Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2019, 02:20   #158
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Nowa robota nie podobała się Antonowi z jednej prostej przyczyny - miał zostawić ranną córkę na co najmniej jedną dobę. Poza tym zadanie ani go ziębiło, ani mroziło. Kolejna fucha, jak patrol, gdy latał po nieprzyjaznym terenie z karabinem w łapach i modlił się aby móc wreszcie ściągnąć pancerz, umyć się i iść spać. Lub coś zeżreć. Po doborze ekipy wiedział też, że zapowiada się naprawdę ciężki dzień. Pod względem psychicznym. Uszami wyobraźni już słyszał ponure wstawki Marcusa, ale co poradzić? Padł rozkaz, a Iwanow jak każdy trep z długoletnim stażem, wiedział że nawet jak rozkaz do dupy to nie ma sensu i prawa go kwestionować. Od tego były wyższe szarże, oni mieli jedynie wykonać swoją robotę i mieć nadzieję, że nikt się kurwa nie pomyli w obliczeniach.

Przed wyjazdem należało załatwić parę spraw. Pierwszą z nich była wizyta u rudej gladiatorki, chociaż zanim ją znalazł, Rusek trochę się naszukał. W końcu rzuciła mu się w oczy jakoś na uboczu, gdy przemykała między budynkami. Ruszył za nią, chcąc dogonić zanim znowu ją wetnie w najmniej oczekiwanym momencie. Idąc za nia czuł się trochę jak gówniarz, bo ostatnim razem popili wspólnie i skończyło się tak, a nie inaczej.
- Aria czekaj! - w końcu krzyknął za nią, machając ręką aby zwrócić jej uwagę.

Dziewczyna odwróciła się gdy usłyszała za sobą głos i kroki. Widząc kto to zatrzymała się i poczekała aż Anton do niej dotrze. Potem zrobiła wyczekującą minę czekając na to jaką to ma do niej sprawę.

Nie był dobry w te klocki, pewnie powinien powiedzieć jakiś komplement. Albo cokolwiek, zamiast stać i się gapić na rudzielca z szerokim wyszczerzem na gębie.

- Wyglądasz zajebiście - rzucił i westchnął. Tak… nie rozmawiali za bardzo od imprezy w plenerze - Posłuchaj… pewnie uważasz mnie za zjeba i idiotę. Do tego sztywniaka. Alkoholika, który jak się napruje nie kontroluje tego co robi. - popatrzył na nią, unosząc odrobinę prawą brew - Śpiewa stare ballady chociażby. Było zajebiście. Ty byłaś zajebista… ciągle jesteś. - westchnął i potarł twarz dłonią - A ja nie jestem w tym dobry, wypadłem z wprawy. W ogóle to… żona mnie wyrwała, nie ja ją, nieważnie. Chcę ci powiedzieć… podziękować. Świetnie się bawiłem i mam nadzieję że ty też.

- Nie mów mi co mam myśleć.
- Aria odparła neutralnym tonem który trudno było Antonowi w pierwszej chwili rozgryźć. Mogło brzmieć jak złość na to co właśnie powiedział albo neutralna uwaga. Nie do końca był pewny.

- I pewnie, że jestem zajebista. Zajęłam trzecie miejsce w zawodach w których startują sami faceci. A to tylko jeden z moich atutów. - wydęła wargi gdy to mówiła i Anton zorientował się, że chyba jednak ironizuje sobie. Chociaż coś o jej występach na arenie słyszał już wcześniej.

- No a ty. - rzekła podchodząc do niego i otrzepując dłonią poły jego ubrania. - No też nie jesteś taki beznadziejny. Chociaż mam parę uwag. Więc liczę, że jak wrócisz z tej cholernej dżungli to będziemy mogli to omówić. - rzekła otrzepując te ubranie a na koniec uniosła w górę głowę aby spojrzeć na niego koso z lekkim uśmieszkiem w kąciku ust.

- Tylko parę? - Rusek udał zdziwienie małym rozmiarem tragedii, ale szczerzył się już prawie po ósemki. Wyciągnął własne łapska i chwycił gladiatorkę za ramiona, a potem przycisnął ją do siebie, otaczając mocno w pasie.

- Kanieczna - mruknął, zanim nie minął moment zaskoczenia. Skorzystał, całując ją na pożegnanie zanim zdążył zarobić w zęby.

- A dokąd to? - zanim zdążył się oddalić ruda złapała go za nadgarstek. Całkiem mocnym chwytem. Szarpnęła z powrotem zmuszając go by zajął dopiero co opuszczoną pozycję.
- Co to ma być? Tak to się żegnaj z jakimiś przydrożnymi lafiryndami. - prychnęła na niego jak kot otrzepujący się z nadmiaru wody. A potem złapała i pocałowała go mocno, zachłannie i zdecydowanie. Tak, że miał trudność ustać na nogach pod jej naporem i chyba tylko dzięki przewadze masy i wprawy mu się to udało. Puściła go dopiero jak chyba już im obojgu zabrakło tchu.
- Teraz możesz iść. - odparła uśmiechając się leniwie i kładąc sobie dłonie na biodrach z miną wielkiego samozadowolenia na twarzy.

- Spasiba kamandir - wydyszał poważnym tonem, zaciskając chętnie palce na jej ciele. Jeszcze chętniej zaciągnąłby ją gdzieś na pobocze i tam powtórzył ostatnie ćwiczenia… gdyby nie gonił ich czas. - Miej proszę oko na Morgan… jeśli mogę cię o to prosić. Zostaje sama, odwdzięczę się, obiecuję.

- Jasne. Wygląda na mądrą dziewczynkę. Na pewno nie będzie dawać sobie obijać gęby na arenie.
- łuczniczka uśmiechnęła się łagodnie i z pogodnej twarzy nie szło jej nie wierzyć, że dotrzyma słowa. Tyle musiało wystarczyć i starczyło. Wbrew wewnętrznej paranoi Iwanow ufał jej. Chciał zaufać... był głupi, albo po prostu był człowiekiem.


Drugim punktem na liście było odwiedzenie córki, siedzącej w świetlicy w otoczeniu innych dzieci i Burgera, robiącego za żywą, ziającą i obślinioną maskotkę. Iwanow popatrzył na nich dłuższą chwilę, przystając w progu. Dżungla nie była miejscem dla dziecka… ale jego miejsce było przy dziecku. Błędne koło, albo on był uparty i po raz nieskończony dopadły go wątpliwości. Wreszcie podszedł do małego rudzielca i kucnął tuż obok, tarmosząc psi łeb odruchowo.
- Chcesz coś z miasta? - zaczął neutralnie.

- Z miasta? Przecież nie jedziesz do miasta. Tylko tam. - dziewczynka machnęła w stronę jednolitej ściany dżungli jaka roztaczała się po drugiej stronie ogrodzenia i drogi. Sama też pogłaskała i poklepała Burgera jakby obecność psa dodawała jej otuchy. Inne dzieci przybrały wyczekującą postawę z mieszaniną zaciekawienia rozmowy ludzi z zewnątrz i trochę jakby nie były pewne czy mają odejść czy nie. Wydawało się, że psiak, jeden z nielicznych jakie ocalały z pogromu podczas nocnych walk, stał się pomostem między nimi a ich rówieśniczką. Zresztą dzieciom chyba było łatwiej budować te pomosty między sobą niż dorosłym.

- Alex i Ves jadą do miasta. - żołnierz wyjaśnił cierpliwie - Możemy zrobić listę czego potrzebujemy i im damy. Tylko bez przegięć - uśmiechnął się - Twój biedny staruszek nie robi już w budżetówce. Masz tabletki?

- Mam. A ty masz swoje?
- dziewczynka zrewanżowała się ojcu podobnym pytaniem dalej patrząc na swojego psa.

- Właśnie mi się kończą. Zostały trzy jak rano liczyłem - odparł szczerze i rozłożył trochę ręce - Więc jak, potrzebujesz czegoś? Masz… wszystkie swoje… rzeczy - popatrzył na nią wymownie, jak zawsze gdy chodziło o TE RZECZY, typowo kobiece na których się nie znał za grosz, ale na szczęście Mori zdążyła się od mamy nauczyć czego trzeba.

- Tak, rany tato… - dziewczynka prychnęła jakby właśnie ojciec narobił jej siary przy kolegach co podkreśliła wymownym przewróceniem oczu. - Nic nie chcę. Idź do Ves i Alexa i powiedz by kupili ci prochów. Czy co tam jeszcze ci potrzeba. Oni są fajni. - powiedziała jakby koniecznie chciała przekierować rozmowę na cokolwiek innego niż TE RZECZY.

- Na pewno nie chcesz ciastek, albo czegoś do rysowania? - z uporem niewzruszonej skały drążył dalej, z ulgą przyjmując zmianę tematu - Też ich lubię… może w takim razie chcesz zapas cukierków żeby obdzielić swoich nowych kolegów? - popatrzył na dzieciaki wokoło - Albo nowy nóż. Lub coś z ubrań. Ves na pewno ci wybierze coś ładnego.

Morgan miała minę jakby “była na nie” ale uwaga o cukierkach dla nowych kolegów spowodowała, że spojrzała na nich po czym wróciła wzrokiem do ojca.
- No to te cukierki jak już musisz. Cokolwiek. Oni też są fajni. - mruknęła już tak bardziej tonem jakim zwykle go obdarzała jeszcze dwa czy trzy lata temu gdy nie zaczęła przemieniać się w dorastającą pannicę.

- Dobrze kochanie, coś wam przywiozą - Anton odpowiedział spokojnie, a potem nie zważając na sprzeciwy, objął córkę, przytulając ją do siebie mocno i pocałował ją w czubek głowy - Bądź grzeczna i uważaj na siebie. Wrócę jutro albo pojutrze. - chwilę pomemlał coś niemo pod nosem, zanim dokończył - Kocham cię. Zostawiam ci Burgera… teraz idę. Ale wrócę. Nigdzie nie chodź sama. Słuchaj się Aryi.

Dorastająca nastolatka, która do tej pory gadała z ojcem jakby z musu i najlepiej to w ogóle aby sobie poszedł i nie zawracał jej głowy niespodzianie wtuliła się w niego gdy tylko ją dotknął na pożegnanie.
- Oj, tato, ja wiem, że ty musisz jechać bo znów jesteś w jakimś głupim wojsku. Ale o mnie się nie martw ja tu sobie poradzę. A ty wróć bo się na ciebie wścieknę i wyrosnę sama na jakieś nie wiadomo-co i będzie ci dopiero głupio. - powiedziała ze ściśniętym gardłem gdzieś mamrocząc w jego łopatkę i cały czas ściskając go mocno jakby mieli się już nie zobaczyć.

- Wrócę kochanie. Zawsze od ciebie wrócę - powtórzył nie puszczając jej z objęć. Zastygli tak we dwoje przez długi moment. Nim z udawanymi uśmiechami nie rozeszli się, choć gdy wyszedł za próg, Iwanow mocno zaciskał pięści i szczęki.


Ostatnim punktem na liście do odhaczenia przed wyjazdem była para z Det. Niestety Ves nigdzie nie mógł znaleźć, za to przy znajomej furze dostrzegł Runnera.
- Jak tam, gotowy do drogi? - zagaił rozmowę lekkim tonem, niepasującym do profesjonalnego sztywniaka z NYA - Spakowałeś i zabezpieczyłeś wszystkie foczki, żeby się po drodze nie uszkodziły?

- No właśnie czekam aby je zapakować.
- Alex pozwolił sobie na rubaszny żarcik. Ale rzeczywiście z całej trójki dziewczyn jaka miała z nim jechać na razie żadnej przy samochodzie nie było widać. A Runner wyskrobywał resztki przedniej szyby zasypując okolicę drobnymi, szklanymi kryształkami. - A słyszałem, że tobie trafiła złota robota. - puścił Antonowi żurawia razem z krzywym uśmiechem.

- A żebyś wiedział. - Iwanow pokiwał mądrze głową - Złota to mało powiedziane, ale nie będę cham. Chcesz to się zamienimy. Ja pojadę z rozwydrzonymi babami na zakupy do miasta, a ty skoczysz w teren, wozić się z karabinem jak na prawdziwego faceta przystało.

- No ale rozkaz to rozkaz. Sam słyszałeś. Nasz jaśnie pan tak kazał to co my, biedne żuczki, możemy zrobić?
- Alex machnął brodą gdzieś w stronę piętra szkoły gdzie, gdzieś tam była świetlica w jakiej rano odbyła się narada i szef rozdzielił zadania tak a nie inaczej. - A w ogóle to na co się czaisz? - zapytał wracając do wydłubywania kawałków szkła z framugi.

- Wojsko to syf - były porucznik mruknął nagle dość ponuro, sięgając po złożoną na cztery kartę, a razem z nią podał gangerowi garść gambli - Potrzebuje paru rzeczy, to lista. Będę cholernie wdzięczny jak to z Ves ogarniecie w Nice City.

- Pokaż. -
ganger przerwał swoje zajęcie i wziął od Antona kartkę. Rozwiną, przeleciał wzrokiem i zwinął z powrotem. - Dobra jak będzie to załatwimy ci to. - obiecał chowając kartkę do kieszeni spodni. - A to wrzuć tam do tej skrzynki na pace. - powiedział widząc naszykowane na wymianę gamble i wskazał na jeden z pojemników na kufrze wozu.

- Dzięki. Weź jeszcze flaszkę. Jaką chcesz - Iwanow kiwnął krótko głową - Dla ciebie. Za fatygę… i kurwa. - zaklął, rozglądając się czy nikt nie podsłuchuje. Nachylił się do gangera - Co kupić lasce takiej jak Aria? Użytecznego… ma rzucić okiem na Mori jak mnie nie będzie i chcę. Się odwdzięczyć. Też za fatygę - dodał prawie bez krzywienia i przełykania kiepsko szytej ściemy.

- Co kupić Arii? - Alex zamyślił się drapiąc się śrubokrętem jakim wygrzebywał kawałki szkła z framugi po zarośniętym policzku. - Ja bym kupił nóż. U nas wszyscy mieli noże. Chociaż dla mojej Ves to kiepski prezent. - przyznał po chwili zastanowienia i chyba też miał kłopot co by tu można wybrać. - Wiesz co? Pogadam po drodze z Ves. Ona jest bardziej kumata w takie sprawy. Ja to się znam na furach, spluwach i nożach a nie na kupowaniu prezentów laskom. - wyznał w końcu z rozbrajającą szczerością.

- Dobry pomysł - Iwanow parsknął, a potem uścisnął Runnerowi dłoń - Szerokiej drogi i jeszcze raz dzięki. Widzimy się pojutrze. Uważajcie na siebie.
 
Dydelfina jest offline