Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2019, 01:11   #157
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KUCyjDOlnPU[/MEDIA]
Bycie kurierem niezwykle odpowiadało Ves. Raz że uwielbiała jeździć furą i jak każdy z Miasta szaleńców mogłaby w niej mieszkać, to dwa: zyskała szansę powrotu do Nice City, spotkania z Kristi, Kay i jak dobrze pójdzie, może nawet z Johnem vel Nemesisem… chociaż tego ostatniego pewnie Alexowi ciężko przyjdzie strawić. Poza tym jeśli mieli przy weekendzie zorganizować osadnikom z dżungli iście detroicką imprezę, musieli pojechać do miasta wszystko wcześniej przygotować. Była też kwestia ich nowych towarzyszek, którym obiecali przejażdżkę do “wielkiego miasta”, będącego trochę większą prowincjonalną dziurą, nijak nie umywającą się do wspaniałości Det prócz jednego elementu. Takiego o blond włosach - ten deklasował wszystkie inne plusy i w oczach panny Holden mógł śmiało oraz skutecznie konkurować z samą Ligą.

W ferworze pakowania, sprawdzania czy aby na pewno wzięli wszystko i przyjmowania zamówień pod tytułem “kto co chce z miasta?”, Vesnie dość łatwo przyszło zmycie się Runnerowi z widoku. Prześlizgując się między domami i opłotkami, dotarła do świetlicy zajmowanej przez Johansena. Ten zaś gościł van Urka, a nim chciała porozmawiać zanim wyjedzie. Nie marnując czasu zapukała we framugę drzwi, ledwo postawiła stopy tuż przed progiem.

- O, Vesna. Wejdź proszę. - Federata odwrócił się w stronę drzwi i widząc kto przyszedł uśmiechnął się lekko i zaprosił gościa do środka. - Co cię do mnie sprowadza? - zapytał gdy już weszła do środka i mogli rozmawiać sami.

- Wybacz proszę że przeszkadzam, monsieur - dziewczyna dygnęła lekko przechodząc przez próg, nie zapominała też o miłym uśmiechu. Poczekała aż skrzypnie zamykany zamek i wtedy dopiero przeszła do konkretów. Wszak czasu za dużo nie miała, niedługo wyjeżdżali i Alex pewnie wyniucha jej brak całkiem niedługo, a po co się miał niepotrzebnie denerwować?

- Chciałam porozmawiać w cztery oczy, bez zbędnych świadków i bez ryzyka późniejszego patrzenia na mnie wilkiem - popatrzyła szlachcicowi prosto w oczy, robiąc krok w jego stronę.
- Nie chcę wchodzić w kompetencje ludzi milady, ani być odebrana jako przesadnie wścibska, lecz czy przypadkiem nie przywieźliście z Appalachów arszeniku bądź innej łatwo dostępnej i skutecznej trucizny?

- Obawiam się, że nie rozumiem.
- o ile arystokrata potwierdził zaproszenie gestem i dał zgodę na tą rozmowę to pytanie chyba go zaskoczyło. Zmrużył oczy i lekko przechylił głowę na znak, że nie może zrozumieć toku myślowego rozmówczyni a odpowiedź tylko to potwierdzała.

- Pozwolisz więc że wyjaśnię - technik podjęła z tym samym miłym, ciepłym uśmiechem - Myślę, czy nie dałoby się otruć konkurencji. Wyślemy zwiad, dowiemy się gdzie są. To ich osłabi. Pomyślałam, że mogłabym spróbować im przemycić zatruty prowiant… i dlatego rozmawiamy w cztery oczy. Wiesz monsieur, że początkowo pracowałam dla CSA. Jeśli gdzieś w buszu natknę się czystym przypadkiem na jednego z nich, nie odmówi chwili rozmowy i poczęstunku. Sęk w tym, że Alex ma na niego alergię, więc nawet o tym kowboju przy nim nie wspominam. Truciznę można podać na wiele sposobów: w pokarmie, w alkoholu. Wmówić, że to leki. Antyseptyki. Wtarte w otwarte rany zadziałają błyskawicznie.

- Ahh takk…
- głowa szlachcica powoli uniosła się do góry i równie powoli opadła na dół. Przez chwilę trawił ten pomysł pod swoją idealnie uczesaną fryzurą aż w końcu znów skinął. Tym razem szybko i dobitnie. - Bardzo dobry pomysł. Niestety nie mam tutaj nic takiego. Ale poczekaj chwilę. - mężczyzna odwrócił się i sięgnął do swojej teczki. Z niej wyjął notes, z kieszeni prawdziwe pióro i szybko zaczął pisać coś na jednej z kartek.
- Przedstaw ten pomysł milady. Wydaje mi się, że sama wiesz jakich środków potrzebujesz. Myślę, że jej też powinien się spodobać taki pomysł. - mówił trochę wolniej niż pisał. A zapisał krótką wiadomość na kilka linijek. Na koniec walnął zamaszysty podpis i chyba datę a na koniec wziął czystą kopertę. Wsadził kartkę do środka, zalakował i wrócił z tą kopertą do Vesny.
- Proszę. Przekaż tą wiadomość milady i opowiedz jej o swoim pomyśle. Tu masz moją aprobatę. No ale ostateczny głos należy do lady Amari. - powiedział wręczając jej kolejną kopertę. Ta była zaadresowana do tej samej adresatki którą wcześniej wręczył jej publicznie w świetlicy.

- Dziękuję, wiedziałam do kogo z tym przyjść - przyjęła kopertę, a uśmiech się jej poszerzył. Arystokracja z Appalachów nie różniła się wiele od biznesmenów z Downtown. Obie frakcje lubiły mieć czyste ręce, albo sprawiać pozory ich posiadania, a zagrania zakulisowe były ich chlebem codziennym.
- Jeśli mogę mieć też osobistą prośbę - wypaliła nagle - My wyjeżdżamy, Anton idzie na zwiad, Lee i Mari jadą z nami. Miej proszę oko na Megan. Wciąż pozostaje ranna… po prostu gdybyś monsieur zajrzał do niej od czasu do czasu i sprawdził, czy czegoś jej nie potrzeba, będę naprawdę zobowiązana.

- Ah tak. Ta dziewczynka.
- Federata który chyba też miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku i niezłego deal zawahał się gdy usłyszał o tej ostatniej prośbie. Ale widocznie skojarzył o kogo pyta i prosi ciemnowłosa pracownica.
- Dobrze, zajmę się tym. Postaram się aby niczego jej nie brakowało. - obiecał z uprzejmym uśmiechem na twarzy.

- Dziękuję, teraz mogę jechać z czystą głową, bo wiem że… przynajmniej tym nie muszę się martwić - na moment w oczach dziewczyny pojawiły się wesołe błyski - Najchętniej bym cię wyściskała w podzięce, jednak to wbrew etykiecie, dlatego ograniczę się do tego monsieur - skłoniła głowę, jednocześnie dygając jak kiedyś uczył ją doradca ojca, gdy znajdzie się w obecności Shultza i będzie musiała się przywitać.
- Pozwolisz że się oddalę… chyba, że potrzeba przywieźć z miasta coś ponadplanowego. Zbieram zamówienia.

- No proszę jaka dobrze wychowana młoda dama. - szlachcic wyraźnie się rozpogodził widząc i słysząc to co Vesna robi i mówi. Przystał na to z wyraźną aprobatą. - Widzę, że jesteś kobietą z klasą. I z głową na karku. Gdy się to wszystko skończy i miałabyś ochotę na dalszą współpracę nasze drzwi stoją przed tobą otworem. - brzmiało jak jakaś wspaniałomyślna oferta ale chyba udało się Vesnie zrobić na swoim szefie dobre wrażenie tymi manierami.
- I mnie niczego nie trzeba, wystarczy, że przywieziecie te materiały na dalszą część ekspedycji i może jakieś posiłki. - van Urk odpowiedział dobrodusznie na znak, że jemu osobiście nic specjalnego nie potrzeba.
- Aha, właściwie to jest coś. Zapytaj proszę o Hermana, mojego ochroniarza. Chciałbym wiedzieć jak się czuje. Tego którego zabraliście ze sobą poprzednim razem. - jednak w końcu przypomniał sobie, że jest coś co mogłaby mu Vesna przywieźć z miasta.

- Oczywiście, dowiem się na czym sprawa rannego stoi... i dziękuję. - posłała mu szczery uśmiech zamiast wystudiowanej maski - Mam nadzieję, że przyjdzie nam się spotkać w zdrowiu następnym razem. Do zobaczenia monsieur. Bądź zdrów i bezpieczny - skłoniła się na pożegnanie i wymieniwszy ostatnie uprzejmości, wyszła na światło dzienne, kierując się od razu do wozu Alexa. Minęło zbyt mało czasu aby jej ganger kogoś połamał, albo wpadł w tarapaty... jednak i tak wolała go nie spuszczać z oka na dłużej niż to absolutnie konieczne.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline