Ostatni nóż Okaryjki przeleciał przez twarz mary, nawet nie muskając klejnotu. Oczy rozżarzyły się czerwienią i widmo przypuściło kolejny atak, tym razem wirując opętańczo i wymykając się ciosom Ianusa. Sztylet uderzył w bok Thoera, zahaczając o żebra. Do mentalnego bólu spowodowanego atakami demona, dołączył zwyczajny piekący ból pociętego ciała. Thoer zacisnął zęby i skupił się tak mocno jak mógł na majaczącym przed nim cieniu. Znajdując się na skraju omdlenia uderzył potężnie, szerokim ciosem mierząc w klejnot. I kiedy nadeszła kolejna fala odbierająca legioniście zmysły, zobaczył osypujące się na podłogę kawałki klejnotu.
Pozostał jeszcze jeden. Ten, który od początku starcia był bezbronny. Widmo zdołało przedostać się do miejsca, w którym leżał jego sztylet. Teraz atakowało chwiejącego się na nogach Cedmona. Gmanagh niemal wywrócił się, kiedy starał się zbić cios mieczem i nie trafił w zbliżające się do jego ciała ostrze. Wąski sztylet wbił się w policzek, zazgrzytał na zębach i utkwił w języku. Cedmon padł w tył, krztusząc się wypełniającą usta i gardło krwią. Duch przeleciał nad nim i dopadł do leżącego na ziemi jeńca. Mężczyzna nie był w stanie bronić się przed atakiem. Tuż obok niego pełzał Torstig, wymiotujący resztkami porannego posiłku. Tylko uderzenie serca dzieliło zjawę od zadania ciosu bezbronnemu mężczyźnie.