzie nie wiem. Znaczy, myślę, że mogę istnieć poza tobą. Nie wiem jeszcze na ile w świecie materialnym. Choć nadal jesteśmy związane. W świecie duchów mogę jednocześnie być tutaj - stały obie na stercie cegieł, które były pokruszone, jakby siłą wyrwane z większej budowli. - i robić to - zamachała rękami w stronę ramion wilkołaczki. Tam niemal natychmiast pojawiły się znane jej już naramienniki z kolcami, a sukienka zaczęła zmieniać się w przylegający do ciała strój. Strój do tej pory utożsamiany z samą zmorą.
- Umiem też to wszystko co Ty. W sensie, tutaj na pewno możemy obie zmienić się w crino i wspólnie walczyć. Gdybyśmy chciały zjeść coś mocniejszego niż ten pożal się boże bękart greckiego bóstwa.
- Mało ci jeszcze? Drogi do Kronosa pewnie nie znasz? - Żeńka zbierała swój dobytek - Pięć tygodni, Bktho to bardzo długo. Szczególnie biorąc pod uwagę rozpierdówę na … no na Ziemi.
- Nie panikuj. Przecież mówiłam, że nie ogarniam jeszcze czasu. Dopiero gdy stąd wyjdziemy to będę wiedzieć ile czasu minęło. No i twoje serce też biło dość szybko. A co do drogi… wydaje mi się, że znam… ale… i tak wolałabym kogoś z nami.
- Ja też. - Żenia zatęskniła za Maksimem tak, że niemal ją zatchnęło. Co jeśli…
Nie. Odepchnęła te myśli od siebie. Wojtek też na pewno się miał dobrze. Wszyscy mieli się dobrze.
- Zabierzemy chłopaków. - stwierdziła oczywistą oczywistość.
Zmora przytuliła nagle Żenię, która odwzajemniła uścisk. Kruchość ciała Bkhto ponownie uzmysłowiła jej jak pozory mogą mylić.
- Chodźmy już.
W dotyku Bktho było coś astralnego. Coś, co pozwoliło Ognistej Wronie zrozumieć jak wielką potęgę osiągnął byt, który teraz miał jej twarz i ciało.