Leonor zauważyła brak kruka. Nauczyła się go obserwować, bo inni też go obserwowali. Zauważyła też patrol, ale wspominając ciągle swój ostatni cios, który ponownie wysłał ją w zaświaty uznała, że ryzyko należy limitować, bo nawet akolitce Najpotężniejszej może kiedyś zabraknąć szczęścia.
Ponieważ sama potyczka wydawała się prosta, a ona sama raczej pilnowała tyłów, na których nie działo się nic, a raczej których istnienia nikt poza Leonor nie zakładał, jej stan zdrowia obciążył jedynie ogromny wysiłek umysłowy mający powiązać fakt zniknięcia kruka z działaniami Ostatnich. Dzierżąc w rękach kij bojowy zamiast rapieru, aby bardziej odpychać i pacyfikować wrogów nich ich zabijać dodawała dwa do dwóch. Rachunki akurat zawsze szły jej dobrze, a ich podstawy zdobyła jeszcze, gdy ze swoim wujem kupcem przemierzała ziemie Imperium... kiedy to było? Trzy wizyty w zaświatach temu, gdy jeszcze nie wiedziała, że Wszechpotężna jest tak wszechpotężna, a jej głowa miała mniej blizn, niż jej palce rąk. W zasadzie to ostatecznie lepiej oberwać w głowę, niż stracić palec. Palcami można trzymać rapier, a kiedyś może również nauczyć się strzelać z łuku. Do łuku i kija to potrzeba nawet dwóch rąk... zaraz... chyba nie o tym miała myśleć.
Po zakończeniu potyczki nie miała jednak wątpliwości. Złapała kij, a wzrokiem wyłapała maga. Najchętniej strzeliła by mu tym drągiem w gębę, ale wiedziała bardzo dobrze, że z magami nigdy nic nie wiadomo, a poza tym nie był jedyny w tym gronie, który polował na... uśmiechnęła się szelmowsko.
Wycelowała palcem w pierś mężczyzny.
- Czego chcesz? Co? - jej głos był stanowczy, ale nie brzmiał głośno i sugerował raczej, że próbuje z Loftusem przehandlować tytoń za jakieś inne żołnierskie towary pierwszej potrzeby. Kto wie czego wariatka może potrzebować? Ale mag wiedział czego chciał, a teraz tego chciała się też dowiedzieć Leo.