Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2019, 15:03   #4
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację

Deszczowe, jesienne Seattle wydawało się częściowo wyludnione, gdy przemierzali jego ulicę na głośnych motorach. Nie byli jedyni, nie zwracali na siebie szczególnej uwagi - oprócz odprowadzających ich spojrzeń policji i widocznego tu i ówdzie wojska. Poza tym miejsce to funkcjonowało i żyło, nikt tu prawdopodobnie nie bał się codziennie o swoje życie, a przestępczość mieściła się w granicach cywilizowanego miejsca. W tych okolicznościach nabycie skórzanych kurtek, kasków, farb czy wykonanie na drukarce 3D odpowiedniego szablonu zabierało wyłącznie czas i nie stanowiło wyzwania. Trochę więcej szukania wymagało znalazienie miejsca do przeróbek i malowania, z tym pomogło jednakże samo miasto i liczne pustostany na jego obrzeżach. Mogli przebierać w starych fabrykach i magazynach, wybierając taki najmniej widoczny z głównych ulic. Uwinęli się ze wszystkim w trzy i pół godziny, a efektem były przerobione motory z symbolami feniksów. Co więcej, Scrap okazała się bardzo dobrym mechanikiem i jej nakładki wyciszały silniki o dobre trzy czwarte. Nie były to bezszelestne pojazdy elektryczne, ale i tak efekt był bardzo, bardzo zauważalny. Wszystko to kosztowało ich dodatkowe tysiąc eurodolarów, czyli po dwieście pięćdziesiąt od łebka.
Zbliżała się trzecia po południu i musieli zastanowić się jakie kroki wykonać dalej.
- Zostało mi zostawienie rzeczy, na pewno są mieszkania do wynajęcia. Zostawię ekwipunek na podglądzie, z włączonymi systemami obronnymi - wyszczerzyła się Dawn, niczym osoba planująca paskudną psotę. - Przy okazji możemy tam się przespać i w nocy jechać do twojej kwatery, Shade. Tam nic nie będzie? Więc potrzebne będą też przyziemne zakupy. Za dnia będziemy próbować nawiązać kontakt z gangiem czy od razu do Republiki?
- Nie wiem co tam zastaniemy - Druga najemniczka wzruszyła ramionami - Piętnaście lat temu, kiedy ostatni raz go widziałam, dom chylił się ku upadkowi, choć miał jeszcze sporo wyposażenia, które nie przypadło do gustu szabrownikom. Czas raczej nie polepszył jego kondycji. Na pewno potrzebujemy jedzenia jeśli nie chcemy zużywać żelaznych racji. Skoro mamy udawać wędrujących przybyszów z daleka, nikogo nie zdziwi, że będziemy mieli przy sobie podstawowe rzeczy do spania czy gotowania oraz do przetrwania w różnych okolicznościach.
- Nie ma też co wydawać, ani pokazywać więcej niż trzeba - odezwał się O'Hara. - Nasz ekwipunek daleko wykracza poza to co mają nomadzi, skłaniam się ku unikaniu gangów tak długo jak to możliwe. Timothy twierdzi, że tamci wsiąkli w Republikę, tam więc się kierujemy, zaczynając od Granite Falls. Alker, tak jak ustalaliśmy wcześniej pilnujesz naszej bazy wypadowej w tym rozpadającym się domu? Przejedziemy tam nocą, teraz trzeba odespać jet laga ile się da - Kane instynktownie wchodził w rolę dowódcy. - Oprócz jedzenia kupiłbym tylko koce, na pierwszy rzut oka ukrywają niewymiarowy ładunek. Rozłożonej na kawałki broni to żadne z nas nie odważy się wozić, aye?
- Tak, zostanę tam - potwierdził detektyw. - Postaram nie rzucać się w oczy i jednocześnie dowiedzieć jak najwięcej o okolicy.
- Dobra, do nocy mamy trochę czasu, nie wszyscy musimy tłumnie robić zakupy tego żarcia i kocy, a dodatkowy lokal i tak się przyda jako przechowalnia sprzętu, zwłaszcza tego od Scrap, więc przewertuję lokalne oferty - zaproponował Felix. - Będę szukał mieszkań w mieście zlokalizowanych jak najbliżej Granite Falls. Najlepiej z garażem, ale niezależnie od tego sprawdzę też osobne oferty na garaże, magazyny i warsztaty. Wszystko, co może nam się przydać. To, że jest tutaj wiele ruinek, już wiemy, ale zobaczymy, co jest jeszcze. Najwyżej po prostu nie skorzystamy.
"Jak najbliżej Granite Falls" wypadało w Lynnwood tam gdzie widzieli to już wcześniej na mapie i mniej więcej orientowali się z podziału stref. Północnej granicy miasta strzegły posterunki policyjne i wojskowe, sama mieścina zaś była kiedyś bogatą sypialnią Seattle. Obecnie - podupadającym miasteczkiem z mnóstwem ofert sprzedaży. Fox wyhaczył jednak i kilka dotyczących wynajmu, nawet krótkodystansowego. Jedna szczególnie była atrakcyjna ze względu na elektronicznie załatwiane formalności i jako potwierdzenie stanowiła tylko rozmowa z agentem nieruchomości. I koszt - dwadzieścia eurodolarów na dobę - należał do śmiesznych za cały dom z podwójnym garażem. W spokojnej okolicy na pierwszy rzut oka zamieszkanych była mniej więcej połowa budynków, a często gęsta, nie przycinana roślinność odgradzała od wielu wścibskich oczu. Mimo tego Lynnwood żyło, sklepy były czynne, a nawet to co wystawiono na sprzedaż jak na razie uniknęło zniszczeń. Podjeżdżając tam minęli dwa wozy policyjne, prawdopodobnie sekret tego stanu rzeczy. Miasto albo rząd musiało płacić wysokie rachunki za przywrócenie Seattle i okolic do życia. Co prawda ich kwatera wyposażona była spartańsko, ale była kuchnia, łazienka i łóżka, a więcej nie było im trzeba. To co mieli zastać w ruinie Shade będzie bez wątpienia o wiele, wiele gorsze.
Shade wyświetliła holograficzna mapę Everett i zaznaczyła na niej miejsce, gdzie znajdował się dom o którym wspominała. Okolica była zdecydowanie odludna, oddzielona od reszty miasta rzeką. Prowadziły do niego dwie drogi. Jedna od strony nadbrzeża, stromo wspinająca się pod górę, druga od północy prowadziła do głównej drogi na wschód:
- Jak widzicie tereny kontrolowane przez gangi od tej strony oddzielone są rzeką od Seattle i pozostałych miejscowości z zachodu. Wystarczy kontrolować mosty, by mniej więcej ogarnąć kto przemieszcza się w tamtą stronę. - Powiedziała najemniczka. - Możemy spróbować zorganizować jakąś łódź, by niepostrzeżenie przedostać się przez wodę, ale by przewozić nią motory musiałaby być duża. Trzeba by spróbować wynająć kogoś, kto nas przewiezie. Można też zaryzykować i próbować po prostu przejechać przez most. Może nikt go nie kontroluje lub będzie to pierwsza próba naszego kamuflażu.
O'Hara rozsiadł się na jednym z łóżek, rzucając pod nogi torbę i plecak, a obok siebie stawiając pudełka z szybkim żarciem nabytym po drodze. Jedną ręką obgryzał nóżkę kurczaka i gestykulował, drugą odpinał suwak i wyciągał kawałki wysłużonego, przerabianego już kilka razy, ciągle niezawodnego Jackhammera. Rzucił krótkie spojrzenie na to co pokazywała Shade.
- Jak pamiętam z mapy, do Granite Falls i tak nie dotrzemy rzeką, nie wiem więc czy warto szukać przewoźnika z krypą dużą na tyle, żeby zabrać cztery motory. Alker nie ma swojego, tego jego vana i tak nikt nie zabierze. Da się dopłynąć do Arlington gdzie też blisko do Republiki, ale po co? Łódź jak będą chcieli to bez trudu zatrzymają. Na moje to próbujemy normalnie. Gangi motocyklowe nie kojarzą mi się z budowaniem szlabanów i barykad na mostach. Do samego Everett na razie nie wjeżdżamy.
Przerwał na pozbieranie myśli i dojedzenie kurczaka. Ogryzioną kosteczkę wrzucił do pustego pudełka i wprawnymi ruchami, bez patrzenia, zaczął składać broń.
- Lub możemy inaczej. Alker sam jedzie sprawdzić, łatwo mu o wymówkę. Jesteśmy z nim w kontakcie, nie mamy co teraz zostawiać w tej kwaterze. Jeszcze tej nocy próbujemy zamiast tego dostać się do Granite Falls i zbadać jak to tam wygląda.
- Zanim dotrzemy do mostów mogę zrobić rekonesans - Scrap zrzuciła skórzane ciuchy i rozlokowała już walizki na środku pokoju, siadając na podłodze pomiędzy nimi. Otworzyła pierwszą, rozsuwane wieko ujawniło równe poukładane mniejsze pudełka. Wiedziała co do czego jest bez patrzenia. Wyjęła najpierw takie wielkości pudełka do butów i wyciągnęła z niego coś kształtem przypominającego deskę klozetową.
- To Frugo. Nie jest to moja najładniejsza z konstrukcji, ale może unieść się bardzo wysoko. Jedynym jego wyposażeniem poza napędem są kamery. Jego bez wątpienia muszę zabrać na naszą misję - odłożyła pudełko, sięgając po drugie, miniaturowe. Ze środka wyleciał komar siadając na opuszku wyciągniętego palca. - Bzzt też leci z nami, nie zajmuje nic miejsca. No i oczywiście…
Przesunęła się pod drugą walizkę, przez moment pracując nad zabezpieczeniami. Otworzyła się, a ze środka wysunął się od razu, umieszczony na solidnych trzymakach, opancerzony dron bojowy.
- Bez Boba nie czułabym się bezpiecznie. Plus kilka narzędzi i mam zapełnione miejsce. Wezmę jeszcze pająka, któremu zamontowałam system do rozprowadzania gazów. Zastanówmy się czego jeszcze możemy potrzebować z mojej elektroniki, w razie czego nawet coś na szybko mogę dostosować i będziemy to wozić na jednym z waszych motorów.
- Zazwyczaj podczas akcji problem stanowią urządzenia zabezpieczające. - Odezwała się Shade z ciekawością oglądając zabawki dziewczyny. - Mamy komunikatory, ale nie zawsze jestem w stanie opisać dokładnie na co się natknęłam i nie wszystko łatwo jest rozbroić. Przydałoby się coś co polepszyłoby komunikację między nami nie tylko na poziomie werbalnym. Czego oczami mogłabyś patrzeć i za pomocą czego mogłabyś rozbroić lub uruchomić urządzenie z moją pomocą. Wiesz ja przystawiam w odpowiednim miejscu, coś przycinam, podpinam itd, a ty kierujesz bardziej skomplikowanymi operacjami. Myślisz że dałoby się coś takiego stworzyć? Ważne by było na tyle małe, bym mogła schować to pod skafandrem.
- Na tym się nie znam - Dawn sięgnęła znowu do pierwszej walizki, grzebała w niej chwilę i wyjęła coś co wyglądało na kabelek z małym plastikowym pudełeczkiem na końcu. - To się zna za mnie. Wystarczy podłączyć i jeśli rozpozna system zabezpieczający to będzie go crackować. Nie piszę oprogramowania, niestety - westchnęła. - Bzzt może lecieć z tobą, a jak komuś brakuje to mogę się podzielić dousznym komunikatorem. Mam też większego drona z lepszymi kamerami i wysięgnikiem, zdolnego do prostych zdalnych napraw, ale jest prawie tak niewymiarowy jak Bob jak przychodzi do pakowania go. Musiałam go rozkręcić na czas transportu. Tylko czy on będzie nam faktycznie potrzebny tam? Tik-tak może zawsze siedzieć na twoim ramieniu jako moje oczy - wyjęła z tej samej walizki pająka nieco mniejszego od własnej pięści.
Valerie wzięła do ręki kabelek i pająka.
- Powinno się nadać. Ciekawe dlaczego to ma zawsze takie paskudne kształty? - zapytała z rozbawieniem. - Dobrze, że nie mam problemów z arachnofobią. Włożę to do mojego wyposażenia. Nie mam tego za wiele. W przeciwieństwie do niektórych… - Rzuciła rozbawione spojrzenie w kierunku Foxa. - Nie lubię dźwigać zbyt wiele.
Alker, który kręcił się po domu, sprawdzając wyjścia i okna, teraz dopiero włączył się do tej rozmowy.
- Jak na mój gust to ten pajączek wygląda całkiem zgrabnie. Podoba mi się też opcja zwiadu wykonanego deską sedesową - roześmiał się. - Jak nie będzie się ich tam za dużo kręcić to mogę sam podjechać. Bez sprzętu Scrap wywinę się jakoś. Mogę nawet przedstawić prawdziwą bajeczkę, że kogoś szukam. Jak daleki zasięg ma ten dron?
- Moja droga Valerie, nie wystarczy ci, że masz nas takich pięknych tutaj? Dla równowagi świata przedmioty mogą być brzydsze - roześmiał się Kane. - Jak się będzie dało, zrobimy najpierw zwiad. Jaki plan dalej? Najpierw robimy za nomadów, pieprzymy o szukaniu nowego życia i zupełnie nie pytamy o porwanych?
Wyjął następne udko mikrokurczaka i kilkoma kęsami je ogryzł, kością celując we Frugo.
- Pamiętam jak płakałaś, nie mogąc go zabrać do dżungli.
- To było smutne rozstanie - westchnęła i pociągnęła nosem Scrap. - Na szczęście tu nie muszę, bo się może przydać pomimo ilości lasów - pogłaskała czule drona. - Komunikuję się z nim przez satelitę, to powoduje delikatne opóźnienia, lecz dzięki temu zasięg ma wielu kilometrów. Nawet siedząc tu mogłabym podglądać Everett, ale wolę nie próbować, żeby mi wojsko go nie strąciło.
Zaczęła kompletować wyposażenie, te zabierane układając w jednym miejscu, resztę chowając do walizek i przesuwając w róg pomieszczenia.
- Skoro robimy to tak to lepiej do Granite Falls wjechać za dnia, moim skromnym zdaniem - wstała, a oczy nagle jej zabłysły. - No, to ja się obnażyłam. Teraz wy mi pokażcie swoje sprzęty!
- To twoje Frugo ma jakąś opcję kamuflażu? - Zapytała zwiadowczyni ignorując kolejne pytanie o swój sprzęt. - Jeśli nie, może narobić więcej problemów niż przynieść pożytku.
Scrap spojrzała na Shade z wyrzutem i bólem, jak gdyby to pytanie ubodło ją mocno. I tak mogło w rzeczywistości być.
- Frugo potrafi się wznieść na wysokość kilometra, jest niewidoczny dla ludzkiego oka w takiej odległości - odpowiedziała, ale już bez uśmiechu.
Fox, najedzony już wcześniej, od razu po wejściu do wynajętej kwatery bezceremonialne udał się do kibla. Gdy wyszedł lżejszy o parę kilogramów, sprawiał wrażenie człowieka ukontentowanego. Usiadł na swoim łóżku, przyglądając się kolejnym wyciąganym przez Scrap dronom.
- Czyli sedes robi nam zwiad ogólny - rzucił po ostatnich słowach najemniczki. - Możemy go wysłać jeszcze przed Alkerem, potem pomoże śledzić vana i wypatrywać ewentualne blokady czy zagrożenia. Dzięki temu będziemy mogli trzymać się w dużej odległości od pojazdu. Póki co róbmy za nomadów i znajdźmy tę ruinkę Shade. Następnie możemy sprawdzić wjazdy do Granite Falls, zobaczyć, jak tam wygląda sytuacja. Jeżeli informacje Alkera są aktualne, to na obrzeża mamy szansę dojechać bez ekscesów, ale do samego miasta za dnia tak po prostu nie wjedziemy, więc jeśli już, próbowałbym dostać się tam nocą. Ja jednak nie wchodziłbym tam na ślepo, byleby wleźć, a potem błądzić i włóczyć się po mieście. Proponuję, by wcześniej spróbować nawiązać kontakt z osobą ze środka, o której wspominałem. Dowiedzieć się, czy zechce się z nami spotkać i gdzie. To dałoby nam jakiś konkretny cel i konkretne miejsce, a to już coś - Raver skończył mówić, po czym zaczął grzebać w swoim plecaku. Wyciągnął z jednej z kieszeni małe coś, przypominające nieco kształtem i wielkością kulę bejsbolową, po czym położył to na stolik, a sam w ręku trzymał niewielkie urządzenie, które musiało być panelem sterowania. Robocik wysunął małe nóżki i zastygł bez ruchu na samym środku stolika.
- Tak się składa, że mam też własnego drona - uśmiechnął się do Dawn. - Lata, jeździ, cyka fotki i nagrywa w różnych trybach, na manualu lub automacie, a poza tym może wysyłać alarmy w przypadku wykrycia postaci, których nie ma w swojej bazie. Dobry zatem i na zwiad, i jako system wczesnego ostrzegania.
- Nie jestem przekonana do tych wszystkich zabawek. - Szczerze powiedziała Valerie. - Niektóre owszem mogą być przydatne, ale moje doświadczenie podpowiada mi, że zawsze w nieodpowiednim momencie narobią kłopotu. Fox, Kane pamiętacie Zoltana i jego mecha bardzo dobrze. W ostatecznym rozrachunku więcej było z tym problemów niż korzyści. Skoro to Scrap jest specjalistką od takich urządzeń, proponuję Felix byś się bez potrzeby nie wychylał ze swoim.
- Z drona korzystam, gdy może być przydatny, a ta zabawka na szczęście nie jest taka duża jak Zoltanowa - odpowiedział zwiadowczyni Fox, po czym z kieszeni kurtki wyciągnął inne urządzenie wyglądające nieco jako pilot i wskazał nim miejsce obok Valerie, na którym wyrosła druga postać, a konkretnie - drugi Raver, tak samo poharatany jak prawdziwy. Projekcja zrobiła pokazowy, ceremonialny wręcz ukłon przed Shade, po czym wyszczerzyła się do niej w uśmiechu. - Ta z kolei kilka razy ratowała mnie z opresji, jak może sobie przypominasz. Doceniam taki sprzęt, chociaż traktuję czysto użytkowo. Nie sądzę, byś przestała korzystać ze swojej czapki-niewidki, mimo iż sam pamiętam, jak wysadziło ją EMP i też przestała działać - wzruszył ramionami.
- Nie do końca dobrze mnie zrozumiałeś, Felix - Alker odniósł się do planu przedstawianego przez najemnika, zupełnie nie wtrącając się w rozmowę o sprzęcie. - Do Granite Falls może wjechać każdy kto chce. To jak miasto graniczne. Dalej nie pojedziesz, na pytania odpowiada milczenie, ale wjechać się da. Nikt cię nie zaatakuje. Jeśli chcecie oficjalnie dostać się do Republiki to albo tam albo w Arlington. A jak chcecie się wkradać to bezdrożami, ale chyba nie po to kupiliście motory, aby się zakradać.
- To że mam zastrzeżenia, nie oznacza jeszcze, że jestem przeciwna każdej technologii. Po prostu wypytuję o szczegóły, by lepiej osądzić ich przydatność. W końcu wygląda na to, że większość z nich jest nastawiona na działalność zwiadowczą, a więc zdecydowanie wkracza na moje pole działania i wolałabym raczej mieć z ich strony pomoc, a nie problemy. Nie bierzcie sobie moich uwag osobiście. - Przy tych słowach Shade popatrzyła na siedzącą z pochmurną miną specjalistkę od robotyki. - Co do planu zdecydowanie wkraczamy do zamkniętej strefy jawnie więc w dzień. Jeśli udajemy nomadów nie możemy się ukrywać. Musimy jeszcze ustalić jak się przedstawiamy? Co powiecie by używać naszych pseudonimów?
- To rzeczywiście ułatwia decyzję, możemy próbować zatem w dzień - potwierdził Raver. - I jestem za korzystaniem z naszych pseudonimów. Mamy to w nawyku, nie trzeba niczego wymyślać.
- Zgadza się, najprostsze rozwiązania są najlepsze. I te nasze ksywki pasują do nomadów - zgodził się Kane. - I nie bój się, Shade. Te małe zabawki nie zamienią się w kilkutonowego mecha, sprawdzałem poprzednio. Nikt nie będzie ci tuptał za plecami - wyszczerzył się. - Dobra, to postanowione. Śpimy do północy i jedziemy do kwatery przy Everett. Jak się uda zadomowić to spróbujemy doprowadzić chociaż jeden fragment do używalności, a rano wyruszamy do Granite Falls. Ten sen teraz nam się przyda, nie wiadomo kiedy następnym razem zdarzy się okazja.
- No to mamy plan. Co do Kwatery w Everett, nie powinna być gorsza niż w Mogadiszu. - Zaśmiała się zwiadowczyni na wspomnienie tego czym mogli dysponować w czasie jednego ze wspólnych zleceń. - Tyle że klimat mamy tutaj znacznie gorszy. W sumie ostatnio stwierdziłam, że lubię zlecenia w ciepłych krajach. Przynajmniej tyłek nie marznie, kiedy trzeba go obnażyć.
- A co to za specjalne zadania tego wymagają? - roześmiał się Timothy. - Tu nie jest jeszcze tak źle, w najbliższych dniach zapowiadają podobną pogodę, w nocy będzie schodzić do minimalnie pięciu stopni według prognoz.
- Spróbuj się wysrać przy minus pięćdziesięciu, to zrozumiesz w czym problem. - Mrugnęła do niego najemniczka. - Nie wspominając o innych silnych potrzebach…
- Staram się unikać takich temperatur. Przedstawione w ten sposób to mocno zastanowiłbym się nad nie zdejmowaniem do tego spodni - roześmiał się raz jeszcze. - Nie wiem ile masz silnych potrzeb, ale sposobów na rozgrzanie jest dużo.
- Nie mam nic przeciwko by się z nimi zapoznać… - Valerie była wyraźnie rozbawiona. - W końcu do północy wiele czasu, a mój lot klasą biznes był wyjątkowo wygodny.
- Jestem pewien, że jeden z pokoi ma zarówno łóżko jak i działający grzejnik - zapewnił Alker. - Trzecie źródło ciepła jest przenośne.
- Łóżko? Grzejnik? To takie banalne. - Kobieta wzruszyła ramionami i żartobliwie wydęła wargi. - A już myślałam, że zaproponujesz coś odkrywczego na zewnątrz. Ile to miało być stopni? Pięć? To chociaż odrobina wyzwania…
- Odkrywczego? - spojrzał w stronę bojowego drona. - Scrap, jak mocno się rozgrzewa Bob?
- Hmmmm… - zapytana przyłożyła palec do brody. - Mógłby poradzić nawet na minus pięćdziesiąt, ale bardzo punktowo - uśmiechnęła się uśmiechem osoby właśnie sobie to wyobrażającej.
- Valerie, zawsze szukasz skomplikowanych rozwiązań prostych sytuacji. Po co kombinować skoro w grupie najcieplej, zwłaszcza z dużą ilością tarcia - wyszczerzył się Kane, rozbawiony rozmową.
Kobieta parsknęła śmiechem, najwyraźniej wizualizując sobie to co powiedział Irlandczyk.
Fox przyglądał się dronowi bojowemu z uśmieszkiem na ustach, po czym jednak pokiwał głową, mrucząc pod nosem:
- Ech, cholera. Ja to jednak jestem tradycjonalistą.
 
Widz jest offline