Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2019, 18:50   #45
MatrixTheGreat
 
MatrixTheGreat's Avatar
 
Reputacja: 1 MatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputacjęMatrixTheGreat ma wspaniałą reputację
Pojawienie się Yuan-Ti było dla Ardeshira… delikatnie mówiąc zaskoczeniem. Misja grupy, w którą wplątała go ta przeklęta przepowiednia, była wyraźnie sekretna, a stojący przed nim czystokrwisty nie budził, na pierwszy rzut oka, zaufania. Raczej instynktowną niechęć, górując nad maluczkimi w swojej lektyce. Drapiąc siedzące mu ciągle na ramieniu zwierzątko kapitana, obrócił się z powrotem do Mustafy, zerkając na potencjalnego nowego towarzysza, mając nadzieję że nie będzie mu sprawiać problemów… na przykład zmuszając by rozlał jego krew na piasek chrzęszczący im pod stopami.
- Co jeszcze możesz mi o nim powiedzieć? Pojawił się nagle, i zażądał udziału w wyprawie… i co? Ktoś go przysłał? Miał ze sobą jakieś listy?
- Jeśli coś tam ze sobą ma, to nic mi o tym nie wiadomo - starzec odpowiedział, spluwając na ziemię obok siebie - Ja mam swoją robotę do wykonania - przygotować wasz ekwipunek i dostać zapłatę. Dopóki nie wtrąca się w żadną z tych kwestii nie mam do niego żadnego interesu, co jeśli mogę rzec jest mi bardzo na rękę. Jeśli rzeczywiście jesteś od kapitana, to on jest teraz twoim problemem.
Ardeshir spojrzał beznamiętnym wzrokiem na okaleczonego pół-elfa, i przesunął oczy powoli w kierunku Yuan-Ti.
- Jest jak mówisz. - Mężczyzna ruszył w kierunku lektyki, skupiony tylko na niej, i jej lokatorze w tym momencie - Liczę że twoja robota będzie wykonana szybko i sprawnie. Ja zajmę się naszym gościem.
Al-Asad lawirował między robotnikami bez większego problemu, zastanawiając się jak rozwiązać tą sytuację. Dzisiejszy dzień stawał się coraz bardziej skomplikowany z każdą minutą, co mu się nie podobało. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, bardzo niewielki, kiedy uświadomił sobie ironię całej sytuacji: Wyglądało na to że jego zadaniem, teraz, było kwestionować motywy nowo przybyłego, dokładnie jak jego były kwestionowane parę godzin temu. Zatrzymał się, zmuszony by patrzeć w górę na swojego rozmówcę.
- Wierzę że chciałeś ze mną porozmawiać. Jak mogę ci pomóc? - Jego ton był bardzo neutralny, rzeczowy. Jeśli obecność postaci niosących lektykę, jak też ich forma, zrobiły na nim wrażenie, nie dał tego po sobie poznać. Oczekiwał na odpowiedź w ciszy.
- A jesteś pewien, że się do tego nadajesz? - odpowiedział Yuan-ti, patrząc na rozmówcę z góry. Stuknął laską o lektykę, a niosący lektykę słudzy, jak na rozkaz zaczęli się poruszać. Dwóch z nich puściło lektykę, zostawiając cały jej ciężar na barkach pozostałych, a następnie ustawili się obok niej, formując ludzkie schody ze swych pleców. Sposób w jaki się poruszali wydawał się bardzo nienaturalny, wręcz… sztuczny? Nie trzeba było być geniuszem, by zrozumieć, że ci ludzie nie mają wolnej woli, a kierują nimi najprawdopodobniej zaklęcia Yuan-ti. Ten z kolei nieśpiesznie wstał i zszedł delikatnie stawiając kroki po swoich sługach na ziemię. Stanął naprzeciwko Ardeshira i zlustrował go badawczym spojrzeniem.
- Tak... bardzo możliwe. - odezwał się wreszcie - Ty i grupa twoich... towarzyszy... udajecie się w interesujące miejsce. Miejsce, w którym można... bardzo szybko pożegnać się ze swoim żywotem, jeśli nie ma się pojęcia, czego się spodziewać. - wąż zawiesił głos, jakby czekając na reakcję mężczyzny, wpatrując się w niego pionowymi źrenicami.
- W rzeczy samej. Kiedy nie wiadomo czego człowiek może się spodziewać, jego życie może skończyć się bardzo nagle. - Ardeshir wypowiedział te słowa jak gdyby były one stwierdzeniem oczywistego faktu życia. Nie był do końca pewny jak poradzić sobie z Yuan-Ti. Teraz, kiedy stał tuż przy nim, był niemal pewny że byłby w stanie go zabić… ale wolał na razie tego uniknąć. - Muszę więc zapytać o źródła twojej wiedzy, czystokrwisty. Kiedy podróżuje się w miejsca o których lepiej nie mówić głośno, trzeba być pewnym swoich towarzyszy.
- Pytasz tak, jakby ostatnie wydarzenia nie sprzyjały odkrywaniu tajemnic - odpowiedział z udawanym zdziwieniem Yuan-ti, nawiązując do obecności Wyroczni w mieście - Cóż… nazywam się Tet-pthah-af-ankh i jestem... badaczem. Wiedza, którą posiadam, a którą możecie być zainteresowani pochodzi z najznamienitszych bibliotek, do jakich dostać się może uczony używając złota i... perswazji. Jeżeli potrafisz czytać, to chyba możesz sobie wyobrazić wartość takich informacji, które zaoszczędzą wam... niepotrzebnych strat. - odpowiadał powoli, jakby tłumacząc każde słowo.
Al-Asad spojrzał na Yuan-Ti, Tet’a, jak teraz wiedział, i zamyślił się na moment. W końcu, spojrzał na swojego rozmówcę, bardzo neutralnie.
- Nie mnie oceniać wiedzę tajemną przewyższających mnie intelektem badaczy… ale znam ludzi. Mój… kapitan, jest podejrzliwym człowiekiem. Zwłaszcza teraz. - Przeniósł swoje spojrzenie na oczy maga, tym razem samemu oceniając odpowiedź swojego rozmówcy - Ale… gdyby nowy przybysz wyświadczył mu przysługę, jestem pewny że bylibyście w stanie dojść do porozumienia.
- Nie spodziewałem się, by miało być inaczej. Mów zatem, co zadowoli twojego pracodawcę? - zapytał Tet. Nie miał co prawda ochoty wykonywać jakichkolwiek “przysług”, lecz był w stanie się pomęczyć, jeśli przybliży go to do jego celu. W ostateczności, gdyby ten cały kapitan okazał się zbyt wymagający, Yuan-ti zawsze mógł się jeszcze uciec do uroków.
Ardeshir uśmiechnął się, nieco uspokojony skłonnością do współpracy Tet’a.
- Jest to niezwykle prosta rzecz, zwłaszcza dla człowieka o twoich talentach. Mój pracodawca potrzebuje opuścić to miasto. Ma już co do tego plan, ale obawiam się że ktoś może spróbować go powstrzymać. - Wojownik usiadł na leżących w pobliżu skrzyniach, wyglądając na zamyślonego - A ja zawsze byłem ostrożnym człowiekiem… Chciałbym abyś odwrócił uwagę strażników miejskich. Plac przed świątynią Tota jest świetną lokacją w tym celu, z racji obecności wyroczni, i ludzi nią zainteresowanych. Potrzebujemy czegoś widowiskowego, ale z możliwie jak najmniejszą liczbą ofiar śmiertelnych. Następnie, spotkasz się z nami kiedy już opuścimy miasto. To moja oferta.
- Mam być pajacem, którego sobie najmiecie do ściągnięcia uwagi gawiedzi, a którego można bez konsekwencji potem wystawić do wiatru? - oburzył się Tet - Zapomnij. Z miasta wychodzę razem z tobą i twoją grupą. Ale strażników... - Yuan-ti zastanowił się, rozważając opcje - ...jestem w stanie ich odciągnąć, skoro nie wykluczasz całkowicie ofiar. To powinno wystarczyć jako... przysługa.
Tet odwrócił się tyłem do Ardeshira i postąpił parę kroków w stronę swoich sług. Złapał się ręką za podbródek, po czym wskazał laską na najstarszego z nich.
- To będzie nasza dywersja. Jak dobrze pójdzie, to nawet nikt nie zginie.
Al-Asad wzruszył ramionami, przysłuchując się tyradzie Yuan-Ti.
- Strażnicy bram, o tej godzinie, chronią się przed słońcem i upałem w cieniu, z dala od kłopotów, i swojej pracy. O tej godzinie, wychodzą tylko i wyłącznie jeśli coś zwróci ich uwagę. Karawana, wyruszająca z miasta przy takim ruchu, nie przyciągnie uwagi. - Kiedy następnym razem spojrzał na Tet’a, jego spojrzenie było nieco inne. Zimniejsze. Bardziej wyrachowane. - Pełnokrwisty Yuan-Ti z lektyką niesioną przez cztery postaci które, jak bym nie spojrzał, nie zachowują się jak ludzie, z drugiej strony… Rozumiesz moją niechęć do przyciągania wzroku ludzi chcących nas zatrzymać. Chciałbym uniknąć niepotrzebnej śmierci… jeśli będzie to możliwe.
Yuan-ti spojrzał przez ramię na mężczyznę, a następnie ponownie na swoje sługi.
- Zdejmijcie z niego szaty i bandaże - zwrócił się do trzech z podwładnych, a ci zaczęli się uwijać wokół ostatniego z nich, odsłaniając coraz bardziej rozkładające się ciało, na którym widać było jeszcze zaschnięte ślady krwi i liczne rany. Gdy zombie był od pasa w górę nagi, Yuan-ti wstrzymał swoje sługi gestem ręki i odwrócił się z powrotem do Ardeshira - Uważasz, że widok ożywieńca zatapiającego swoje zęby w szyjach przypadkowych przechodniów, w biały dzień przed placem świątynnym, to za mało, by zrobić... zamieszanie? Zawszę mogę posłać ich więcej...
Ah. Nekromanta. To wiele tłumaczyło. Dumny. Pewny siebie, jeśli postanowił mu pokazać swoje dzieła. Z dozą arogancji, bo równie dobrze Ardeshir mógł stwierdzić, że zabije go w momencie kiedy ujawnił mu istnienie swoich nieumarłych.
- Uważam że odciągnie to strażników stacjonujących wewnątrz miasta. - Powiedział, dość zimno. Jeśli Yuan-Ti próbował go zastraszyć, bądź zbić z tropu, wyraźnie to nie zadziałało. - Nie tych przy bramach. A ci, kiedy zobaczą ciebie, zainteresują się tobą od razu. Zwracasz uwagę, bez urazy. Dlatego chciałem byś opuścił miasto inną drogą niż my.
Tet, najwyraźniej zmęczony z użeraniem się z (w jego mniemaniu) uparty i aroganckim imbecylem, westchnął i odpowiedział:
- Niech będzie... Ominiemy ucztę zmarłych na placu świątynnym, a ja odciągnę uwagę strażników moją własną, małą... karawaną. Jednakże potrzebuję czegoś... w zastaw, by mieć gwarancję uczciwości waszych intencji - Yuan-ti złapał się za podbródek. Po chwili zastanowienia uśmiechnął się delikatnie pod nosem i wskazał palcem na egzotycznego zwierzaka, siedzącego na ramieniu mężczyzny - Wezmę jego. Jeśli spotkam was poza miastem, wróci do ciebie cały i zdrowy.
Stworzenie przekręciło ciekawie łebkiem, najwidoczniej zdając sobie sprawę, że przeniesiono na niego uwagę, lecz nie rozumiejąc znaczenia słów.
- Niestety... - Ardeshir podrapał urocze stworzonko pod brodą, i uśmiechnął się do niego lekko - Nie mogę oddać czegoś co nie należy do mnie. Twoja pozycja negocjacyjna słabnie za każdym razem kiedy pokazujesz jak bardzo zależy ci na dołączeniu do tej ekspedycji. A zdrajców w tych czasach na pęczki, prawda, malutki? - zapytał retorycznie zwierzaka, i odwrócił się w stronę Yuan-Ti - Przysługa, dokonana bez żadnych gwarancji, ma większą wartość. Prawdziwą wartość. Przedstawiłem ci warunki. Jeśli postąpisz wedle instrukcji, okażesz w ten sposób swoją szczerość. Jeśli nie… towarzysz któremu nie można zaufać, jest bezwartościowy, nieważne jaką wiedzę posiada. Teraz pozostaje tylko liczyć iż twoje przekonanie jest wystarczająco mocne by dokonać skoku wiary. Życzę powodzenia… i miłego dnia.
To powiedziawszy, Al-Asad wstał, i odszedł, wracając do Mustafy, z zamiarem omówienia z nim trasy karawany przez miasto, jak i potencjalnych przeszkód które mogły czyhać na ich drodze. W końcu… on sam nie posiadał żadnych gwarancji że dobre spisanie się da mu wstęp do wyprawy na którym zależało mu… i możliwość spełnienia postanowień które podjął. A to… to było warte dla niego więcej niż stracony czas, czy nawet jego własne życie. Czasem warto było podjąć ryzyko, by zyskać to czego się pragnęło.
- Masz dziwne pojęcie słowa “przysługa”, skoro rozmawiamy o interesach - “albo jesteś strasznie niedomyślny” dopowiedział sobie w myślach Yuan-ti, a co uważał za bardzo prawdopodobne. Następnie wzruszył ramionami i zaczął odchodzić w stronę lektyki, rzucając tylko przez ramię - Dla mnie żadna strata. Zaopiekuję się tym, co z was zostanie w grobowcu...
Mężczyźni ostatecznie oddalili się od siebie. Ponownie korzystając z pomocy swych nieumarłych sług, Tet-pthah rozsiadł się wygodnie w lektyce i ruszył w swoją stronę. Opuścił zasłony i ruchem ręki przywołał na Plan Materialny niewielką, ciemnołuską, skrzydlatą jaszczurkę.
- Nie spuszczaj go z oczu...

[media]https://i.pinimg.com/564x/70/57/89/705789fd2ceef275ad441f96a6ffa3b1.jpg[/media]

Mustafa i jego współpracownicy okazali się być dobrze przygotowani do odpowiedniego zapewnienia zaopatrzenia dla wypraw, nawet w tak specyficznych okolicznościach. Cztery grupy, każda składająca się z trzech jego pracowników oraz jednego wielbłąda, miały niezależnie od siebie wyjść przez wschodnią bramę i w jej okolicy czekać na pojawienie się klientów. Niedaleko za miastem miało dojść do odliczenia należnej Mustafie kwoty i wyruszenia w dalszą podróż. Trzech z pracowników miało odebrać zapłatę i powrócić prosto do punktu handlowego. Plan był prosty i podobno sprawdzony.
Ardeshir postanowił nie mieszać się w plan Mustafy. Nie znał miasta dość dobrze by przedstawić lepszą alternatywę, a na pierwszy rzut oka, nie widział nic specjalnie błędnego w rozumowaniu kupca. Odszedł na moment na bok, wyjął z juków przypiętych do swego wierzchowca kawałek papieru, oraz przybory do pisania, i szybko sporządził krótką notatkę, upewniając się że nikt go nie obserwował. W wszechobecnym cieple, atrament wysechł szybko. Kiedy wiadomość była gotowa, przywiązał ją do tylniej łapki zwierzątka siedzącego mu na ramieniu, i powiedział cicho, tak by obecni nie mogli go łatwo usłyszeć.
- Zanieś to Nadalowi. On będzie wiedzieć co robić.
Zwierzak zareagował na dźwięk znanego mu imienia i na gest przywiązania papieru do kończyny. Widocznie zrozumiał czego najemnik od niego oczekiwał. Zatrzepotał kilkakrotnie skrzydłami i poleciał w głąb miasta.
Sam Ardeshir zaś wrócił do Mustafy, polecając mu by w miarę możliwości spieszył się. Sam zaś udał się do wschodniej bramy, by upewnić się że na resztę nie czekają żadne niespodzianki, a także by móc interweniować gdyby ktoś próbował zatrzymać karawanę i zapasy.
 
MatrixTheGreat jest offline