Kadlin kierowała się za wilczycą. Z niedowierzaniem przyjmowała gniewne reakcje mieszkańców. Choć z drugiej strony każdy z nich miał swoje sekrety które woleliby zakopać w głębokim dole, a nie wiadomo co tacy wścibscy ludzie chodzący po gospodarstwie znajdą.
Pierwsza próba nie wyszła, cóż można było powiedzieć Kadlin zazwyczaj traktowała Une jako towarzyszkę i obrońcę a nie tropiciela. Druga próba poszła już lepiej chociaż sama ‘przechadzka’ trwała długo. Kadlin nie raz zacierała dłonie by rozgrzać drętwiejące palce.
- Dobra Una - Powiedziała w odpowiedzi kiedy wilcza siostra doprowadziła ją do miejsca obozowiska. Poczochrała Unie futro w ciepłym geście. Nie mieli też zbytnio czasu, obozowisko było pełne wskazówek ale nie było ludzi.
Niestety Kadlin była zmęczona i zaczynała być głodna. Wilczyca też zakręciła się wokół kociołka. Wieszczka sięgnęła włożoną tam łychą i zamieszała. Coś co wyglądało jak gulasz nawet nie zaparowało.
- Dawno się tu byli jedzenie jest zimne. - Spróbowała trochę i trochę dała Unie. Na spojrzenia reszty wzruszyła ramionami. - Nie powinno się marnować... ciekawie co ich tak wypłoszyło że zostawili wszystko…
Kadlin zainteresowała się piórami i krwią jaką przy nich skropiona była ziemia.