Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2019, 17:23   #34
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Wybrawszy stolik z dobrym widokiem na lokal, ale dający sporo prywatności, siedząc plecami do ściany, zamówiła kawę i czekała.
Nieznajomy nie dał długo na siebie czekać. Wszedł do środka tuż po tym, jak pani kustosz wzięła pierwszy łyk. Wciąż w tym samym kapeluszu - świadectwie mody, bez praktycznego zastosowania w mieście, w którym nigdy nie padało. Przysiadł się do Tamary bez pytania, sięgając po leżące menu.
- Pani Le Paige - uchylił ronda. Był szatynem, gładko ogolonym, w wieku około trzydziestu lat. I nadużywał wody kolońskiej.
Tamara odpowiedziała mu uprzejmym skinieniem głowy. Trzymając oburącz filiżankę blisko ust przez chwilę uważnie studiowała twarz mężczyzny. Upiła w tym czasie jeszcze mały łyk kawy i odstawiła filiżankę na spodek.
- Nietypowy sposób na zaproszenie kobiety na filiżankę kawy. - Powiedziała z lekkim rozbawieniem.
- Kawę zamówiła pani sobie sama - zaprotestował, skupiając się na kolejnych pozycjach na liście dań. - Ja tylko zaprosiłem panią do kawiarni. Wie pani kim jestem?
- Niekulturalnie byłoby siedzieć tu niczego nie zamawiając. - Pani kustosz upiła kolejny łyk. - Wyproszono by mnie stąd z pewnością. I nie, nie wiem kim pan jest.
- Jeśli kelnerzy chcą zarobić, to przyjdą do mnie - mężczyzna odłożył wreszcie kartę i spojrzał Tamarze prosto w oczy. - Ja chyba też nie wiem, kim pani jest. Kustosz muzealny, opiekun nowej wystawy w Skarbcu Neptuna, ale jest w tym coś jeszcze, prawda?
- Zajmuję się również wyceną i oceną autentyczności dzieł sztuki. - Odwzajemniła spojrzenie.
- A co wycenia pani dla Jeffersonów?
Rozmowę chwilowo przerwało pojawienie się kelnera. Nieznajomy zamówił kawę po irlandzku, choć była raptem dwunasta i zapłacił z góry.
- Nie ujawniam poufnych infromacji osobom postronnym.- Odpowiedziała profesjonalnie chłodnym tonem gdy kelner już odszedł.
- Nawet, gdyby postronne osoby poinformowały wspomnianych Jeffersonów, że są pod obserwacją? - szatyn utrzymywał inicjatywę.
- To jest już szantaż. - Odpadła rozbawionym na pozór głosem. - A ja takim nie ulegam.
- A czemu pani ulega?
Tamara przekrzywiła lekko głowę. Na jej twarzy wypłynął delikatny uśmiech.
- To jest jeszcze pilniej strzeżona informacja. - Odpowiedziała mu ściszonym głosem.
- Więc zostaną przy szantażu - stwierdził, spoglądając na kelnera, który przynosił jego zamówienie.
- Jakie to urocze. - Odpowiedziała skupiając swój wzrok tylko na rozmówcy.
- Nie mam czasu na zaprzyjaźnianie się, a chcę wiedzieć czego u niego pani szuka - stwierdził po prostu, odbierając kawę. Spojrzał na nią, jakby spodziewał się, że zobaczy włos albo muchę i odłożył na stolik.
- Ponieważ? - Le Paige nadal wpatrywała się w rozmówcę.
- Ponieważ - nieznajomy uniósł wzrok i odwzajemnił spojrzenie pani detektyw - może szukam tego samego.
Pociągnął łyk z filiżanki i wtedy coś zaskoczyło w pamięci Tamary. Rosły mężczyzna, w średnim wieku, powolnie jedzący śniadanie. Widziała go kilka dni wcześniej, gdy przyglądał się mieszkaniu Jeffersonów. Tylko wtedy nie miał kapelusza, ani krawata.
- Jeżeli szukamy tego samego, to nie pójdzie pan do Jeffersona. Szantaż zatem odpada. - Pani kustosz również się napiła.
- Ale jeśli się niczego nie dowiem, to jest mi pani niepotrzebna, a potencjalnie robi za konkurencję, której zawsze dobrze się jest pozbyć. Więc szantaż pozostaje na stole - obstawał przy swoim.
- Lub narobi zamieszania, które niepotrzebnie ściągnie uwagę innych. - Uniosła lekko prawą brew ku górze. - Więc może jednak współpraca?
Zmrużył w zamyśleniu oczy i dał sobie jeszcze chwilę, pociągając łyk napoju.
- Współpraca nie brzmi źle. Z jakiego powodu ich pani śledzi?
- W trosce o dobro moje klienta. A pan, panie…? - Zawiesiła głos.
- A pan oczekuje, że nie będziemy mówić ogólnikami, bo się nie dogadamy - cóż, nie zaliczał się do przesadnie sympatycznych.
- Owszem, nie dogadamy się. Ponieważ komuś na tym nie zależy. I chyba będzie trzeba wrócić do przydługich śniadań w Skarbcu Neptuna. Tylko ciekawe kiedy firma ochroniarska, którą wynajmuje obiekt, interesujący nas oboje zorientuje się w tym?
- Pożyjemy, zobaczymy. Ale to ja zadałem sobie trud pani odnalezienia i sprawdzenia, więc jestem w lepszej pozycji negocjacyjnej. Po prostu wiem, z kim rozmawiam i w razie czego wiem, komu mogę napsuć krwi. Pani nie ma tego komfortu, więc negocjacje z pozycji siły do niczego nie doprowadzą.
- A skoro pan zadał sobie ten trud, to musi pan czegoś ode mnie chcieć. I to bardzo.
- Dokładnie - zgodził się. - Chcę wiedzieć, dlaczego pani węszy przy Jeffersonach.
- Ponieważ do moich obowiązków należy dbanie o dzieła sztuki, które mój pracodawca wystawia w dokach dzierżawionych od Jeffersona. - Tamara podniosła się z miejsca.
- Jak tam pani chce - nieznajomy nie ruszył się z miejsca. - Jefferson na pewno zrozumie, dlaczego śledzi pani nianię jego dziecka.
- Zdziwiłby się pan. - Le Paige spokojnie ruszyła do wyjścia. Nikt nie próbował jej zatrzymać.

Tamara trochę klucząc po mieście, wróciła do domu, zastanawiając się kim był grubiański nieznajomy. Postura, postawa i podejmowane działania pozwalały przypuszczać, że to były wojskowy lub policjant. A tacy znajdowali pracę jako ochroniarze i detektywi. Fontaine Private Eyes odpadała jako agencja go wynajmująca, bo mieliby w tym jawny konflikt interesów i źle odbiłoby się to na ich reputacji. Z dużych graczy pozostawało Ryan Security - czy możliwym było, że główny konkurent Fontaine'a chciał mieć oko na jego firmy? Nie dało się tego wykluczyć. Pozostawali jeszcze prywatni detektywi, choć tych nie było wielu. Kobieta postanowiła rozpocząć wywiad prosto - od wygodnego fotela i gazety z listą ogłoszeń. Wśród nich były tylko dwa nazwiska, których Tamara nie znała: niejaki Rock Flanagan i Henry Heaton. Flanagan było nazwiskiem irlandzkim lub szkockim, a nieznajomy nie brzmiał jak Brytyjczyk, no ale samo nazwisko mogło być zwodnicze.
Tamara zadzwoniła najpierw do Ryan Security i poprosiła o przygotowanie oferty ochrony wystawy, którą zorganizowała. Zaznaczyła przy tym, że chce osobiście przejrzeć dossier ludzi wytypowanych do tej pracy.
A później umówiłam się z panem Flanaganem. Ze swoim mocno rosyjskim akcentem podała się za żonę, która chce wyśledzić niewiernego męża. Ot taka mała klasyka gatunku, ale jakże chwytliwa.
Duże firmy, a taką niewątpliwie było Ryan Security, potrzebują zawsze czasu na rozruch. Miła telefonistka wypytała tylko o kilka podstawowych informacji i obiecała oddzwonić, gdy już przygotowane będą należne papiery.
Co innego prywatni detektywi - robota była jak zając i jeśli się jej nie złapało, to miała tendencję do uciekania. Rock zgodził się wysłuchać problemu od ręki, proponując spotkanie w kafejce przy stacji metra w Forcie Swawoli.


1

Flanagan pojawił się na miejscu wcześnie. Na oko dobiegał czterdziestki, ale modna fryzura i kwadratowa szczęka jak u gwiazdy filmowej sprawiały, że sprawiał wrażenie młodszego. I z całą pewnością nie był gburem, z którym Tamara rozmawiała w kawiarni na stacji głównej.
Przed prywatnym detektywem stanęła nie grzesząca urodą kobieta. W grubych okularach. I do tego wyglądająca na niezbyt zamożną. Uśmiechnęła się do niego słabo, a raczej wykrzywiła ucharakteryzowaną twarz w takim grymasie.
- Dziękuję, że zechciał się pan ze mną spotkać . - Powiedziało wcielenie rozpaczy jakim teraz była Tamara. - I wysłuchać. Podejrzewam, że mąż mnie zdradza.
- Bardzo mi przykro to słyszeć - zapewnił od razu mężczyzna, mówiąc z wyraźnym akcentem z południowych Stanów. - Niestety takie rzeczy się zdarzają, choć nie ma sensu przesądzać faktów. To tylko wywołuje niepotrzebne nerwy. Proszę usiąść - odsunął potencjalnej klientce krzesło.
Kobieta z wdziecznością przyjęłą tę odbrobinę serdeczności, w duchu podśmiewając się z naiwości jaką sama odstawiała.
- Wraca późno z pracy. Tłumacząc, że ma nowych klientów i musi o nich dbać. Tylko czy klienci pachną damskimi perfumami?- Zaniosła się spazem. - A pieniędzy do domu nie przynosi więcej. - LePaige wyciągnęła z kieszeni źle skrojonego i niemodnego płaszcza chusteczkę i wydmuchała w nią nos.
- Przyznaję, że brzmi to podejrzanie - Flanagan usiadł naprzeciwko niej. - Czy chce się pani czegoś napić?
- Nie dziękuję. - Szybko zaprzeczyła ściskając nerwowo torebkę. - Mąż wylicza mi każdy grosz. - Pożaliła się. - Proszę mi powiedzieć od czego pan może zacząć?
- Od rutynowych pytań. Gdzie pani mąż pracuje? Czy wie pani dokąd chadza w wolnych chwilach. No i czy ma pani jakieś jego zdjęcie - przy ostatnim pytaniu poklepał leżącą na krześle obok torbę.
- W sprzedaży. Gdzie dokładnie to nie wiem, bo zmienił pracę. - Pociągnęła nosem. - Wolne chwile, których ma niewiele, spędza z kolegami z pracy, w jakimś klubie dla mężczyzn. Nie, zdjęcia nie mam.
- Rozumiem, pani Stepanov - Rock pokiwał głową. - A gdzie pracował wcześniej?
Kobieta zamyśliła się, po czym wymieniła z nazwy jakąś firmę.
- Zatem w pierwszej kolejności zacznę tam. Popytam, bardzo możliwe, że któryś z pracowników wie do jakiej konkurencji przeszedł. I tak, po nitce do kłębka, znajdę pani męża - strywializował temat do absolutnego minimum.
-I co później. - Zapytała.
- Tu już różnie. Może chwali się w nowym miejscu swoimi podbojami, może będę go musiał śledzić i na czymś przyłapać. A może sprzedaje perfumy? - wymieniał. - Wolę nie uprzedzać faktów.
- A jeżeli okaże się, że mnie zdradza? - Tamara załamała ręce nad swoim wyimaginowanym nieszczęściem.
- Zrobię zdjęcia, żeby miała pani dowody, a wtedy wystarczy męża pozwać i puścić w skarpetach - odparł uspokajająco. - Kontrakt małżeński to poważna sprawa, a przecież nawet błahy kontrakt to rzecz święta.
Tamara udała, że resztkami sił powstrzymuje się przed wybuchem płaczu.
- Co ja biedna wtedy pocznę?- Wzrok utknął w blacie stołu. - Sama. Zdradzona…
- Wiem, że to może wyglądać jak koniec świata - mężczyzna sięgnął przez stolik i poklepał Tamarę po ramieniu. - I wiem, że trudno będzie pani uwierzyć w moje słowa, ale wielu moich klientów i klientek odżywa po rozwodzie. Wolni od zamartwiania się, z pieniędzmi po sprawie rozwodowej, mogą w końcu odetchnąć i posmakować życia.
- Tak pan myśli? - Zapytała niepewnie. - Dziękuję. Bardzo dziękuję. - Otarła łzy. - Za czas który mi Pan poświęcił.
- Ależ to nic takiego - zapewnił po dżentelmeńsku Flanagan. - Czy mam rozumieć, że jest pani zainteresowana moją pomocą? - spytał formalnie, choć nienachalnie.
- Tak, jestem. - Odpowiedziała nieśmiało. - I to bardzo.
- Pozostaje zatem kwestia mojego honorarium - Rock podał swoją cenę. Tamara musiała przed sobą przyznać, że nie była wygórowana.
- To… - Le Paige udała zatroskaną. - Ja… muszę to przemyśleć.
- A nie uważa pani, że dość się już zamartwia tą sprawą? Trochę gotówki za spokój umysłu to dobry interes - detektyw wyczuł, że biznes może mu się wyślizgnąć z rąk.
- Trochę gotówki… - powtórzyła za nim w zamyśleniu. - Naprawdę muszę to przemyśleć. - Powiedziała wstając. - Odezwę się do Pana.
Rock wyraźnie chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Nachalność i tak by nie pomogła.
Le Paige zostawiła detektywa samego. To i tak nie był ten, którego szukała. Liczyłą, ze spotkanie z następnym przyniesie coś więcej. Scenariusz miał być podobny.
Niestety Henry Heaton również okazał się być pudłem. Młody, niespełna trzydziestoletni mężczyzna z Bostonu. Znacznie bardziej bezpośredni w podejściu, choć nie aż tak gburowaty jak nieznajomy z restauracji. Tym samym lista prywatnych detektywów się wyczerpała. Pozostawało Ryan Security... albo jakiś prywatny kontraktor, który nie ogłaszał się w żadnych gazetach. Tylko czego ktoś taki szukałby w przedsiębiorstwie rybnym?

_____________________________
1 - grafika z gry Bioshock
 
Zapatashura jest offline