Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2019, 11:27   #1630
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Na górze rozbrzmiał dzwonek. Zwyczajny, co napawało pewną dozą optymizmu. W oczekiwaniu na starego majordoma, awanturnicy wdali się w pogawędkę z Tadeuszem i Kunegundą, bo tak na imię miała zmutowana służka. Cassimir poza nieartykułowanymi dźwiękami i okrzykami nie mówił nic.

W zamku obecnie prym wiodła Margritte von Wittgenstein, czyli ta osoba, którą widzieli we wsi. Co ciekawe, oboje jej rodzice, Ingrid de domo Aretthaus-Knauff i Ludwig baron von Wittgenstein, żyli i mieli się co najmniej dobrze, mimo że stracili już zainteresowanie losami baronii i wycofali się do swoich enklaw w zamku. Baronowa spełniała się, zajmując swoimi ulubieńcami – kotami, a baron kilka lat temu zamknął się w wieży, tej bez okien aby poświęcić się komponowaniu muzyki. Był jeszcze najmłodszy brat lady Margritte, Kurt. Ale wedle słów Kunegundy był zdziwaczałym młodzieńcem, mającym nietypowe hobby – namiętnie wypychał zwierzęta. Średni z rodzeństwa, Gotthard wyjechał z Wittgensteinu i osiadł w Middenheim, gdzie ponoć piastował jakąś bardzo poważną funkcję.

Pytana o absztyfikantów baronówny, Kunegunda zaśmiała się perliście. – No wiecie, Panie von Attre… O takie rzeczy pytać… No byli… Ale żaden nie przypadł do gustu Pani… Nie ma Panienka szczęścia w miłości…
- Głupoty gadasz, Kunia – wszedł jej w słowo Tadeusz. – Pan von Frauheim uciekł jak zobaczył biedę we wsi, bo myślał, że jak w koligacje z Wittgensteinami wejdzie, to i bogaty się stanie. Baronowi von Ruttendorst serce stanęło, gdy zapoznał się z rodziną, ale co się dziwić. Stary grzyb był, to serce miał wysłużone. Bretończyk de Treuville chyba tylko po to przyjechał, żeby z murów w nurty Reiku skoczyć, a ten ostatni w nocy zniknął bez śladu. To pewnie oszust był, co skarbu szukał i pewnie w lochach go Sladrag zdybał.
- Ach, Ty wszystkiemu umiesz romantyczności odjąć – zasmuciła się służka. – Ale Pan tu o Ulfhednara pyta. Wielki to i możny Pan. A może i on o rękę Pani przyjechał się starać? Piękna by z nich para była – westchnęła Kunegunda, składając ręce. – Ten jego przyboczny jeno we mnie strach wzbudza. Ach, ciarki mnie przechodzą jak patrzę na jego muskularne ciało, te groźne oczy co mu spod rogów błyskają…

- Na cóż mnie starego, wołaliście? – rozległo się od drzwi i ukróciło paplaninę służki. W drzwiach stał zgarbiony, całkowicie łysy, odziany w niesamowicie wyblakłą, połataną liberię mężczyzna. Jego pomarszczona, żółtawa skóra pokryta była niezliczonymi starczymi plamami. Zapadnięte wargi wskazywały na kompletny brak uzębienia. W oczodół wciśnięty miał kryształowy monokl. Lewą rękę miał wciśniętą głęboko w kieszeń surduta. Gdy szedł cały jakoś tak przechylał się na lewo. – Cóż to za ważkie sprawy wymagają obecności Laurenza?
- Von Attre? Nie znam
– oznajmił, kiedy Tadeusz wyjaśnił powód zawezwania go. – Zaprowadź gości do wielkiego hallu i powiedz służbie, żeby ich zakwaterowała w gościnnych. Pani z pewnością ich przyjmie później… - odwrócił się i pokuśtykał w kierunku kuchni. – Idę spać… I było mnie po to budzić…

- Ale… - powiedział tylko Tadeusz i machnął z rezygnacją ręką. Odwrócił się do awanturników. – Państwo pozwolą za mną.
 
xeper jest offline