- A żeby was...-
Livia złorzeczyła na zjawy i to coś "dojrzewające".
Ledwo zauważyła podsunięty jej przez Accipitera sztylet zjawy, ale zauważyła. Niezgrabnie chwyciła broń i zachwiała się prostując plecy.
Wymierzyła, starając sobie wyobrazić, że jest w małej melince i właśnie ogrywa jakiegoś podrzędnego złodziejaszka rzucając nożami do powieszonej na ścianie tarczy. Liczyła że tak ćmienie w głowie zelżeje a sztylet poleci ładnie do celu. Mięśnie ramienia napięły się a następnie ciało Okaryjki zamachnęło się jak robiło to wiele razy w życiu.
Sztylet zaczął szybować w powietrzu w stronę wyobrażonej sobie tarczy.
W stronę środka.
Tam gdzie wisiał w powietrzu zielony kamyk.