Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2019, 16:43   #225
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - Po burzy

Instytut



Przepłukanie gardła wodą z zapasowych butelek pomogło. Oczyściło usta i gardła, przemycie wodą oczu i twarzy pomogło na oczy. Tylko jeszcze ten kurz i pył w nozdrzach przeszkadzał oddychać i zmuszał do oddychania ustami. A poza tym był zwyczajnie nieprzyjemny.

Trójka hibernatusów przeszła przez odnogi barykady zostawiając te duże coś niepodobne do niczego na zewnątrz. Przeszli przez szerokość korytarza który okazał się bezludny. Obie odnogi jakie prowadziły ku swojemu skrzydłu budynku. Obie wyglądały jak pobojowisko po jakiejś bitwie i w ogóle jak po końcu świata. Obdrapany tynk, oderwane płaty farby, ślady eksplozji chyba granatów, ślady pożarów, przestrzeliny, przewrócone sprzęty, porzucone krzesła, przewalone stoły… Oba krańce korytarzy wyglądały podobnie bezludnie.

Cała trójka znalazła się za improwizowaną konstrukcją głównej barykady. Barykada składała się z mieszaniny chyba wszelkich mebli jakie udało się tutaj przywlec i dosztukowana workami z piaskiem. Za nią można było się schronić i był przyzwoity widok na wejście główne przez jakie właśnie weszli. Rzeczywiście z tego punktu widzenia to wejście robiło się wąskim gardłem jakie ułatwiało obrońcom zza barykady obronę.

Mieli okazję złapać oddech gdy Szwedka pierwsza zorientowała się, że coś tu jest nie tak. Gdy weszli za barykadę całe te pomieszczenie było pokryte jakimś pyłem. Jakby spadł tu ten tynk z syfitu i nie wiadomo co jeszcze. Nie było więc dziwne, że gdy zburzyli spokój swoją obecnością to ten pył wzbił się w górę jak każdy inny pył na budowie czy w podobnie zagruzowanym miejscu. To dziwne nie było. Ale dopiero teraz Sigrun zorietnowała się, że te drobinki nie opadają z powrotem na ziemię. Wręcz przeciwnie. Wydawało jej się, że te które miała na wysokości kolan czy butów powoli unoszą się coraz bliżej niej. U chłopaków chyba to samo chociaż nie widziała by oni jakoś na to reagowali.

A przy okazji okazało się, że w tej dużej na nawet dwadzieścia kroków wnęce w jakiej była umieszczona barykada widać już okna na drugą stronę budynku. Po tej drugiej stronie widać było coś co chyba kiedyś było zapleczem bo jakieś większy budynek, kawałek drogi, kilka mniejszych, jakieś garaże no a wszystko znów przysłoniętę ścianą tej zdeformowanej roślinności, takiej samej jaką mijali idąc główną drogą ku głównemu wejściu. Ogrodzenia przez to nie było widać. Nie było też widać reszty strefy i nawet ta wszędobylska na powierzchni czerwona mgła wydawała się nie siegać do tej posesji a przynajmniej trzymać z daleka.

Zaś po obu bocznych ścianach zabarykadowanej wnęki były drzwi. Te od strony lewego skrzydła były trochę uchylone. Widać było przez nie kran smętnie sterczący z ogołoconej z mebli ściany. Kafelki, leżące na podłodze garnki i sztućce wskazywały, że kiedyś tam była chyba kuchnia albo coś podobnego. Drzwi po przeciwnej stronie były obdrapane, nadpalone i przymknięte więc nie było widać do czego prowadzą.

Sądząc po dziwnych odgłosach z zewnątrz do dziwne, duże stworzenie jakie dostrzegli wcześniej od frontu nadal tam było. Więc chyba to nie ono wydawało ten dziwny dźwięk jaki po chwili zorientowali się, że słyszą. Jakieś dziwne, monotonne buczenie. Jakby lodówka czy jakiś generator, jakiś mechanizm w każdym razie. Tylko bardzo cichy i właściwie nie było wiadomo skąd dochodzi. Jak byli przy wejściu to raczej go nie słyszeli. To dopiero teraz to usłyszeli czy coś się właśnie włączyło dopiero jak weszli do środka?



Mervin i Marian



Wydawało się, że sytuacja się uspokoiła. Podziemna krypta w jaką zmieniła się ta dawna stacja nie odnotowała więcej wstrząsów. Ale te które dopiero co się zakończyły i tak mocno namieszały w scenerii. Z syfitu wciąż tam i tu obsypywał się tynk i gruz. Wydawał chlupot gdy spadał do wody, metaliczne bębnienie gdy spadał na ten zdezelowany wrak pociągu albo cichy stukot gdy spadał na beton posadzki. Lub obsypujący się odgłos gdy spadał na kupy tego co spadło podczas wstrząsów albo wcześniej. Jakie było źródło tych wstrząsów można było tylko zgadywać. Ale obaj mężczyźni mieli inne zmartwienia na tą chwilę.

Nie dość, że wszędzie był kurz i pył co przeszkadzał widzieć a nawet oddychać to jeszcze te skromne stalkerskie zapasy poszły w diabły. Przynajmniej te które wcześniej rozstawili jako swoją kryjówkę. Świece poprzewracały się i pogasły, rozsypany czarci pył skutecznie wymieszał się z tym co spadło z sufitu kompletnie zatracając granicę tego obozu. Udało się rozpalić ponownie jedną i drugą świecę ogarnąć ponownie jak to wszystko wygląda i, że wygląda kiepsko. Trzeba było ten obóz rozbić jeszcze raz. Znów wysypać nowe linie czarcim pyłem i ustawić świeczki, może w tym samym miejscu a może innym. Gdy strefa zaatakowała ponownie. Tym razem kłami i pazurami.

Strefowiec nie dał żadnemu z mężczyzn czasu na reakcję. Ani Marianowi który ogarniał właśnie to obozowisko ani Mervinowi który co prawda miał jakieś podejrzenia biorąc do ręki znaleziony niedawno pręt ale miał takiego refleksu jak Polak. W chybotliwym blaski tych dwóch świec jakie udało się ponownie rozpalić i z załzawionymi od pyłu oczami trudno było dostrzec detale. Ale zaatakował ich jakiś stwór sięgający może do pasa, szybki i zwinny.



Joe



Znalazł wyjście! Tak. Znalazł wyjście! No. No tak. Znalazł wyjście. Ale długie było to wyjście. Wydawało się, że tak samo wielkie i bezimienne jak te dziwne pomieszczenie z blokami jakie Joe zostawił za sobą. Ciągnęło się i ciągnęło. A może tak mu się tylko wydawało. Bo ta rura jaką szedł było nudząco monotonna. No ciągnęła się i ciągnęła. Nawet trochę zakręcała łagodnym łukiem co nie zorientował się z początku. Pod sufitem biegła jakaś linia. Coś jakby jakaś rura czy przewód. Nie wiadomo gdzie i po co. Ale przykuwała wzrok bo po prostu nie było w tej rurze ciekawszych rzeczy do oglądania. Ani kratek wentylacyjnych ani lamp, ano odnóg. Nawet nie było wiadomo dlaczego nie jest tutaj ciemno jak lamp nie ma. Właściwie dało się iść albo dalej albo wrócić. Z powodu tej monotonii trudno było Joe mierzyć czas i odległość. Bo nawet te “zakręty” były tak łagodne, że z trudem dostrzec się dało ich krzywiznę. Ale przynajmniej można było patrzeć daleko przed i za siebie więc chyba nic nie powinno na niego nagle wyskoczyć.

I wreszcie rura się skończyła!

Z początku wydawało się, że coś tam jest w tej rurze. I Joe stopniowo się do tego zbliżał. W tym samym monotonnym tempie jak i… no odkąd tu wlazł. I to coś wydawało się jakimś końcem rury. I rzeczywiście tym było. Tylko bynajmniej nie wyglądało to na koniec kłopotów wielkoluda.

Koniec rury powitał go… To chyba był jakiś… no pojemnik? Rakieta? Pojazd? Trudno było powiedzieć bo widział to coś z węższego końca. Czyli gdyby to było jak pojazd ludzi jakie pamiętał ze swojego świata to przód albo tył. Z jakimś obłym końcem skierowanym w stronę rury w jakiej właśnie stał Joe. Co budziło nieprzyjemne skojarzenia, że w każdej chwili może wystrzelić w tą rurę co dla idącego ta rurą podróżnego mogło się zakończyć niezbyt dobrze. No ale na razie to coś było nieruchome. Tak kawałek od tej rury.

Co więcej to coś było… no wyglądało jakby nieruchomo wisiało w powietrzu. Może i jakoś było umocowane do czegoś tam dalej ale z perspektywy krańca rury to wyglądało jakby właśnie lewitowało sobie. A rura była nieco nad poziomem podłogi. Podobnie chyba jak ten koniec jakim się tutaj dostał. Na tyle wysoko, że Joe mogłby zeskoczyć i raczej nie powinno mu się nic stać. Gorzej, jakby trzeba było wracać. Nie był pewny czy dałby radę doskoczyć do krawędzi rury a potem się wspiąć po niej tak jak mu się udało przy drugim krańcu rury.

Ale podłoga sama w sobie wyglądała dziwnie. Coś tam błyskało co chwila jak jakieś niezabezpieczone przewody elektryczne. Albo jakieś ostrzegawcze światełka. No ale może to tylko tak błyskało i nic poza tym? Trudno było zgadnąć. Jeśli Joe nie myślał o cofnięciu się to mógł jeszcze spróbować doskoczyć do tej rampy obok rury. Była jakaś i ciągnęła się dalej ale te obłe coś przed rurą zasłaniało widok jak daleko. Problem był taki, że ta krawędź była pod skosem więc trudno było wziąć rozbieg, trzeba było skakać prawie z miejsca. Na to obłe coś było trochę dalej ale tam była szansa się rozpędzić aby wskoczyć na to coś. Tylko nie było pewne czy utrzyma się tam na równowadze. Jak nie to spadnie na tą błyskającą podłogę.

Było też jeszcze coś. Coś jakby jakieś ciche burczenie. Gdzieś tam w głębi pomieszczenia. Ale znów to coś przed rurą przesłaniało widok aby się zorientować co tam może tak burczeć. Jakoś miarowo ale nieustannie. Joe to wychwycił dlatego, że dookoła było cicho, wręcz nienaturalnie cicho tak samo jak podczas swojej wycieczki rurą słyszał głównie swój własny oddech i odgłos kroków. Inaczej mógłby to przegapić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline