Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2019, 22:57   #47
Darth
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Podczas gdy mężczyźni dyskutowali na temat najlepszej metody wydostania się z miasta tabaxi po prostu odeszła, mieszając się z tłumem, ale nie ruszyła w stronę bramy. Koty chodzą swoimi ścieżkami, nawet jeśli Nadal karcąco macha potem palcem. Pokręciła głową, marudząc pod nosem, bo od początku męczyło ją to zastanawianie i pomysły na ucieczkę. Zamiast próbować nie rzucać się w oczy, idąc przez bramę co raczej i tak by jej nie wyszło, wybrała inną opcję. Odeszła dalej, gdzie nie zauważyła straży i gdy tylko uznała że jest właściwy moment, wskoczyła na mur, wbijając weń pazury.

- Cyrki i udawanki.. nie mam na to czasu. - szepnęła pod nosem.
Mury miasta były solidne, ale nie idealnie gładkie, ułatwiając wczepianie pazurków tu i tam. Kapłanka już jakiś czas nie miała okazji się tak dobrze bawić więc kręcąc swoim zwisającym ogonem czmychnęła szybko gnana adrenaliną i wylała się na mur. Rozejrzała na boki, czy nie ma tu żadnej straży, ale w czasie dłuższego pokoju patrole musiały być dość leniwe i mało liczebne. W najbliższej okolicy na murze nie było nikogo, ale tabaxi nie chciała kusić losu i przygotowała się do trudniejszego zadania jakim było zejście po drugiej stronie. Schowała medalion Bast, by przypadkiem nie spadł jej z szyi i dała nura przez blanki. Przez chwilę widać było tylko jej koci tyłek, nogi a potem już tylko ogon gdy opuszczała się po murze na drugą stronę. Koniec tej kociej wędrówki nastąpił gdy straciła przyczepność i z lekkiej wysokości spadła w piasek.

- No widzisz Yas? Jeszcze młoda dupa jesteś. - Po tym uroczym samokomplemencie dmuchnęła piaskiem z nosa i otrzepała się, odwracając się by odejść od murów, kiedy usłyszała ciche parsknięcie śmiechu.
- Młoda i sprawna… choć nad lądowaniem trzeba jeszcze popracować. - Ardeshir wstał spod muru, skąd miał dość dobry widok na ludzi w dość dużej odległości opuszczających miasto przez główną bramę, na pewno wystarczający by dostrzec gdyby zaczęło się jakieś zamieszanie.
Kapłanka właśnie była zajęta oklepywaniem swoich uszu, by wypadły z nich resztki piasku gdy zaczepiona znienacka, odwróciła się gwałtownym susem. Zdążyła położyć już uszy w obronnej postawie, a futerko na karku lekko jej się zjeżyło gdy zorientowała się że to tylko jeden mężczyzna którego poznała chwilę wcześniej w oberży. Uniosła palec i rozchyliła usta jakby miała odpowiedzieć na tą bezczelną ocenę jej umiejętności wspinaczkowych, ale po chwili zrezygnowała. Nagle uszka tabaxi uniosły się, łapiąc łakomo dźwięki niczym w pełni napięte żagle, a dziewczyna spojrzała gdzieś za Ardeshirem.

- Yasumrae, dobrze to wymawiam? - zapytał, smakując jak to imię, dość egzotyczne, brzmiało mu ustach - Ale jeśli ty tu jesteś, to gdzie jest...
Mężczyzna nie zdążył dokończyć, kiedy z muru zeskoczyło na niego coś dużego, przewracając go na ziemię, i zaczynając lizać go po twarzy.
-... Naveed. - Wojownik dokończył z westchnieniem, jak gdyby spodziewał się że kot przywita go dokładnie w ten sposób.
Ponieważ język leoparda zasłaniał mu cały widok, jedyne co, to usłyszał rozbawiony śmiech dziewczyny. Podczas gdy Al-Asad odpierał “atak”, Yasu podeszła i kucnęła obok nich.
- Yasumrae. - Poprawiła go, choć wiele się w brzmieniu nie pomylił. - Jesteś pierwszą osobą która zapytała.
Kocica przechyliła głowę by spojrzeć na nich z ukosa, a jej turkusowe oczka wydawały się wesołe.
- Co za niezdara.. musisz popracować nad lądowaniem. Wszędzie powpada Ci piasek.
Zakpiła z niego niegroźnie po czym wstała, na tych śmiesznych stopach wygiętych jakby była w szpilkach. Pochyliła się i wyciągnęła dłoń by pomóc mu wstać.

- Co tu robisz? Co uzgodniliście w oberży? - fuknęła przez nos i dodała ze złośliwym uśmieszkiem - Tabaxi rzeczywiście muszą przynosić szczęście, wystarczy zobaczyć jaki Naveed jest szczęśliwy.
- Tyle pytań... - on też się uśmiechnął, choć nie było widać w tym złośliwości. Chwycił jej dłoń, i podniósł się z ziemi, szybko, i sprawnie. - Uzgodniliśmy że ja zajmę się waszymi zapasami, i zaczekam na was przy wschodniej bramie. Więc jestem.
Ardeshir otrzepał się z piasku, patrząc na ubrania, i zerkając na Yasumrae, po czym przykucnął przy Naveedzie, głaskając go powoli po grzbiecie.
- I oczywiście że Naveed jest szczęśliwy. Bardzo nalegał żeby cię znaleźć. - Leopard spojrzał na kapłankę, wyraźnie dumny z siebie, i zadowolony.
- Dobrze się spisałeś. Jest cała i zdrowa. - Wojownik również spojrzał na kocicę, uśmiechając się lekko - I ciągle chodzi swoimi ścieżkami. Czemu mur? I gdzie jest reszta?
Kotka cmoknęła.
- Wybacz ale usłyszałam tylko twoją wersję wydarzeń, a jeśli Ci odmówili? Jeśli mówisz prawdę, to i tak się przekonamy już niedługo. Czemu mur? Bo mogłam. Nie lubię tłumów, ani ukrywać ogona.
Stała patrząc z ukosa, z dłońmi opartymi na biodrach.
- Zaiste niezwykły zbieg okoliczności.. bogowie muszą mieć dobry humor.
Na to, Ardeshir prychnął krótko.

- Nigdy nie pokładałem dużo wiary w bogów. Wolę myśleć że sami stanowimy nasz los. - przeniósł wzrok na Naveeda, który teraz siedział sobie spokojnie, powoli kręcąc ogonem po piasku, obserwując ich oboje, i uśmiechnął się - Ale masz przynajmniej jednego wiernego wyznawcę w pobliżu.
Wojownik rzucił okiem na bramę, i wzruszył ramionami.
- Dowiemy się niedługo. Nadal dostał moją wiadomość? Jego zwierzątko wydaje się sprytne, ale nie jestem pewny czy zrozumiało co mam na myśli, kiedy powiedziałem mu by do niego wracał.
Tabaxi odgarnęła futro zwane włosami, po czym wyciągnęła i zawiesiła na szyi swój medalion Bastet. Spojrzała to na leoparda, to na jego pana. Tego ostatniego nagrodziła drobnym uśmiechem.
- Wygląda jakby brakowało mu czułości. - skomentowała potrzebę łaszenia się Naveeda i uniosła brew w kierunku mężczyzny, jakby sugerując że za mało uwagi mu poświęca.
- Co do Nadala to tak, zwierzak do niego wrócił, ale nie mogę Ci nic powiedzieć póki nie wiem czy się z Tobą dogadali. Zdążył za to mnie ochrzanić za zapewnienie jego podwładnemu pochówku gdy oni pozwolili by jego ciało leżało i leżało jakby ta sprawa nie była dość ważna. Jestem prawie pewna że zostawiliby to w rękach jakiś nieodpowiedzialnych ludzi którzy skopali by sprawę.
Kapłanka ruszyła wolnym krokiem by podejść bliżej w stronę bramy. Niespodziewanie spojrzała w kierunku Ardeshira, z tymi swoimi nastroszonymi jak u wiewiórki uszami.
- Lubisz to miejsce? - zapytała znienacka.
Wojownik wydawał się zaskoczony pytaniem, jak gdyby nie do końca wiedział co powiedzieć. Zawahał się przez moment, drapiąc Naveeda powoli za uszyma, również zbliżając się bliżej do bramy, wraz z kapłanką.

- To miasto? Czy ten kraj? - uniknął jej spojrzenia, patrząc w dół na leoparda - Nie mogę powiedzieć że lubię. Ani jedno, ani drugie. Nie jestem pewny czy znasz to uczucie... - Zawiesił głos na moment, jak gdyby nie był pewny czy mówić dalej. Cisza trwała dłuższy czas, zanim odpowiedział. - Spojrzałem na otaczający nas świat, i stwierdziłem że powinien być lepszy. To czuję, kiedy odwiedzam miasta w tym kraju.
- Celowo nie sprecyzowałam. Chodziło mi bardziej o pustynię. Tam skąd pochodzę jest więcej roślinności, a za tymi waszymi ludzkimi miastami i tak nie przepadam. - Odparła miękko tabaxi, sięgnęła do bukłaka i napiła się bo stanie w żarze pustyni nie było najprzyjemniejsze gdy nie miało celu. Kac powoli ustępował, ale kocica jeszcze czuła się trochę otępiała.
- Chcecie się napić? Idealisto, nieznany brodaczu? Naveed? - potrząsnęła bukłakiem patrząc pytająco.
- Idealisto? - uśmiechnął się do niej, biorąc od niej bukłak, i pociągając łyk, a potem dając napić się leopardowi, kucając przy nim kiedy łapczywie chłeptał wodę - Nie wiem czy jestem idealistą. Człowiek powinien robić co uważa, i żyć wedle swoich zasad. Inaczej, po co chodzić po tym świecie? - Podniósł się, oddając jej bukłak, i patrząc jej głęboko w oczy - W tobie też jest coś z tego. Inaczej nie poszłabyś pochować tego elfa. Zaryzykowanie własnego życia dla zasady wymaga woli. A to rzadka rzecz.
- Życia? Nie przesadzaj nie było aż tak groźnie. Poza tym jestem kapłanką Bast, ludzie raczej nie mają ze mną żadnych zatargów.. są źli na podatki, władców którzy narzucają im swoje prawa. Nikt raczej nie atakuje wyciągniętej w ich kierunku ręki gdy chce ona pomóc. Wszyscy potrzebują odpoczynku od stresów i nerwów, dlatego łakną tej łaski od Bastet.
Odwzajemniła się spojrzeniem, choć jej źrenice podobnie jak u Naveeda w tym ostrym świetle przypominały prawie wąską pionową kreskę.
- To co powiedziałeś z jednej strony jest słuszne, a z drugiej jestem pewna że Ci łowcy niewolników też “robią co uważają i żyją wedle własnych zasad”

- Oh, tak. Po tym poznaje się jakość człowieka; większość daje się ponieść, gdyż brak im woli by postępować tak jak powinni. Dlatego istnieją prawa. A czasem… ten brak woli prowadzi do czynów złych. Czy celowych, czy poprzez zaniechanie...
Na moment, bardzo krótki, tak krótki że nie była w stanie stwierdzić czy był prawdziwy, czy tylko jej się zdawało, oczy Ardeshira stały się bardzo twarde, a ton, zwłaszcza przy jego ostatnim słowie, bardzo zimny. Minęło to tak szybko jak powiew wiatru.
- A jeśli człowiek zboczy z prawej ścieżki, trzeba go na nią skierować. Gdyby zaś odmówił… dla tych są ostrza, i kły. Prawda, Naveed? - Kot warknął potakująco.
- Yh.. gadasz jak stary klecha. - skomentowała Yasu, wywijając oczami, najwyraźniej niezbyt przekonana jego wypowiedzią. - Mamy zdecydowanie inne podejście, zaczynając od tego że nie uważam by moją misją było nawracanie wszystkich na “lepszą” drogę. Większość sama musi to zrozumieć, mogę dawać przykład, ale nie będę siłą nikogo nawracać. Użycie jej to raczej ostateczność.
Ardeshir parsknął śmiechem.
- Gorzej. Gadam jak stary Lew. I pomyśleć że śmiałem się z niego kiedy wygłaszał swoje przemowy. - pokręcił głową, i spojrzał na nią raz jeszcze, tym razem bardziej poważnie - Niektórych nie da się nawrócić samym przykładem. Jestem pewien że nie raz to widziałaś. Ale widać nie tylko ja mam w sobie coś z idealisty. - Machnął dłonią, jak gdyby nie przejmował się kompletnie jej brakiem aprobaty - Długa służba żołnierska robi z ludzi filozofów, albo poetów. A że do poezji talentu nie mam, ku niekończącemu się żalowi mego mistrza, zostaje mi filozofia. - wzruszył ramionami, i uśmiechnął się rozbrajająco - A dyskusje na temat natury ludzi, i ich postępków lepiej prowadzić wieczorem, w dobrym towarzystwie, i przy dobrym alkoholu.

- O, teraz mówisz moim językiem! - rzekła wesoło po czym dodała. - Wiesz, ale przynajmniej ze mnie nie będą się tak śmiać pijanej, jak z was, chodzących na czworaka.
- Oh? Czy to wyzwanie kto kogo zapije pod stół? Nie wiem do jakich szlachciców ze słabymi głowami jesteś przyzwyczajona, ale ja jestem synem kowala, i żołnierzem z wyboru. Nie dam się łatwo pokonać.
Kotka parsknęła.
- Zawody w piciu? Ze mną? Żartujesz sobie, kobiecie nie przystoją takie rozrywki, ani kapłance tym bardziej.. - odpowiedziała zadzierając nos i mówiąc tonem pełnym arystokratycznej pogardy, po czym zaśmiała się i dodała już normalnym głosem. - Mam słabą głowę do alkoholu więc będziesz musiał spróbować swoich sił z kimś lepszym odemnie.. na pewno dorwiesz jakiegoś włochatego krasnoluda.
- Ale czy będzie tak uroczy? - mrugnął do niej przekornie, i również się roześmiał - A mówiąc szczerze, mam w jukach butelkę dobrego Arak, i nikogo z kim mogę ją wypić. Reszta twojej grupy wydaje się być... - szukał dobrego słowa -... trochę spięta całą sytuacją. Albo nie nadają się do picia. Jak Nadal. Po tym wręcz widać że rozrywka z niego żadna. Plus... - rzucił okiem na leoparda - Naveed cię lubi. A ufam jego opiniom. Ma dobrą intuicję.

- Ah.. czyli to Naveed powiedział Ci że masz mnie upić? - Kapłanka odpowiedziała detektywistycznym tonem jakby właśnie rozgryzła jakąś zagadkę. - A wydawał się taki porządny.
Spojrzała na leoparda, udając powagę i uniosła wzrok na Al-Asada.
- Jeśli liczysz że zobaczysz mnie nietrzeźwą, błądzącą na czterech łapach to cię zawiodę, ale raczej już umiem pić. A Nadal może być fajny jak się go rozpije, dzięki za pomysł.
Leopard obrócił ciekawsko główkę, zainteresowany nagłą uwagą którą oboje mu poświęcili, i parsknął. Ardeshir dalej się uśmiechał, lekko, wyraźnie zrelaksowany.
- Jesteśmy obaj podstępni, jak widać. A choć widok kapłanki Tabaxi próbującej naśladować Naveeda na pewno mu schlebi, ja pewnie wykorzystałbym okazję by przekonać cię byś mi pozowała. Szkicowanie. - wzruszył ramionami - Trzeba jakoś odwracać uwagę, a dawno nie miałem okazji szkicować kogoś żywego. Życie w podróży nie służy poznawaniu nowych osób. Zwłaszcza takich które nadają się by je narysować.
- Masz przecież Naveeda! On jest dość dostojny i piękny by go rysować, prawda? - Pogłaskała leoparda po głowie, uciekając od tematu rysowania jej, nieco skrępowana.

- Prawda. I rysowałem go już. Wielokrotnie. - Naveed wyprostował się dumnie, jak gdyby potwierdzając słowa Ardeshira - A tobie też niczego nie brakuje. - Spojrzał po niej uważnie, od stóp do głów, zawieszając oczy na jej krągłościach, futerku, i figurze, z udawaną powagą artysty. - Twoje kolory bardzo pasują do mojego stylu.
Chociaż pokrywało ją futro, nie trudno było się domyślić że zawstydził ją i pokryła się rumieńcem gdzieś za jego granitową barwą. Odwróciła twarz, kręcąc głową i uniosła otwartą dłoń.
- Andraste z pewnością by chciała być uwieczniona, lubi być w centrum uwagi, a i urody jej nie brak. - Kotka rzuciła prędko, nieco nerwowo i przyspieszyła krok, wyprzedzając nieco mężczyznę. Sama do końca nie wiedziała czemu poczuła się aż tak spięta.
Ardeshir i Naveed spojrzeli po sobie, wyraźnie rozbawieni jej reakcją. Mężczyzna podrapał leoparda za uszyma, i podążył za kapłanką. Choć rozmowa była bardzo przyjemna, trzeba było spotkać się z resztą… i zaprowadzić ich do oczekujących ludzi Mustafy. Pogadać… i nie tylko, będzie można później.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline